Reklama
Rozwiń
Reklama

Afgańska lekcja Unii

UE powinna mieć własne siły szybkiego reagowania – przekonują m.in. Francja i Niemcy.

Aktualizacja: 03.09.2021 06:49 Publikacja: 02.09.2021 18:27

Kanclerz Angela Merkel w rozmowie z żołnierzami z niemieckich sił szybkiego reagowania

Kanclerz Angela Merkel w rozmowie z żołnierzami z niemieckich sił szybkiego reagowania

Foto: AFP

Wydarzenia w Afganistanie po raz kolejny rozgrzały dyskusję o autonomicznej polityce obronnej UE. Jej zwolennicy mają nadzieję, że będzie to punkt zwrotny. – Nie potrzebujemy kolejnego takiego wydarzenia geopolitycznego, aby pojąć, że UE musi dążyć do większej autonomii decyzyjnej i większej zdolności do działania na świecie – powiedział kilka dni temu Charles Michel, przewodniczący Rady Europejskiej.

Waszyngton decyduje

Bo choć 40 procent lotów z lotniska w Kabulu w czasie ewakuacji obywateli państw zachodnich i ich afgańskich współpracowników zostało wykonanych przez samoloty nieamerykańskie, w tym w znacznej części europejskie, to jednak jasne było, że bez USA operacji nie dałoby się przeprowadzić.

My, Europejczycy, prawie nie sprzeciwialiśmy się decyzji USA o wycofaniu się, ponieważ nie było nas na to stać z powodu braku naszych własnych możliwości 

Minister obrony Niemiec Annegret Kramp-Karrenbauer

To Waszyngton bez konsultacji zdecydował o wyjściu z Afganistanu, to on wyznaczył też datę 31 sierpnia jako ostateczną. I choć wiele państw europejskich naciskało na przedłużenie terminu, prezydent Joe Biden odmówił. Europejczycy musieli się z tym pogodzić, bo sami nie byli w stanie zorganizować ewakuacji. To wywołało frustrację nie tylko w UE, ale nawet u lojalnego sojusznika USA – Wielkiej Brytanii.

– Trzeźwa prawda o Afganistanie jest taka: my, Europejczycy, prawie nie sprzeciwialiśmy się decyzji USA o wycofaniu się, ponieważ nie było nas na to stać z powodu braku naszych własnych możliwości – powiedziała minister obrony Annegret Kramp-Karrenbauer. Według niej UE musi skorzystać z art. 44 traktatu, który pozwala na wykonanie misji z dziedziny wspólnej polityki bezpieczeństwa przez grupę krajów (minimum dwa). Według niej grupa państw zainteresowanych powinna działać razem nawet nie po to, żeby budować nowe zdolności wojskowe, ale po to, żeby mobilizować wspólnie te już istniejące. Ten artykuł nigdy nie był używany. Fakt, że wspomina o nim niemiecka minister, może być przełomem.

Reklama
Reklama

Francja entuzjastyczna

W słoweńskim mieście Brdo w czwartek odbyło się spotkanie ministrów obrony państw Unii. W tym gronie była to pierwsza okazja do dyskusji o wnioskach płynących z operacji w Afganistanie. Tradycyjnie zwolennikiem jak najdalej idącej autonomii wojskowej UE jest Francja, która – po brexicie – pozostała jedynym mocarstwem atomowym Unii i jedynym państwem zdolnym do prowadzenia samodzielnych operacji wojskowych poza swoimi granicami. Wspierają ją państwa Południa, jak Włochy, czy Portugalia, sympatię wyraża też Holandia. Co ważne, po operacji w Afganistanie większą determinację widać w Berlinie, do tej pory niechętnie traktującym ambicje Paryża, w obawie przed osłabianiem NATO.

Dyskusja o wspólnej polityce obronnej trwa w Unii od lat. Wiele się wydarzyło, przede wszystkim jeśli chodzi o współpracę w przemyśle zbrojeniowym. W latach 2021–2027 po raz pierwszy UE ma większe pieniądze – 8 mld euro – na wspólne projekty w tej dziedzinie. Mniej jednak dzieje się na froncie wojskowym. Istnieją co prawda unijne grupy bojowe, ale ten pomysł uważa się za nietrafiony. Polega on na tym, że co miesiąc jedno państwo stawia w gotowości 1500 żołnierzy.

– Musimy dążyć do czegoś bardziej spójnego i lepiej zorganizowanego, tworząc nie stan gotowości oferowany przez jedno państwo co miesiąc, ale wszystkie razem przez cały czas – uważa Josep Borrell, wysoki przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Zamierza w ciągu najbliższych miesięcy zaproponować stworzenie tzw. sił początkowego wejścia (Initial Entry Force) w liczbie 5 tysięcy żołnierzy. Będzie to element większej koncepcji dotyczącej autonomii strategicznej UE, która ma być przyjęta na szczycie w marcu 2022 roku, akurat w czasie przewodnictwa Francji. Można więc mieć pewność, że Paryż doprowadzi swój pomysł do końca.

Niemcy za, ale i przeciw

Musi to jednak zrobić tak, by nie antagonizować innych. Bo nie tylko Polska i kraje bałtyckie obawiają się, że zbytnia autonomia UE mogłaby odbić się na relacjach z USA i NATO. Podobne wątpliwości wyrażają też Niemcy. Kramp-Karrenbauer ostrzegła, żeby Afganistan nie podzielił UE i USA.

– To prawda: Zachód otrzymał dotkliwy cios w Afganistanie. Ale o tym, czy rzeczywiście jest to trwała porażka, zadecydują wnioski, które teraz wyciągamy w Europie i USA. Gdyby wnioski z Afganistanu były rozłamem między UE i NATO lub między Europą i USA albo wycofaniem się z zaangażowania międzynarodowego, to Zachód faktycznie by przegrał. Jeśli teraz staniemy się silniejsi w Europie, aby uczynić zachodni sojusz silniejszym na równi z USA, wtedy wygramy – powiedziała niemiecka minister.

Podobny apel wystosował kilka dni temu sekretarz generalny Jens Stoltenberg w wywiadzie udzielonym grupie europejskich gazet, w tym „Rzeczpospolitej". – Musimy mieć transatlantyckie więzy dla obrony Europy. Osłabianie ich osłabi NATO i podzieli Europę. A więc tak, Afganistan to wielkie wyzwanie i tragedia dla Afgańczyków. Ale cokolwiek tam się stanie, będziemy stali razem – powiedział szef sojuszu.

Polityka
Gwiazda ruchu MAGA zaczyna dystansować się od Donalda Trumpa. Dlaczego?
Materiał Promocyjny
Aneta Grzegorzewska, Gedeon Richter: Leki generyczne też mogą być innowacyjne
Polityka
Trump: Putin powiedział, że to ja muszę zakończyć wojnę na Ukrainie
Polityka
Zohran Mamdani burmistrzem Nowego Jorku. Prof. Zbigniew Lewicki: wygrał posługując się nośnymi hasłami
Polityka
Podcast „Rzecz w tym”: Lewicowa rewolucja w Nowym Jorku. Co wygrana Zohrana Mamdaniego znaczy dla USA, Trumpa i Europy
Materiał Promocyjny
Osiedle Zdrój – zielona inwestycja w sercu Milanówka i… Polski
Polityka
Zohran Mamdani burmistrzem Nowego Jorku. Zły znak dla Donalda Trumpa
Reklama
Reklama