Ministerstwo Finansów przyznało, że nie trzeba wyceniać takich świadczeń i płacić od nich podatku [b](nr DD3/0602/83/ IMD/09/BMI 9-16761)[/b].
Zmieniło też interpretację katowickiej Izby Skarbowej, którą opisaliśmy w Rz" z 14 września 2009 r. ("[link=http://www.rp.pl/artykul/4,362863_Haracz_od_zyczliwosci_.html]Haracz od życzliwości[/link]"). Wynikało z niej, że członkowie banku czasu (grupy wzajemnie wspierających się osób), którzy korzystają bezpłatnie z takich usług, jak mycie okien, wyprowadzenie psa, pilnowanie dzieci, nauka języka obcego, uzyskują przychód z nieodpłatnych świadczeń. Wartość takiego świadczenia jest bowiem realną korzyścią twierdziła IS. Trzeba ją zatem wycenić, wykazać przychód i zapłacić podatek.
To bardzo kontrowersyjne stanowisko, na dodatek zniechęcające do bezinteresownego pomagania innym i podejmowania tak cennych społecznie inicjatyw jak właśnie banki czasu.
Na szczęście dostrzegło to Ministerstwo Finansów. Przyznało, że interpretacja katowickiej IS jest nieprawidłowa i podkreśliło, iż pomoc sąsiedzka lub inne nieodpłatne wsparcie nie podlega [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=80474]ustawie o PIT[/link]. Obowiązuje wprawdzie zasada powszechności opodatkowania, nie można jednak interpretować jej aż tak szeroko. Doprowadziłoby to bowiem do opodatkowania nawet takich usług, jak przypilnowanie dziecka sąsiadów albo pomoc w usuwaniu skutków klęski żywiołowej.
Reasumując, nie można uznać, że osoba korzystająca z usług na zasadzie banku czasu uzyskuje z tego tytułu podatkowy przychód.