Decyzja o odsunięciu głowy państwa została podjęta po burzliwej debacie dyrekcji Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC). Zumie zarzuca się wiele afer korupcyjnych, z których uparcie nie chce się rozliczyć. Chodzi głównie o kontrakty na zakup broni od europejskich koncernów za ok. 5 mld dol. na początku lat 90. Sprawa została umorzona tuż przed wyborami prezydenckimi w 2009 r., ale znów podniosła ją opozycja.
Prezydent nie potrafi także wytłumaczyć, jak sfinansował luksusowy dom w rodzinnej miejscowości Nkandla w prowincji KwaZulu-Natal. I nie chce się uwolnić od związków z klanem Gupta, bardzo bogatą rodziną pochodzenia indyjskiego, która zdobyła wiele kontraktów państwowych i stanowisk w pałacu prezydenckim.
ANC obawia się, że jeśli ten wrzód nie zostanie szybko przecięty, pierwszy raz od obalenia apartheidu w 1994 r. partia może stracić władzę w wyborach prezydenckich w kwietniu 2019 r. Ostrzeżeniem były już wybory lokalne w 2016 r., które wygrał Alians Demokratyczny, centroprawicowa partia działająca w opozycji do ANC.
Za buntem przeciw Zumie stoi Cyril Ramaphosa, który w 2014 r. roku został wiceprezydentem RPA, zaś w ub.r. pokonał byłą żonę Zumy – Nkosazanę Dlamini-Zumę w walce o przywództwo ANC. To układ dobrze znany w polityce RPA i szerzej całej Afryki. Sam Jacob Zuma jako wiceprezydent stanął w 2008 r. na czele buntu przeciwko ówczesnej głowie państwa Thabo Mbekiemu i rok później został prezydentem.
– Tym razem jednak nie chodzi tylko o personalia. Ramaphosa to być może ostatnia szansa na odzyskanie przez ANC zaufania wyborców – mówi „Rzeczpospolitej” Bob Dewar, znawca RPA z londyńskiego Chatham House.