– Poparło nas już 62,3 tysiące mieszkańców, czyli prawie dwa tysiące więcej niż było konieczne do zwołania referendum – mówi Dariusz Joński, szef klubu radnych sojuszu. – Zbieramy nadal, bo w razie pomyłek chcemy mieć zapas. Dziś po południu rozstawimy stoliki przed centrum handlowym „Galeria Łódzka”.
Prezydent Kropiwnicki, który w ostatnich wyborach był popierany przez PiS, odpowiedział lewicy: – SLD, formacja znikająca z politycznej mapy Łodzi, zafundowało polityczną awanturę za milion złotych z kasy miasta. To nie jest przedsięwzięcie lokalne, bowiem sojusz w Częstochowie zorganizował podobną akcję zbierania podpisów.
Jerzy Kropiwnicki dodał, że jest mu bardzo przykro, że w Łodzi akcję poparło 60 tys. mieszkańców w czasie, gdy określenie „Czerwona Łódź” przechodzi do przeszłości. – Demokrację traktuję jednak bardzo poważnie, spędziłem za swoje przekonania trzy lata w komunistycznym więzieniu – dodał prezydent. Sojusz twierdzi, że nie kierował się pobudkami politycznymi, a wyłącznie merytorycznymi. Zarzuca prezydentowi złe zarządzanie miastem. – Według naszych obliczeń referendum będzie kosztowało pół miliona złotych, ale wydatek się opłaci bowiem przyszłoroczny zostanie przygotowany przez radę miejską, która uwzględni potrzeby mieszkańców – ripostuje Joński.
Platforma Obywatelska największe ugrupowanie w łódzkim samorządzie czeka. – Po ogłoszeniu terminu referendum władze miejskie partii zbiorą się i podejmą decyzję czy poprzeć odwołanie prezydenta czy nie – odpowiada Tomasz Kacprzak, przewodniczący rady miejskiej i radny PO. – Pójdę i wezmę udział w referendum i do tego samego namawiam łodzian. Będzie to swoisty plebiscyt czy prezydent ma poparcie mieszkańców czy je stracił.