Wszystko zależy od tego, jak głęboko ta epidemia nas dotknie. Nam się czasem wydaje, że umierają inni. Statystyki nie są jeszcze tak potworne. Ale paraliżuje ludzi tajemniczość i niepewność. Lęk, że nie wiadomo na kogo padnie. Bo koronawirus jest demokratyczny. Podobnie jak kiedyś ospa, dżuma czy cholera, przynajmniej dopóki nie odkryto sposobów ich leczenia. A co będzie po koronawirusie? Ludzkość na pewno będzie chciała się otrząsnąć z tego doświadczenia. A jednak warto będzie je przetrawić. Bo może ono uczyni nas mądrzejszymi. Może pokaże, o co chodzi w tych wdzięcznych, idealistycznych ruchach obrony przyrody, środowiska, które dzisiaj zbyt często lekceważymy. Będziemy też musieli sobie jasno powiedzieć, że czegoś innego chcemy w naszym jednostkowym życiu, że na czymś innym nam zależy.
Pana zdaniem przestaniemy się ścigać?
Nie, bo jest w nas wszystkich element współzawodnictwa. Tak jest zbudowana cała natura. Nawet drzewa się ze sobą ścigają i zasłaniają sobie słońce. Chcemy w jakichś zawodach być najlepsi. Tylko że te zawody, w których trzeba być najbogatszym, robią się śmieszne i głupie. Opowiadano mi, że w jednym z liceów stołecznych uczniowie współzawodniczyli, kto ma droższe ciuchy, nie zdając sobie sprawy, w jak wielkim „obciachu" uczestniczą.
Po wygaśnięciu pandemii ogromna rzesza ludzi będzie musiała zmierzyć się z nową rzeczywistością. Myślę o tych, którzy stracą pracę, biznesy, będą musieli stawić czoła nędzy i budować wszystko od nowa.
Mogę się tu odwołać do pamięci może nie osobistej, ale rodzinnej. Nie mogłem sobie oczywiście zakodować obrazów z początku wojny, ale znam relacje bliskich o tym, jak cała struktura materialna się wtedy zmieniła czy wręcz odwróciła. Bogaci przestali być bogaci. Zdarzało się, że ktoś, kto jeszcze w pierwszym tygodniu wojny był bankierem, w drugim szukał pracy. Jakiejkolwiek. Bo to się sypało od razu. Takie trzęsienia ziemi są w zbiorowej pamięci mojego pokolenia. Dzisiaj ludzie takich wspomnień nie mają. Nie mogą sobie wyobrazić, że wszystko się może nagle zmienić, że ludzkie losy mogą ułożyć się różnie i stan aktualny nie zawsze będzie trwał. Właśnie rozmawiałem z przyjacielem z Nowego Jorku, który mówi, że powszechną reakcją na kryzys jest w Stanach wykupywanie broni palnej. Bo Amerykanie boją się, że za chwilę może dojść do rozbojów na ulicy, że będą się zdarzać nagminnie napady, jak to się rzeczywiście zdarzało tuż po wojnie. Niektórzy zachowali taki bagaż pamięci z przeszłości. Ale w ostatnich dziesięcioleciach było dobrze, więc zapomnieliśmy o nim. I dlatego ważna staje się sztuka narracyjna, przybliżająca nam doświadczenia, których nie przeżyliśmy. Doświadczenia innych czasów, innych społeczeństw. Dzisiaj, kiedy coś się zatrzęsło, trzeba szukać tych świadectw. Choćby po to, by przekonać się, jakie wartości się wówczas broniły, a jakie przepadały.