Polityczne transfery to od połowy ubiegłej dekady ulubiony sport sejmowych elit. Uprawiany jest zwykle przed wyborami. Janusz Palikot postanowił się wyróżnić i choć do najbliższych wyborów są jeszcze ponad dwa lata, nieustannie opowiada o tym, że do jego partii ustawia się kolejka chętnych. Chociaż informacje te trudno dziś zweryfikować, to trzeba przyznać, że kilka sukcesów ma na koncie. Zaraz po wyborach ukradł klubowi SLD posła Sławomira Kopycińskiego, szefa świętokrzyskiego Sojuszu. A kilka tygodni temu jego klub zasilił Łukasz Gibała, siostrzeniec ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina.
Zdaniem Pawła Piskorskiego, byłego działacza PO, dziś lidera Stronnictwa Demokratycznego, w klubie Platformy rzeczywiście jest nawet kilkanaście osób, które sygnalizują chęć przejścia do Ruchu Palikota.
– Jako posłowie drugiego, a nawet trzeciego szeregu, przy spadających sondażach PO nie mają szans na powtórne wejście do Sejmu – tłumaczy były sekretarz generalny Platformy Obywatelskiej. – A Palikot nie jest przywiązany do swoich posłów. W każdej chwili może ich wymienić na innych, a więc ma czym handlować.
Ruch Palikota kłusuje też w SLD. Na Mazowszu rozmowy prowadzi poseł Artur Dębski. To on zwerbował Jerzego Budzyna, wiceszefa warszawskiego SLD, po tym jak został zawieszony w prawach członka za rzucanie podejrzeń o wyprowadzanie pieniędzy z partyjnej kasy. Ale taki łup jak Budzyn to betka. W SLD można usłyszeć, że Dębski poluje na grubszego zwierza – Włodzimierza Czarzastego. – Jeżeli Włodek przegra walkę o przywództwo na Mazowszu z Katarzyną Piekarską, to prawdopodobnie odejdzie do Ruchu Palikota – mówi polityk SLD.
Trzeba jednak zaznaczyć, że plotki o przejściu Czarzastego do RP od dawna krążą po SLD i jak dotąd się nie potwierdziły.
Sojusz nie pozostaje dłużny palikotowcom i też podbiera im ludzi. W partii jest nawet osoba odpowiedzialna za grupowe przejścia działaczy terenowych od Palikota do Sojuszu, która ma na koncie kilka sukcesów. Ruch jest więc w obie strony.
Technika przeciągania
Jan Ołdakowski, były poseł partii Polska Jest Najważniejsza, opowiada, że raz jeden odbył rozmowę transferową.
– Brakowało nam jednego posła, żeby założyć klub PJN, a ponieważ w PiS często sympatycznie rozmawiałem z Wojciechem Mojzesowiczem, to spytałem go, czy by się do nas nie przyłączył – opowiada Ołdakowski. – A on na to, że nie ma sprawy, bo i tak kończy z polityką, a więc jest mu wszystko jedno, w którym będzie klubie.