W środę ministerstwo rozwoju poinformowało, że premier Mateusz Morawiecki podjął decyzję o sprzedaży wszystkich posiadanych akcji banku BZ WBK. Jako pierwszy informował o tym serwis rp.pl. Sprawa posiadanych przez Morawieckiego 13 711 akcji banku, którym kierował w latach 2007-15, pojawiła się m.in. podczas wtorkowej debaty nad expose oraz w apelach partii Razem. Niektórzy politycy zarzucali Morawieckiemu, że nadzorując sektor bankowy i posiadając akcje jednego z banków może popadać w konflikt interesów.
- Dobrze, że doszło do sprzedaży akcji, ale trzeba powiedzieć o jednej rzeczy - jest jeszcze kwestia różnicy kursu pomiędzy październikiem 2015 roku a dniem dzisiejszym. To jest grubo ponad milion złotych, o który majątek premiera Morawieckiego przyrósł. I co jest istotne to to, że ten wzrost był związany z politycznymi decyzjami podejmowanymi przez rząd i przez PiS - komentował decyzję Morawieckiego Adrian Zandberg z Razem.
Według polityka akcje premiera mogły nabrać wartości dzięki decyzjom, które Morawiecki podejmował jako minister. - Nie jest tajemnicą, że Morawiecki nie był entuzjastą prezydenckiego projektu dot. kredytów frankowych. Nie jest tajemnicą, że to, iż PiS ten projekt odrzucił, to było na korzyść banków, w szczególności tych, które są "umoczone" we franki, a jednym z nich był właśnie były bank Morawieckiego, który ma olbrzymi portfel tych kredytów - mówił Zandberg w Polsat News.
- Uczciwość, moim zdaniem, wymagałaby tego, żeby premier tę różnicę pomiędzy kursem z 2015 roku, kiedy obejmował swoją funkcję i zaczynał mieć wpływ polityczny na sytuację tego banku, przekazał na cel społeczny. Do tego go od samego początku zachęcamy - stwierdził. Jednocześnie wyraził nadzieję, by "nie skończyło się na sprawie Morawieckiego".
Zandberg zaproponował, by ministrowie umieszczali swoje papiery wartościowe w "ślepym" funduszu powierniczym. - To działa w ten sposób, że on w efekcie nie wie, w jakich konkretnie akcjach jest zaangażowany jego majątek. I dzięki temu nie ma ryzyka, że będzie podejmować polityczne decyzje, mając gdzieś w podtekście myśl o tym, "czy to mi zaszkodzi, czy mi pomoże" - tłumaczył. Dodał, że takie standardy obowiązują w państwach zachodnich. - Najwyższy czas, żebyśmy w Polsce też zaczęli ich przestrzegać, a nie zachowywali się jak w Kazachstanie - powiedział.