Pięć pięknych Francuzek w czapkach frygijskich na głowie i z gołymi piersiami stało w sobotę przed południem naprzeciw specjalnych oddziałów policji CRS: bardzo przekonywający obraz symbolizującej lud Marianny ścierającej się z brutalną siłą państwa.
Ale poświęcenie pań w ten mroźny dzień nie zdołało przesłonić faktu, że trwający od miesiąca ruch „gilets jaunes” („żółtych kamizelek”) dogorywa. W ostatnią sobotę na ulice Francji wyszło 66 tys. manifestantów, dwa razy mniej niż tydzień wcześniej i cztery razy mniej niż 17 listopada. Było trochę przepychanek, ale żadnych poważnych zniszczeń, które wcześniej tak zaszokowały świat.
Gdy we wtorek 11 grudnia zradykalizowany przestępca Cherif Chekatt zastrzelił cztery osoby na targu bożonarodzeniowym w Strasburgu i zniknął, szef MSW Christophe Castaner wprowadził w kraju podwyższony stan gotowości i zaapelował o wstrzymanie protestów. W nocy z czwartku na piątek anonimowa kobieta rozpoznała rannego terrorystę i zawiadomiła policję. Chekatt próbował się schronić w sąsiednim bloku, ale drzwi były zamknięte: oddał więc strzały do ścigającego patrolu i został zabity. Tym samym apel Castanera o wstrzymanie protestów stracił rację bytu.
Ale ogromna większość Francuzów i tak pozostała w domu. Najwyraźniej dała się przekupić serią subwencji socjalnych, które Emmanuel Macron ogłosił na początku tygodnia. Tym bardziej że przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Richard Ferrand zapowiedział, iż będą one uchwalone już w tym tygodniu.
Powstrzymanie „gilets jaunes” niezwykle osłabiło jednak wiarygodność prezydenta, przede wszystkim na arenie europejskiej. Jeszcze na początku grudnia proszący o zachowanie anonimowości jeden z najbliższych współpracowników ministra gospodarki Bruno Le Maire’a przekonywał „Rz”, że prezydent nigdy nie cofnie się na drodze reform. „Mamy za sobą straconą dekadę, gdy kraj rozwijał się średnio w tempie 0,8 proc. rocznie. Musimy przełamać zastój, obniżyć podatki i wydatki. Po raz pierwszy od lat zredukowaliśmy deficyt budżetowy poniżej unijnej normy 3 proc. PKB i tak już pozostanie. Musimy być w Brukseli wiarygodni” – tłumaczył.