Polskie kluby nie odnoszą sukcesów w Europie. Te „dobre", od „prawdziwej, dobrej" piłki, z dobrymi stadionami, z dobrymi sponsorami, z dobrymi piłkarzami. Wspierane przez spółki Skarbu Państwa i prywatne firmy, pokazywane w atrakcyjny sposób przez płatne telewizje. Im więcej mają jednak pieniędzy, tym gorzej grają. Przegrywają z klubami z Luksemburga, Mołdawii, Łotwy.
Legia Warszawa, która jeszcze kilka lat temu grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów, dziś nie może się przedostać do Ligi Europy, czyli tego gorszego z europejskich pucharów, gdzie przecież nie ma największych potęg na drodze. Inne kluby nawet nie zbliżyły się do osiągnięcia Legii, która dotarła do ostatniej fazy eliminacji, więc i tak kibice z Warszawy nie muszą się wstydzić przed nikim w Polsce. Prędko na poprawę nie ma co liczyć.
W tym samym czasie UEFA nagrodziła inny polski klub. AKS Zły został wybrany na najlepszy klub amatorski w Europie, a w pokonanym polu zostawił ponad 40 innych zgłoszonych drużyn. To klub świadomie idący wbrew obowiązującym trendom, które nakazują mieć bogatego właściciela i spieniężać miłość kibiców, którzy są traktowani jak klienci. Dlatego można się uśmiechnąć, bo wyboru dokonała UEFA – organizacja, która od wielu lat tak właśnie formatuje piłkę nożną w Europie. Dzięki rozgrywkom Ligi Mistrzów, kontraktom sponsorskim i uwolnieniu rynku transferów (to akurat dzięki orzeczeniu Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości) piłkarze stali się elitą finansową sportu, a kibice płacą coraz więcej za prawo oglądania ich na żywo. Symboliczna stała się reklama kart płatniczych, która wyceniała, ile kosztują niezapomniane chwile ojca idącego z synem na mecz.
Against Modern Football
Wyszło zabawnie, bo przecież jesteśmy z ruchu Against Modern Football, ale świadomie się zgłosiliśmy. PZPN wyszedł z inicjatywą. Trzeba było przygotować prezentację, w której uzasadnialiśmy, dlaczego to nam należy się nagroda. Prezes UEFA podkreślał podczas gali, że przekonała go nasza lokalność. Działamy kulturalnie, pracujemy z dziećmi uchodźczymi, podejmujemy inicjatywy dla lokalnej społeczności. Zainteresowanie wzbudziło też kilka punktów z regulaminu, m.in. to, że tylko osoby do lat czterech mogą przeklinać na stadionie. Nie wiem, czy przy okazji prezes UEFA dowiedział się czegoś o Leopoldzie Tyrmandzie. Mam nadzieję, że jeśli nie, to nadrobi – mówi „Plusowi Minusowi" Weronika Nowakowska, jedna ze współwłaścicielek i prezesek AKS Zły.
Właśnie to jest fenomen Złego. To klub w pełni demokratyczny, gdzie każdy, kto opłaca składki członkowskie i przyjdzie na spotkanie (zwykle raz na miesiąc, jeśli nie dzieje się nic niespodziewanego), ma prawo głosu. Nie zawsze jest jednomyślność, więc – jak to w demokracji – zdarzają się kryzysy. – Czasami na spotkaniach zdarza się bitwa na argumenty, ale wychodzimy zwycięsko z takich starć. Ilu jest członków? Wszystkich jest około 200, ale na spotkania przychodzi po 40–50 osób. Ta grupa najściślej współpracuje, angażuje się w przygotowania do meczów. Z tego grona wychodzą najczęściej pomysły, ale w Złym wszyscy jesteśmy prezesami i prezeskami. Każdy może poddać pomysł do dyskusji. Kiedyś ktoś rzucił pomysł: zróbmy kubki Złego czy koszulki z nowymi wzorami. Analizujemy i jeśli się to spina finansowo i możemy coś takiego przeprowadzić, to robimy – mówi Weronika Nowakowska.