Wybory do Bundestagu za trzy miesiące, lecz już dzisiaj praktycznie nikt nie wątpi w kolejny sukces wyborczy CDU/CSU. Mało tego, wygląda na to, że ugrupowanie Angeli Merkel będzie mogło się uwolnić od dotychczasowego koalicjanta, czyli SPD.
Z ostatniego sondażu Instytutu Demoskopii Allensbach wynika, że gdyby wybory odbyły się w ostatnią niedzielę, CDU/CSU mogłoby uzyskać 40 proc. głosów, a FDP 10,5 proc. W sumie obie partie mogłyby utworzyć koalicję rządową, tak jak miało to już miejsce wielokrotnie w przeszłości. Ostatnim razem w wyniku wyborów w 2009 roku, lecz cztery lata później partia wolnych demokratów, FDP, nie zdołała pokonać 5-proc. progu wyborczego i nie weszła do Bundestagu.
W dalszym ciągu trwa zła passa SPD. Według Allensbach socjaldemokraci pod przywództwem Martina Schulza mogą liczyć obecnie na 24 proc. głosów, a więc zaledwie 1 pkt proc. więcej niż w wyborach w 2009 roku, w których uzyskali najniższy wynik w powojennej historii.
Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że SPD i jej nowy przewodniczący Martin Schulz są w stanie zakończyć polityczną karierę Angeli Merkel. W lutym tego roku 39 proc. Niemców było zdania, że to Schulz powinien zostać kanclerzem. Za Merkel opowiadało się wtedy zaledwie 26 proc. wyborców. Dzisiaj prowadzi Merkel w relacji 45 proc. do 20 proc.
– Schulza postrzegano na początku jako adwokata bezrobotnych, pracowników o niskich dochodach, rzecznika wyższych wydatków państwowych na programy socjalne oraz zwolennika ograniczenia płac menedżerów i wzmocnienia UE – analizuje prof. Renate Köcher z Instytutu Allensbach. Obraz Schulza się nie zmienił, ale Niemcom znudziło się nadużywanie przez SPD pojęcia sprawiedliwości społecznej. „Wyborców odstrasza też perspektywa koalicji czerwono-czerwono-zielonej" – pisał niedawno „Der Spiegel". A więc koalicji SPD i postkomunistycznego ugrupowania Die Linke ( Lewica) oraz Zielonych.