Wchodzące w wiek wyborczy tzw. pokolenie Z, czyli ludzie urodzeni po 2000 roku, nie jest w tej kampanii częstym celem wyborczej agitacji. Kilka razy słyszałem od polskich polityków, że trudno im się do najmłodszych wyborców zwracać, bo niewiele ich z nimi łączy. W ich opinii „zetki" siedzą tylko z nosem w smartfonach i niczym się właściwie nie interesują, mają być do granic indywidualistyczni i kompletnie niezainteresowani sprawami wspólnoty.
Pokolenie dzisiejszych nastolatków oczywiście w wielu kwestiach różni się od pokolenia nastolatków sprzed 30 lat, ale na poziomie emocji, uczuć i podstawowych potrzeb ci ludzie są tacy sami jak my – jak pokolenie Y, X czy tzw. baby boomers. Potwierdzają to kolejne badania, ostatnio na przykład raport „Gen Z: jak zrozumieć dziś generację jutra" Natalii Hatalskiej. Cały czas najważniejsze są wartości: miłość i bezpieczeństwo. Czyli rację miała panna Marple, bohaterka kryminałów Agathy Christie, która mówiła, że natura ludzka jest wszędzie taka sama.
A co się zmienia?
Jako trzecią wartość, obok miłości i bezpieczeństwa, Hatalska wymienia potrzebę rozwoju. I to też nie jest zupełnie nowa cecha, która nie pojawiałaby się w poprzednich pokoleniach, ale rzeczywiście „zetki" traktują ją inaczej, jako coś bardziej oczywistego, niż traktowały ją poprzednie pokolenia w ich wieku. Ale jeśli pyta pan o wartości polityczne, czyli w jaki sposób mieliby się do nich odnosić politycy, to na pewno młodzi ludzie są konserwatywni.
To niektórych zszokuje...