Reklama

Ceny posiłków w Sejmie spadły o około połowę

Ceny posiłków przy Wiejskiej spadły o około połowę. – Aspekty komercyjne nie są pierwszorzędne – wyjaśnia Kancelaria Sejmu.

Aktualizacja: 13.02.2018 19:08 Publikacja: 12.02.2018 17:42

Ceny posiłków w Sejmie spadły o około połowę

Foto: sejm.gov.pl

12 zł za zestaw obiadowy, składający się z zupy pomidorowej albo krupniku oraz kotleta mielonego z dodatkami – to nie menu baru mlecznego, a poniedziałkowa propozycja najpopularniejszego sejmowego bufetu niedaleko sali obrad. W równie atrakcyjnych cenach oferuje śniadania i garmażerkę. Przykładowo twarożek kosztuje 3 zł, a sałatka z majonezem – 5 zł.

W eleganckiej restauracji w hotelu sejmowym jest nieco drożej z uwagi na obsługę kelnerską. Ale tamtejsze ceny też trzeba uznać za kuszące. Zestaw obiadowy kosztuje 15 zł, w skład którego w poniedziałek wchodziła zupa szczawiowa i rumsztyk z cebulką. Prawdziwym hitem są śniadania w formie bufetu. Za 10 zł można najeść się do woli.

– Posłowie bardzo chwalą jakość posiłków, a szczególnie ich cenę – nie ukrywa prof. Włodzimierz Bernacki z PiS, szef Komisji Regulaminowej, Spraw Poselskich i Immunitetowych. Powód? Jeszcze niedawno bufetowe śniadanie kosztowało 30 zł, a ceny obiadów również były dwu-, a nawet trzykrotnie wyższe. Nowy cennik jest skutkiem przejęcia z początkiem lutego gastronomii przy Wiejskiej przez Kancelarię Sejmu.

Od upadku PRL w Sejmie operowali zewnętrzni ajenci. W ostatnich latach zmieniali się jednak jak w kalejdoskopie i narzekali, że na żywieniu w zamkniętym kompleksie nie da się zarobić. Czarę goryczy przelała afera z ostatnim restauratorem, który pokłócił się ze wspólnikiem i nielegalnie podawał alkohol. Wtedy kancelaria zdecydowała, że sama zatrudni kucharzy.

Dlaczego zrobiło się tak tanio? – Oprócz wysokiej jakości posiłków i ich różnorodności ważna jest także cena, która powinna być jak najbardziej atrakcyjna i przystępna. Jednocześnie warto podkreślić, że w tej kwestii aspekty komercyjne nie są pierwszorzędne – podkreśla dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu Andrzej Grzegrzółka.

Reklama
Reklama

Poseł PO Jarosław Urbaniak podejrzewa, że kancelaria dopłaca do żywienia posłów, bo bary mleczne, które oferują jedzenie w podobnej cenie, są dotowane z budżetu. – W Sejmie zrobił się trochę socjalizm, bo ktoś wyznacza ceny, kierując się głównie kosztami składników, pomijając pracę i energię – zauważa Urbaniak.

A to nie pierwszy raz, gdy po objęciu rządów przez PiS sejmowe władze dają ulżyć poselskim portfelom. W tej kadencji o ponad 2 tys. wzrósł miesięczny ryczałt na prowadzenie biur poselskich. W górę poszedł też jednorazowy limit wydatków na remont biur.

Prof. Bernacki mówi, że to skutek zamrożenia wydatków na funkcjonowanie posłów za czasów PO. – Obawiano się, że każda drobna zmiana wywoła niezadowolenie mediów – tłumaczy.

Polityka
Sejm zgodził się na przymusowe doprowadzenie Zbigniewa Ziobry na komisję ds. Pegasusa
Polityka
„Następnego dnia się pożegnamy”. Donald Tusk przedstawił ministrom ultimatum
Polityka
PiS przedstawia „Deklarację Polską”. Apel Jarosława Kaczyńskiego do Konfederacji
Polityka
Paweł Śliz o Ministerstwie Sprawiedliwości: Nie rozliczajmy PiS-u. Rozliczmy PiS
Polityka
Co z cenami prądu w Polsce? Nowy minister mówi, co „jest na stole”
Reklama
Reklama