Sobotnia deklaracja Donalda Tuska wywołała polityczne trzęsienie ziemi. Zaznaczając, że występuje jako lider PO, a nie szef rządu, zaproponował błyskawiczną zmianę konstytucji.
Lider Platformy chce m.in. zlikwidować wybory prezydenckie i ograniczyć kompetencje głowy państwa. Prezydent nie miałby prawa wetowania ustaw, mógłby je jedynie odsyłać do zbadania przez Trybunał Konstytucyjny. Tym samym pełnia władzy przeszłaby w ręce rządu. Prezydenta wybierałoby Zgromadzenie Narodowe, a nie wszyscy Polacy. Byłby to ustrój podobny do niemieckiego systemu kanclerskiego.
Tusk zaproponował również ograniczenie liczby posłów i senatorów.
Projekt zmian ma być przedstawiony już w styczniu 2010 roku. PO chce, by nowe przepisy zaczęły obowiązywać jesienią 2010 roku. – Zmiany nie są skomplikowane, można je uchwalić w ciągu kilku miesięcy – zapewniał w sobotę premier.
Do zmiany konstytucji niezbędne są głosy opozycji, a ta nie zostawiła na projekcie Tuska suchej nitki. – Nie poprzemy błyskawicznej zmiany konstytucji – zapowiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. Jego zdaniem jest to propozycja czysto propagandowa. Wtórowała mu Jolanta Szymanek-Deresz, wiceprzewodnicząca SLD. – To jest niepoważne, by premier proponował zmiany i wymagał, aby obowiązywały już przy najbliższych wyborach – mówi „Rz” i dodaje, że zmiana ustrojowa wymaga dogłębnej analizy i przynajmniej rocznej debaty, skoro nowelizacja ordynacji musi być uchwalona najpóźniej pół roku przed wyborami.