Jak można przeciągnąć polityka

Po świętach sceną polityczną mają wstrząsnąć transfery z PO i SLD do Ruchu Palikota. Oto, jak się to robi

Publikacja: 05.04.2012 21:35

Jak można przeciągnąć polityka

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Polityczne transfery to od połowy ubiegłej dekady ulubiony sport sejmowych elit. Uprawiany jest zwykle przed wyborami. Janusz Palikot postanowił się wyróżnić i choć do najbliższych wyborów są jeszcze ponad dwa lata, nieustannie opowiada o tym, że do jego partii ustawia się kolejka chętnych. Chociaż informacje te trudno dziś zweryfikować, to trzeba przyznać, że kilka sukcesów ma na koncie. Zaraz po wyborach ukradł klubowi SLD posła Sławomira Kopycińskiego, szefa świętokrzyskiego Sojuszu. A kilka tygodni temu jego klub zasilił Łukasz Gibała, siostrzeniec ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina.

Zdaniem Pawła Piskorskiego, byłego działacza PO, dziś lidera Stronnictwa Demokratycznego, w klubie Platformy rzeczywiście jest nawet kilkanaście osób, które sygnalizują chęć przejścia do Ruchu Palikota.

– Jako posłowie drugiego, a nawet trzeciego szeregu, przy spadających sondażach PO nie mają szans na powtórne wejście do Sejmu – tłumaczy były sekretarz generalny Platformy Obywatelskiej. – A Palikot nie jest przywiązany do swoich posłów. W każdej chwili może ich wymienić na innych, a więc ma czym handlować.

Ruch Palikota kłusuje też w SLD. Na Mazowszu rozmowy prowadzi poseł Artur Dębski. To on zwerbował Jerzego Budzyna, wiceszefa warszawskiego SLD, po tym jak został zawieszony w prawach członka za rzucanie podejrzeń o wyprowadzanie pieniędzy z partyjnej kasy. Ale taki łup jak Budzyn to betka. W SLD można usłyszeć, że Dębski poluje na grubszego zwierza – Włodzimierza Czarzastego. – Jeżeli Włodek przegra walkę o przywództwo na Mazowszu z Katarzyną Piekarską, to prawdopodobnie odejdzie do Ruchu Palikota – mówi polityk SLD.

Trzeba jednak zaznaczyć, że plotki o przejściu Czarzastego do RP od dawna krążą po SLD i jak dotąd się nie potwierdziły.

Sojusz nie pozostaje dłużny palikotowcom i też podbiera im ludzi. W partii jest nawet osoba odpowiedzialna za grupowe przejścia działaczy terenowych od Palikota do Sojuszu, która ma na koncie kilka sukcesów. Ruch jest więc w obie strony.

Technika przeciągania

Jan Ołdakowski, były poseł partii Polska Jest Najważniejsza, opowiada, że raz jeden odbył rozmowę transferową.

– Brakowało nam jednego posła, żeby założyć klub PJN, a ponieważ w PiS często sympatycznie rozmawiałem z Wojciechem Mojzesowiczem, to spytałem go, czy by się do nas nie przyłączył – opowiada Ołdakowski. – A on na to, że nie ma sprawy, bo i tak kończy z polityką, a więc jest mu wszystko jedno, w którym będzie klubie.

Zwykle jednak nie jest to takie proste. – Najpierw do upatrzonej osoby wysyła się emisariusza, czyli kogoś, kto jest zaprzyjaźniony z kuszonym politykiem – opowiada osoba, która uczestniczyła w rozmowach transferowych.  – Emisariusz bada, czy przejście jest możliwe. Po wstępnych rozmowach prowadzonych na neutralnym gruncie, najlepiej w publicznym lokalu, do gry wkracza lider lub inny polityk ze ścisłego kierownictwa partii, który jest upoważniony do złożenia oferty – co kuszony polityk otrzyma w zamian za przejście do innej partii. Niemal do samego końca negocjacji obie strony boją się, że zostaną wystawione do wiatru, dlatego poziom nieufności w takich rozmowach jest ogromny  – zaznacza nasz rozmówca.

Bo transfer jest zdradą dotychczasowego środowiska politycznego, które być może nigdy tego nie wybaczy. Politycy PJN do dzisiaj nie zapomnieli swojej pierwszej szefowej Joannie Kluzik-Rostkowskiej, że przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi związała się z PO.

– Zawsze przedstawiała się jako osoba ideowa, a okazało się, że najważniejsze jest dla niej trwanie w polityce – mówi gorzko Ołdakowski. – W ten sposób zdemolowała swój wizerunek.

Transfery grupowe są jeszcze bardziej skomplikowane.

– Najlepiej mieć w danej partii znajomą osobę, którą poznało się na gruncie towarzyskim, często przed rozpoczęciem działalności politycznej. Umawiam się z nią na kawę i pytam, jak się czuje w swojej organizacji, czy jest zadowolona, czy ma możliwości działania i awansu. Gdy wyczuwam, że nie jest do końca zadowolona, proponuję przejście do nas – opowiada nasz rozmówca. – Później, gdy ta jedna osoba jest już przekonana, to sama wyciąga innych. A że jest wewnątrz organizacji, najlepiej wie, komu partia przestała się podobać. I tak grupa transferowa rośnie.

Ile to kosztuje

Politycy, którzy zmieniają partie, tłumacząc decyzję, zawsze sięgają po argumenty ideowe: że ich dotychczasowa partia zaczęła zmierzać w kierunku, którego nie akceptują, albo że chcą coś robić dla Polski, a w opozycji nie mieli na to szansy.

Rzeczywistość bywa różna, czasem przyziemna. A za zmianę barw jest pierwsze miejsce na liście w wyborach do parlamentu, a czasami stanowisko ministerialne. Jedno i drugie dostał Bartosz Arłukowicz, gwiazda lewicy, gdy porzucił SLD i Janusza Palikota, z którym prowadził równoległe rozmowy, by przed ostatnimi wyborami przystąpić do ekipy PO. Specjalnie dla niego powołał stanowisko pełnomocnika ds. osób wykluczonych, który w grudniu ub.r. został zlikwidowany.

Według nieoficjalnych informacji werbunku Arłukowicza dokonał Jarosław Gowin. Obaj spotykali się podczas dyskusji w studiu radiowej Trójki. Po sobotnich programach rozmawiali o Winstonie Churchillu. Gdy przyjaźń została nawiązana, Gowin zaprowadził gwiazdę SLD do władz PO. Sympatia chyba się jednak skończyła, bo ostatnio pokłócili się o procedurę przeprowadzania sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej.

Czym Janusz Palikot skusił Kopycińskiego, skoro było już po wyborach? W SLD można usłyszeć, że obietnicą pierwszego miejsca na liście kandydatów do europarlamentu i lukratywnym stanowiskiem w radzie nadzorczej jakiejś firmy, bo Kopyciński postanowił zerwać z posłowaniem zawodowym. Poseł jednak zaprzecza.

– Nigdzie się nie wybieram i na nic się nie umawiałem z Palikotem – mówi. – Obaj z Gibałą chcieliśmy działać w klubie, w którym jesteśmy traktowani podmiotowo, a nie jak guziki do głosowania.

Jedynym w pełni udokumentowanym przypadkiem negocjacji transferowych była rozmowa Renaty Beger z Samoobrony z Wojciechem Mojzesowiczem i Adamem Lipińskim z PiS. Beger zgodziła się, by negocjacje na temat przejścia do PiS grupy działaczy Samoobrony były sfilmowane ukrytą kamerą stacji TVN. A w trakcie rozmowy wyraźnie podpuszczała swoich rozmówców, stawiając coraz to nowe żądania. Chciała dla siebie stanowiska podsekretarza stanu w Ministerstwie Rolnictwa i domagała się, by w jakiś sposób załatwić sprawy sądowe przeciwko niej. W kolejnych rozmowach okazało się, że oba żądania nie mogą być spełnione. A później taśmy ujawniła telewizja i wybuchł potężny skandal, który przyczynił się do utraty władzy przez PiS. Mimo to transfery nadal są chlebem powszednim polskiej polityki.

W połowie lat 90. prominentny polityk dużej partii opowiadał w nieoficjalnej rozmowie, jak się funkcjonuje w polityce.

– Każdy dzień zaczynam od liczenia szabel – mówił. – Dzwonię do zaufanych ludzi w powiatach i pytam, kto dziś jest ze mną, a kto przeciwko mnie. Dzięki temu wiem, czy projekt, który akurat chcę przeprowadzić, ma szanse na realizację czy muszę najpierw przeciągnąć kogoś na swoją stronę.

Metoda zdaje egzamin, skoro rozmówca od lat jest bardzo ważnym człowiekiem w polityce. Bo w demokracji najważniejsze jest, żeby mieć większość, a transfery właśnie do tego służą.

Polityczne transfery to od połowy ubiegłej dekady ulubiony sport sejmowych elit. Uprawiany jest zwykle przed wyborami. Janusz Palikot postanowił się wyróżnić i choć do najbliższych wyborów są jeszcze ponad dwa lata, nieustannie opowiada o tym, że do jego partii ustawia się kolejka chętnych. Chociaż informacje te trudno dziś zweryfikować, to trzeba przyznać, że kilka sukcesów ma na koncie. Zaraz po wyborach ukradł klubowi SLD posła Sławomira Kopycińskiego, szefa świętokrzyskiego Sojuszu. A kilka tygodni temu jego klub zasilił Łukasz Gibała, siostrzeniec ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina.

Zdaniem Pawła Piskorskiego, byłego działacza PO, dziś lidera Stronnictwa Demokratycznego, w klubie Platformy rzeczywiście jest nawet kilkanaście osób, które sygnalizują chęć przejścia do Ruchu Palikota.

– Jako posłowie drugiego, a nawet trzeciego szeregu, przy spadających sondażach PO nie mają szans na powtórne wejście do Sejmu – tłumaczy były sekretarz generalny Platformy Obywatelskiej. – A Palikot nie jest przywiązany do swoich posłów. W każdej chwili może ich wymienić na innych, a więc ma czym handlować.

Ruch Palikota kłusuje też w SLD. Na Mazowszu rozmowy prowadzi poseł Artur Dębski. To on zwerbował Jerzego Budzyna, wiceszefa warszawskiego SLD, po tym jak został zawieszony w prawach członka za rzucanie podejrzeń o wyprowadzanie pieniędzy z partyjnej kasy. Ale taki łup jak Budzyn to betka. W SLD można usłyszeć, że Dębski poluje na grubszego zwierza – Włodzimierza Czarzastego. – Jeżeli Włodek przegra walkę o przywództwo na Mazowszu z Katarzyną Piekarską, to prawdopodobnie odejdzie do Ruchu Palikota – mówi polityk SLD.

Polityka
Sikorski pytany o polskich żołnierzy na Ukrainie mówi o „naszym obowiązku w NATO”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Partia Razem zakończyła postępowanie dyscyplinarne ws. Pauliny Matysiak. Jest decyzja
Polityka
Sondaż: Wyborcy PiS murem za Mateuszem Morawieckim. Rządy Donalda Tuska przekonały 3 proc. z nich
Polityka
Dariusz Wieczorek o sygnalistce: Każda nieprawidłowość będzie wyjaśniona
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Wiceminister: W Ministerstwie Rolnictwa pracuje za dużo osób. Dublują pracę