Dwadzieścia miesięcy negocjacji i kilkanaście dni bezpośrednich rozmów przyniosło 14 lipca podpisanie w Wiedniu układu atomowego z Iranem. Historia międzynarodowych sankcji nałożonych na Teheran trwała od blisko trzech dekad, a od początku wieku każdy rok przynosił coraz gorsze prognozy.
Śledzono każdy ruch dyplomatów. Komentowano częste wyjścia na balkon szefa irańskiego MSZ. Zastanawiano się, czy stan zdrowia pozwoli amerykańskiemu sekretarzowi stanu Johnowi Kerry'emu na udział w tak żmudnym procesie negocjacji (Kerry półtora miesiąca temu złamał kość udową także podczas jednej z rund rozmów z Dżawadem Zarifem z Iranu). Patrzono wreszcie nie tylko na pojawiające się w tworzonym dokumencie zapisy, ale także na to, co ludzie tworzący historię jedzą. Okazało się, że głównie były to cukierki.
Nie chodziło jednak o słynne austriackie czekoladki z główką Mozarta. Zamiast tzw. Mozartkugel z marcepanem i nugatem dyplomaci zajadali się kilogramami cukierków Twizzlers i chrupkami Cheestrings. Podczas 18 dni przy stole amerykańska delegacja zjadła ponad 5 kg tych pierwszych w wersji truskawkowej i ponad 10 kg drugich. Do tego doliczono się 15 kg mieszanek orzechów i rodzynek. Brytyjska delegacja z szefem MSZ Philipem Hammondem przy każdej okazji dowoziła z Londynu ciasteczka z kawałkami czekolady od Marks & Spencer.
Irańczycy jedli pistacje i zielone rodzynki. Nie wiadomo, czy te pierwsze były dostępne już obrane ze skorupek, czy można sobie było nimi trzaskać i hałasować podczas kluczowych momentów rozmów. Zielone rodzynki z kolei są podobno bardziej bogate w substancje odżywcze – dzięki suszeniu w niższej temperaturze – a dodatkowo zieleń to kolor Iranu.
Dietetycy z jednej strony cieszyliby się z dużych ilości spożytych orzeszków i bakalii (ze względu na łatwą przyswajalność energii z rodzynek oraz tłuszcze, białka i uczucie sytości towarzyszące orzechom), jednak z pewnością woleliby, żeby rzadziej sięgano po tak tuczące słodycze jak wspominane cukierki i ciastka.