"Rzeczpospolita": Dlaczego mimo suszy rząd nie wprowadził stanu klęski żywiołowej?
Marek Sawicki, minister rolnictwa i rozwoju wsi, PSL: Gdyby stan klęski przyczynił się do zmiany budżetu, dodania pieniędzy na pomoc rolnikom i sprawił, że wilgotność powietrza i opady się poprawią, byłbym pierwszym, który optowałby za jego wprowadzeniem. Ono niczego jednak nie zmienia dla samych rolników, a może na część obywateli nakładać dodatkowe obowiązki. Gdyby np. zabrakło gdzieś wody w studniach, wójt lub burmistrz mógłby na obywateli nałożyć obowiązek dodatkowego pomagania i dowożenia jej poszkodowanym. Nie chcemy komplikować życia Polakom.
Waldemar Pawlak, były premier i szef PSL, uważa, że należy wprowadzić stan klęski.
W 2008 r., kiedy była susza, wicepremier Pawlak takich propozycji nie zgłaszał. Łatwiej je zgłaszać, będąc poza rządem. To tylko niepotrzebne podgrzewanie atmosfery politycznej. Polityka to ciągła walka, a w trakcie kampanii parlamentarnych i referendalnych konflikt jest wpisany w życie polityczne. Wole rozwiązywać problemy i łagodzić konflikty, niż je zaostrzać.
Kolejne dni i tygodnie zapowiadają się na równie suche jak poprzednie. Jeśli tak się stanie, można się spodziewać ogłoszenia stanu klęski we wrześniu?
Nie sądzę.
Stan klęski oznaczałby przełożenie referendum i wyborów parlamentarnych. Na ile wpłynęło to na decyzję o nieogłaszaniu go?
Gdyby koalicja PO-PSL chciała przesunąć termin wyborów parlamentarnych, to po klęsce suszy musielibyśmy ogłosić klęskę opadów śniegu i niskich temperatur zimą, a w przyszłym roku być może klęskę urodzaju. Nie brnijmy w tym kierunku. Nie róbmy z polityki groteski.
W 1997 r., przed wyborami parlamentarnymi nikomu nie przyszło do głowy ogłaszać stanu klęski żywiołowej podczas wielkiej powodzi. Nie będziemy zakłócać kalendarza politycznego.
Może koalicja rządowa wystraszyła się PiS, według którego rozważania rządu o stanie klęski były elementem kampanii wyborczej?