Największy rezonans wywołał wasz plakat z nagimi liderkami. Pojawiły się wtedy komentarze, że kobiety jedyne, co potrafią, to zagrać ciałem.
W polityce przelicza się ilość wydanej kasy na efekt propagandowy. Osiągnęłyśmy go za minimalne pieniądze. Już mówiłam, że na kampanię zebrałyśmy zaledwie 30 tys. zł, co nie wystarczało nawet na opłacenie jednego billboardu. Dlatego zaczęłyśmy się zastanawiać, jak przyciągnąć uwagę mediów. Skoro ciało kobiety jest wykorzystywane do reklamy blachy dachowej, samochodów, batoników, to możemy je wykorzystać do reklamy naszych własnych spraw. Nie modelki po Photoshopie, ale prawdziwe kobiety, starsze, młode. W tym była godność, nie uwodzenie i determinacja, bo skoro odważasz się tak pokazać... Postanowiłyśmy posłużyć się naszymi ciałami i dołożyć do tego hasło, że nie mamy nic do ukrycia. Nie miałyśmy pieniędzy na wybory, ale w przeliczeniu na efekt medialny wyszło tak, jakbyśmy miały miliony. Pisały o nas media na całym świecie. Dziennikarz z „Russia Today" wymyślił, że Partia Kobiet została wymyślona po to, żeby ocieplić wizerunek pisowskich bliźniaków (śmiech).
Nie było w waszej partii głosów, że taki plakat jest trochę niepoważny?
Niepoważne i okrutne było traktowanie kobiet w Polsce. Jedna z plakatowych dziewczyn martwiła się, czy zda egzamin notarialny, ale zdała. Myślę, że to był bardzo dobry pomysł, i gdyby trzeba było, powtórzyłabym to. Świadome swojego ciała kobiety robią coś dla siebie. Dlaczego to miałoby być niepoważne? Wić się wokół rury, żeby reklamować szajs, jest OK, a jeżeli reklamują własną partię, jest to szokujące, śmieszne? Kobiece ciało nie na sprzedaż i bez podtekstów?
Co panią najbardziej uderzyło w czasie, gdy była pani liderką Partii Kobiet?
Rozpiętość ludzkich zachowań – od 100-procentowego altruizmu, do 100-procentowej psychopatii. Z jednej strony setki kobiet pracowały bez pensji dla idei, poświęcając czas, życie zawodowe i rodzinne. Z drugiej strony przychodzili do nas ludzie, którzy udawali rodziny znanych osób, bo nosili takie samo nazwisko, np. Bartoszewski. Próbowano nam sprzedać cadillaki albo kilogramy bombek, bo producentom chyba kolor nie wyszedł – były czarne, idealnie optymistyczna barwa dla nowej partii i taka kobieca. Pojeździłam po kraju, zobaczyłam Polskę, jakiej nie znałam. Antyklerykalną w mieścinach, odważną i mądrą w wiejskich dziurach, nie przy kawiarnianym, warszawskim stoliku, gdzie sączy się często strachliwa hipokryzja. Kobiety dawały nam listy, do Sejmu i Ziobry, żeby je obronił przed alimenciarzami.
Wyszła pani z przygody z polityką bez pieniędzy, ale za to z doświadczeniem?
I bez długów, co ważne. Namawiano mnie na kredyt przed wyborami. Gdybym go wzięła, to kto wie, czy dziś nie siedziałabym w dybach polityki dla pieniędzy. Bez doświadczenia w terenie, oglądając informacje, nie rozumiałabym, na co patrzę, dlaczego Tusk rozszedł się ze Schetyną, dlaczego Palikot i Kukiz związali się z dziwnymi ludźmi. Gdy zna się mechanizmy rządzące partią polityczną, pewne rzeczy są do przewidzenia.
To dlaczego Tusk rozszedł się ze Schetyną?
Grzegorz Schetyna był alter ego Donalda Tuska. A to jest rasowy polityk. Nie mógł na dłuższą metę odgrywać roli cienia, więc zaczął z Tuskiem rywalizować. Tusk zrobił to, co musiał. Obserwowałam go w dzień rozstania się z Janem Rokitą, po tym gdy Rokitowa związała się politycznie z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Dla Tuska to nie była łatwa decyzja, łączyła ich zażyłość, ale musiał zrobić cięcie, choć widać było po nim, że jest podłamany. Uważam, że jest politykiem z niesamowitą charyzmą. To, co mówi, jak się zachowuje, jak wygląda – to wszystko jest w punkt. Gdy spotykał się ze mną jako liderką Partii Kobiet, miał urok młodego Daniela Olbrychskiego, telewizja tego nie oddaje. Napisałam, że Tusk będzie w polityce tak samo długo jak cesarz Franciszek Józef, panujący 68 lat.
Tak się pani zachwyca Tuskiem, a przecież panią oszukał. Nie ma w pani nawet odrobiny żalu?
Jeżeli gramy w moralność, to był to czyn amoralny. Ale jeżeli gramy w politykę – polityczny. Dałyśmy się wykiwać. Tusk w 2007 r. walczył o życie. Przy mnie mówił, że jeżeli nie wygra wyborów, to Platformy Obywatelskiej nie będzie. Nie miał wtedy wątpliwości, na co stać Jarosława Kaczyńskiego. Tusk był samcem alfa i zrobił to, co musiał, żeby jego partia wtedy wygrała.
Chodzi mi o pani osobiste emocje.
Po rozmowie z Tuskiem powiedziałam, że rozumiem, odłożyłam słuchawkę i się popłakałam. Ze wstydu i żalu. Tylko co komu z moich łez?
Czy któryś z liderów zakładających później partię polityczną zainteresował się pani osobą i doświadczeniami?
Przegranych nie prosi się o rady. Zwycięzców zresztą też nie, przecież to konkurencja. Janusz Palikot, organizując swoją partię, zaprosił Magdę Środę, mnie i kilka innych osób na konwencję założycielską. Przybyłam, wygłosiłam, trochę wyśmiałam ich logo, bo to był uskrzydlony facet, czyli husarz w krawacie. Bardziej seksistowskie logo dla partii, która miała walczyć o prawa kobiet, trudno sobie wyobrazić. Ale do think tanku, gdzie są pieniądze i wpływy, już mnie nie zaproszono. Ani do sejmowych wyborów. Miałam szczęście, bo Wandę Nowicką i Annę Grodzką, które weszły do Sejmu z Palikotem, potraktowano później okropnie. Palikot stracił panowanie nad sobą i nad partią budowaną na szybko, z łapanki, gdzie większość chce sobie coś załatwić albo chce być na świeczniku. Tego się nie da kontrolować. Myślę, że Robert Biedroń będzie miał podobne problemy, chyba że wypracował lepsze mechanizmy selekcji. W końcu doradzają mu ludzie zakładający Nowoczesną, więc mają doświadczenie.
Ciekawe, czy rekomendowałaby pani Biedroniowi współpracę z PO?
Do wyborów europejskich nie. Powinien zdobywać własne poparcie i miejsca. A co potem, to się okaże. Te wybory już się zaczynają różnić od poprzednich. Po pierwsze dlatego, że jeżeli wygra je PiS, to nie będzie co zbierać. A po drugie – sądząc po taśmach „Gazety Wyborczej" – są rozgrywane przez zachodnie służby.
Skąd taki wniosek?
Nie wierzę, że austriacki przedsiębiorca nagrywa swoje negocjacje biznesowe i udostępnia je z własnej woli. Nie bądźmy naiwni. Wiemy, że jeżeli ktoś nagrywa szefa państwa, to nie do kolekcji własnej. Za takimi nagraniami stoją służby. Cóż prostszego nafaszerować baranka sprzętem jak siarką, skoro idzie do jamy niedostępnego smoka. W rezultacie nie będzie wejścia pisowskiego smoka do Parlamentu Europejskiego. Tak mi podpowiada pisarska wyobraźnia, doświadczenie i logika. Nasza opozycja jest za słaba. Jedyne, co może nam pomóc, to instytucje europejskie i ingerencja zachodnich służb. Nie tylko nam, ale przede wszystkim Europie – czyli składowi Parlamentu Europejskiego. Viktor Orban, problemy z Włochami – to wystarczający bałagan, po co do tego antyeuropejski PiS. I fantastycznie, że oprócz sił wyższych są specjalne, do ochrony demokracji.
rozmawiała Eliza Olczyk (dziennikarka tygodnika „Wprost")
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95