Ponieważ dzieci uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i On także bez żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli. Zaiste bowiem nie aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe. Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu. W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom.
(Hbr 2,14–18)
Miłosierdzie i solidarność – dwie idee ściśle związane z doświadczeniami XX-wiecznej Polski. Czy polskie? Ano, niezupełnie.
Miłosierdzie jako przymiot Boga jest rzeczywistością przedwieczną, a jako przedmiot refleksji pojawia się już w Starym Testamencie. Niepodobna jednak zaprzeczyć, że orędzie Bożego Miłosierdzia oraz jego kult, który stanowi jedną z najpowszechniejszych na świecie form katolickiej pobożności końca XX i początku XXI wieku, wyszły właśnie z Polski. Święta Faustyna Kowalska – skromna zakonnica drugiego chóru, której za wykształcenie musiały wystarczyć trzy klasy szkoły podstawowej w Świnicach Warckich – słusznie uchodzi nie tylko za największą mistyczkę XX wieku i kogoś, kto przyczynił się do powstania pobożności oddziałującej na cały świat chrześcijański, lecz także za autorkę, która w swoim „Dzienniczku" zawarła jedną z najgłębszych diagnoz duchowych źródeł tragedii XX wieku – przyczyn, które – jak sądzę – nie zostały do dziś przezwyciężone.
Braterska więź
Z solidarnością sprawa jest nieco prostsza. Polski Sierpień wyniósł w orbitę światowej refleksji najpierw pewną praktykę, a nieco później ideę, które nie dają się łatwo zredukować do jakiejś wcześniejszej tradycji politycznej czy społecznej. Nie ma wątpliwości: idzie o kwestię politycznych (w sensie arystotelesowskim) czy – jak się dziś chętniej mówi – społecznych więzi, ale ich natura ciągle zdaje się wymykać proponowanym interpretacjom. Ani analiza rzymskich źródeł pojęcia solidarności, ani próby interpretacji przez pryzmat rozmaitych historycznych kategorii i tradycji nie dają zadowalających rezultatów. Owszem, republikanizm, ateńskość, społeczeństwo obywatelskie czy syndykalizm rzucają jakieś światło na fenomen doświadczenia i idei solidarności, jednak go nie wyczerpują. Jest tam coś jeszcze, co nie podlega redukcji do tradycji ruchów i idei społecznych – zarówno tych z XIX oraz XX stulecia, jak i wcześniejszych. Idzie o jakąś nutę religijną, widoczną nie tylko w gorszącej lewicowych gości Stoczni Gdańskiej skłonności do religijnego rytuału – do mszy świętej, spowiedzi i zbiorowej modlitwy – lecz także o jakieś głębsze założenia, które czynią Solidarność czymś zarazem arcypolskim i uniwersalnym.