Posłowie zabijają inicjatywę obywateli. Projekty ustaw przygotowane poza parlamentem - mimo że musi je podpisać ponad 100 tys. osób - latami zalegają na półkach i często wcale nie trafiają pod obrady. - To przejaw arogancji władzy. Tego typu projekty dotyczą często drażliwych tematów. Zajmując się nimi, rządzący muszą w pewien sposób przyznawać, że nie wszystko w państwie działa dobrze - mówi dr Rafał Chwedoruk, politolog z UW.
Dodaje, że tego rodzaju inicjatywy budzą niepokój u posłów o ich pozycję - czy to nie początek jakiegoś nowego ruchu społecznego, mogącego w przyszłości zagrozić ich miejscu w polityce.
Dlatego posłowie wolą przygotować projekty własne, często bardzo podobne do obywatelskich, niż pracować nad zewnętrznymi. W ten sposób w poprzedniej kadencji koalicja PO - PSL przygotowała dwie ustawy: o ustanowieniu święta Trzech Króli dniem wolnym od pracy oraz o przyznaniu zniżek komunikacyjnych studentom. Ten drugi projekt obywatelski, który leży jeszcze u marszałka Sejmu, będzie musiał być teraz odrzucony, bo stał się bezprzedmiotowy.
- W obu przypadkach uwzględniliśmy ducha tych projektów. To jest chyba najważniejsze - mówi Sławomir Neumann, poseł PO. - W przypadku ulg za przejazdy przyjęliśmy 51-proc. ulgę, w obywatelskim była propozycja 49-proc. Poszliśmy więc dalej - dodaje.