Rodzinne stosunki psuł fakt, że Jacek ma zupełnie inne poglądy niż Marcin. Jacek był zwolennikiem Unii Wolności, a potem PO, choć dziś jest podobno zawiedziony jej rządami. – Długo panowała między nimi arktyczna atmosfera, ale ostatnio jest już dobrze – opowiada europoseł Ryszard Czarnecki.
Według Krystyny Łybackiej, poznańskiej posłanki SLD, klan Libickich jest dobrze notowany w Poznaniu. Ale inny tamtejszy polityk twierdzi, że wprowadzenie Jana Filipa Libickiego do Rady Miasta Poznania w 2002 roku zostało uznane za rodzaj nepotyzmu ze strony głowy rodu. Coś w tym zapewne jest, bo mimo powszechnego szacunku, jakim się cieszy Marcin Libicki, w tym samym roku sromotnie przegrał wybory na prezydenta Poznania. Zdobył 8 proc. głosów.
Rządy klanu doprowadziły w 2004 roku do buntu w PiS. Ponad 100 działaczy napisało skargę do prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
– Poszło między innymi o to, że partia się nie rozrasta – wspomina polityk PiS z Wielkopolski, jeden z sygnatariuszy listu. – Libiccy nie byli zainteresowani wpuszczaniem do ugrupowania ludzi spoza swojego środowiska. Obawialiśmy się, że partia stanie się kanapowa.
Autorzy listu zwracali też uwagę na obsadzanie stanowisk w spółkach miejskich swoimi ludźmi i niejasności wokół Towarzystwa Budownictwa Społecznego Nasz Dom, na czele którego w latach 2000 – 2001 stał Jan Filip Libicki. W firmie miało dochodzić do nieprawidłowości, ale śledztwo zostało umorzone. Niedługo po liście do Kaczyńskiego Marcin Libicki przestał być szefem PiS w Wielkopolsce. – Myślę, że nasz list miał tutaj decydujące znaczenie – mówi poznański polityk.
Jednak klan Libickich nadal rozdawał karty. Przed wyborami w 2005 roku Libicki senior przeforsował Jana Filipa na pierwsze miejsce poznańskiej listy kandydatów do parlamentu, o co też była spora awantura w PiS. Dziś przeciwnicy Libickich twierdzą, że struktury PiS w Poznaniu praktycznie nie istnieją. Jeden z nich mówi: – Partia miała fatalny wynik w ostatnich wyborach. Nie pomogło nawet przysłanie Zyty Gilowskiej.