Tym razem kraj już naprawdę doszedł do ściany. W tym tygodniu Komisja Europejska wyśle do Rzymu formalne żądanie ograniczenia deficytu budżetowego i długu, największego w strefie euro po Grecji. W przeciwnym razie Bruksela jest gotowa rozpocząć procedurę, która prowadzi do nałożenia 3 mld euro kary na Rzym. To byłby pierwszy taki przypadek w historii Wspólnoty.
Rozwiązać polubownie spór próbował minister finansów Giovanni Tria. Zapowiedział, że prześle do unijnej centrali „kompleksowy przegląd naszych wydatków i dochodów". Ale Tria, podobnie jak sam Giuseppe Conte, to raczej figurant, do którego w ostatecznym rachunku nie zależy, w jakim kierunku pójdzie kraj. Dlatego znacznie ważniejsza od deklaracji profesora jest twitt, jaki w odpowiedzi na apel Unii napisał lider Ligi i szef MSW Matteo Salvini: „W czasach, gdy w niektórych regionach bezrobocie wśród młodzieży osiąga 50 proc., ktoś w Brukseli domaga się od nas, w imię przebrzmiałych regulacji, kary trzech miliardów euro".
W ub.r., zamiast spadać, dług Włoch wzrósł ze 133,7 do 135 proc. PKB, przede wszystkim dlatego, że każda z partii rządzących ciągnęła w swoją stronę. Mocno lewicowy Ruch Pięciu Gwiazd stawiał na rozbudowę zabezpieczeń socjalnych, w tym utworzenie powszechnego zabezpieczenia dla bezrobotnych 700 euro miesięcznie, co jest niezwykle popularne na południu. Ale Liga, do tej pory silna przede wszystkim wśród zamożnych wyborców Mediolanu i Turynu, odwrotnie: domagała się ograniczenia obciążeń dla przedsiębiorców, a więc przynajmniej przejściowo ograniczenia dochodów państwa. To musiała pogłębić dziurę w finansach publicznych, tym bardziej że włoska gospodarka rozwija się teraz najwolniej z całej Europy (-0,1 proc. w ujęciu rocznym w I kwartale tego roku).
Lorenzo De Sio, profesor nauk politycznych na rzymskim Uniwersytecie Luiss, mówi jednak „Rzeczpospolitej", że ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego mogą przełamać ten zaklęty krąg, bo Liga, która w wyborach parlamentarnych sprzed roku otrzymała 17 proc. głosów i była słabszym koalicjantem w rządzie, teraz dostała 34,5 proc. głosów, dwa razy więcej niż Ruch Pięciu Gwiazd. Co jeszcze ważniejsze, formacja Salviniego stała się partią pierwszego wyboru nie tylko na północy, ale też na południu kraju.
Matteo Salvini rzeczywiście uznał to za mandat do przeprowadzenia radykalnych reform liberalnych. Zapowiedział „szok podatkowy", który miałby uwolnić potencjał kraju i wreszcie wyrwać go z gospodarczego marazmu. Temu służyłoby wprowadzenie 15-procentowego podatku liniowego na wzór tego, który wiele lat temu wprowadziła Rosja (13 proc.). Salvini zarzucił Luigiemu Di Maio i całemu Ruchowi Pięciu Gwiazd, że blokuje nie tylko tę reformę, ale także decentralizację kraju i szereg inwestycji infrastrukturalnych, na czele z budową superszybkiego połączenia kolejowego między Włochami i Francją. – To jasny sygnał, że dni koalicji są policzone – uważa profesor De Sio.