14 lutego 1901 roku. Bielany pod Krakowem. Kilkadziesiąt metrów od Wisły, u stóp wzgórza z klasztorem kamedułów na szczycie, trwa uroczyste otwarcie wodociągu Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa. W Teatrze Miejskim przy ulicy Szpitalnej urządzane są próby „Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Premiera ma się odbyć w marcu. Obywatele Krakowa tymczasem podziwiają nowoczesne urządzenie, które czerpiąc z wód głębinowych Bielan i Przegorzał, zasili obszar zamieszkiwany przez ponad dziewięćdziesiąt tysięcy ludzi. Trzy dekady mrówczych zabiegów i gorących sporów o krakowskie wodociągi właśnie przynoszą rezultaty. (...)
Napoleon Cybulski mógł przedsięwzięciu tylko przyklasnąć. Albo powiedzieć: nareszcie. Przecież nie kto inny, jak on właśnie – i to wówczas, kiedy prowadził intensywne badania nad korą mózgową – zapytał, co jedzą i w jakich warunkach żyją mieszkańcy galicyjskich wsi. Niby każdy wiedział, że jest źle. Ale te liczby, te jadłospisy, które Cybulski w opracowaniu gęsto cytował...
Stanisław Szczepanowski, przemysłowiec naftowy i poseł do parlamentu w Wiedniu i do Sejmu Krajowego we Lwowie, w książce „Nędza Galicji w cyfrach i program energicznego rozwoju gospodarstwa krajowego wydanej w 1888 roku" opisał już, czym żywią się mieszkańcy Galicji. Dane porównał z innymi krajami. I tak: w Anglii na jedną osobę przypadało statystycznie każdego roku sto sześćdziesiąt kilogramów ziemniaków, w Niemczech – trzysta, we Francji – dwieście pięćdziesiąt pięć, na Węgrzech – sto, w Galicji – aż trzysta dziesięć kilogramów. Za to mięsa mieszkańcy Galicji zjadali rocznie zaledwie dziesięć kilo. Dla porównania: nad Tamizą było to pięćdziesiąt kilogramów, nad Renem trzydzieści trzy, nad Sekwaną trzydzieści cztery, a nad Dunajem – dwadzieścia cztery kilogramy. W zestawieniu spożycia zboża Galicjanie też mogli innym tylko zazdrościć. Jak zestawić ich sto czternaście kilogramów z tym, co mieli do dyspozycji w każdym roku Anglicy (dwieście siedemnaście kilogramów), Niemcy (dwieście kilogramów), Francuzi (dwieście osiemdziesiąt cztery kilogramy) czy Węgrzy (sto osiemdziesiąt dwa kilogramy)?
Bez chleba i mleka
Napoleon Cybulski, publikując w 1894 roku opracowanie „Próba badań nad żywieniem się ludu wiejskiego w Galicji", dorzucił do tych informacji własne dane, zebrane dzięki stworzonej przez siebie ankiecie. Przy pomocy współpracowników została ona rozesłana po całej Galicji – do szkół ludowych, na parafie, do lekarzy gminnych. Nauczyciele, lekarze i księża mieli chodzić po domach i zebrać jadłospisy rodzin swoich uczniów, pacjentów, parafian. Nie wszyscy potraktowali sprawę poważnie. Wielu nie odpowiedziało. Byli tacy, którzy wypełnili rubryki szablonowo albo nie pytając badanych o zdanie. Najwyraźniej inteligencja traktowała ankietę jak zawracanie głowy pytaniem o rzeczy oczywiste. Dla Cybulskiego wiedza o tym, jak jest, była punktem wyjścia do „obmyślenia jakiegoś programu". By każde, „choćby najmniejsze kółko w tej ogromnej maszynie społecznej mogło się odbywać wśród najkorzystniejszych dla siebie warunków". „Gorączkowa praca", obserwowana w tylu współczesnych społeczeństwach, miała przecież „na względzie polepszenie bytu i zapewnienie pewnego minimum dobrobytu rozmaitym klasom społecznym, które dotąd względnie były upośledzone mniej lub więcej".
Na pięćset siedemdziesiąt sześć otrzymanych ankiet tylko w jednej, przysłanej z osady Niemców galicyjskich, Felizienthal niedaleko Lwowa, znalazła się odpowiedź, że respondenci jedzą chleb z czystej pszenicy. Większość Galicjan żywiła się przede wszystkim ziemniakami. Do tego zupa nazywana wodzianką. Nie jadano chleba ani potraw z mąki. Niektórym brakowało w zimie nawet kartofli, więc żywili się żurem ze zboża, bez soli, bo tej nie było za co kupić.