Babcia rewolucji

Dla jednych bohaterka, dla innych wariatka. Paraska Koroliuk, najbardziej rozpoznawalny znak Majdanu sprzed trzech lat, wciąż wierzy w siłę pomarańczowej rewolucji

Aktualizacja: 01.12.2007 07:52 Publikacja: 01.12.2007 04:29

Babcia rewolucji

Foto: Dziennik Wschodni

Pozornie niczym się nie różni od innych ukraińskich babć. Ma sześcioro wnucząt, w kołchozie przepracowała 30 lat. Jest praktykującą prawosławną, w wiejskim domu pod Czerniowcami ma obrazy świętych ozdobione haftowanymi bieżnikami. Ale z tłumu wyróżnia ją to, że ma pomarańczowy notes z napisem „Juszczenko, tak!” i numerami telefonów komórkowych do najbardziej wpływowych polityków z otoczenia prezydenta. Ma jeszcze pamiątkowy zegarek od Juszczenki i Order Księżnej Olgi, który babcia Paraska dostała za aktywny udział w pomarańczowej rewolucji.

Paraska Koroliuk nie żałuje ani chwili spędzonej na placu Niepodległości w Kijowie w listopadzie i grudniu 2004 roku. Jest jedną z niewielu, którzy nie zawiedli się na liderach pomarańczowego obozu. – To ludzie od Boga. Wybrał ich nasz ukraiński naród. Co obiecali, to zrobią – przekonuje. Babcia Paraska, jak ją zwą ludzie, wciąż przypomina o przełomowych wydarzeniach. Zakłada jaskrawy pomarańczowy płaszcz i jedzie do Doniecka i Charkowa upominać się o niepodległość Ukrainy. Jeździła też do sztabów wyborczych bloku byłej premier Julii Tymoszenko oraz prezydenckiego bloku Nasza Ukraina i apelowała o szybkie formowanie koalicji parlamentarnej. Dlaczego babci tak zależy na rządach pomarańczowych? – Gdy Juszczenko i Tymoszenko doszli do władzy, zaczęliśmy otrzymywać zaległe pensje i emerytury. Świadczenia wypłacano nam mąką, talerzami, drewnem, czym popadnie, aby tylko zrekompensować straty. To świadczy, że oboje troszczyli się o zwykłych, pracujących ludzi – przekonuje. Wyjmuje swój notes i szuka numerów telefonów komórkowych do zaprzyjaźnionych polityków w Kijowie. Musi się koniecznie upewnić, czy „żelazna Julia”, którą kocha jak rodzoną córkę, na pewno zostanie szefem ukraińskiego rządu.

Rodzinna wieś Paraski pod Czerniowcami – Dorohycziwka – oddalona jest prawie 700 km od Kijowa. Wydaje się, że jest położona na końcu świata. Wokół piękne pagórki i urocze zabytki: cerkwie prawosławna i greckokatolicka, kapliczki, droga krzyżowa na głównej ulicy. Mieszkańcy podziwiają babcię za jej odwagę i cenią za to, że dzięki niej mają gaz ziemny doprowadzony z pobliskiego gazociągu Urenhoj-Użhorod.

– Gdyby nie ona, wieś na pewno nie uzbierałaby 600 tysięcy hrywien (120 tys. dolarów) na taki luksus – tłumaczy były pracownik rady wiejskiej. Popularna krajanka załatwiła też licencję dla miejscowej cegielni. Poradziecki zakład nie pracował, bo oficjalnie nie miał właściciela. Dziś w cegielni – którą kieruje dyrektor kołchozu – znalazło zatrudnienie ok. 100 osób, czyli jedna trzecia mieszkańców. Trudno tu o inną pracę. Ziemie pokołchozowe leżą ugorem, mężczyźni wyjeżdżają na zarobek do innych krajów: Polski, Niemiec, nawet Rosji.Babci Parasce, która przez lata pracowała nie tylko na ojczystej roli, ale także na stepach Kazachstanu i w lasach syberyjskich, przykro patrzeć na porośnięte chwastami ukraińskie pola. Ucieszyła się, gdy gubernatorem obwodu tarnopolskiego został znajomy polityk z Majdanu Jurij Czyżman. Natychmiast pojechała do niego prosić o wsparcie dla miejscowych rolników. Po drodze od gubernatora wstąpiła do szefa państwowej inspekcji drogowej w miasteczku Towste. Przekonywała go, by nie pozwolił na przeniesienie swego urzędu do sąsiedniej gminy.

– Gdzie będziemy rejestrować samochody? – odpowiada na pytanie, po co poszła do pułkownika milicji, i energicznym ruchem poprawia na głowie pomarańczową chustę.

O pomarańczowej rewolucji babcia Paraska dowiedziała się z telewizji Kanał 5, która – jako jedna z nielicznych – na bieżąco śledziła przełomowe wydarzenia na placu Niepodległości. Oglądała wiadomości i zaczynała rozumieć, że była krzywdzona i oszukiwana jak większość jej rodaków. Przypomniała sobie o straconych oszczędnościach po rozpadzie Związku Radzieckiego, o emeryturze, której nie widziała od kilku lat. Przejęta nie mogła spać po nocach, aż pewnego dnia zdecydowała, że pojedzie do Kijowa. Najpierw wsiadła do autobusu, potem do pociągu i po wielu godzinach dotarła do protestującej stolicy.

Wystarała się o pomarańczowy płaszcz z napisem „Juszczenko, tak!” w sztabie opozycji. Przystroiła go pomarańczowymi wstążeczkami, które zrywała z drzew w parku Maryjskim. Zrobiła sobie nawet warkocz Julii Tymoszenko – z błyszczącego choinkowego stroika. Kolorowa i wszechobecna – niepostrzeżenie dla siebie – stała się rozpoznawalną marką Majdanu.Babcia nadążała wszędzie. Wraz z innymi zwolennikami demokratycznych zmian szturmowała gmach Sądu Konstytucyjnego i siedzibę Centralnej Komisji Wyborczej. Spała na karimatach w namiocie, towarzysząc studentom z różnych miast. Dla jednych była bohaterką. Dla innych – po prostu wariatką. Znaleźli się i tacy, którzy zarzucali jej obłudę i twierdzili, że udaje patriotkę. Znani uczestnicy tamtych wydarzeń mówią, że babcia Paraska nie musiała niczego udawać. – Była bardziej wyrazista niż inne starsze kobiety na Majdanie i w nietypowy sposób wyrażała swoje odczucia. Wolała szturmować urzędy państwowe, niż robić ciepłe skarpetki na drutach czy wystawać w nocnej kolejce po słoninę dla protestujących. Zwyczajnie, po ludzku, oddała się sprawie, w którą uwierzyła – zapewnia Myrosław Popowycz, prof. Akademii Kijowsko-Mohylańskiej i szef Instytutu Filozofii w Kijowie.

Gospodarstwem babci na wsi, krową i kurami, musiała zaopiekować się sąsiadka. Córki Paraski Koroliuk, Hanna i Maria, podobnie jak większość mieszkańców Dorohycziwki także były na Majdanie.

Rosyjskie gazety pisały, że Paraska w zamian za poparcie pomarańczowego obozu chodzi na wsi po wybrukowanej drodze do domu i ma mieszkanie w Kijowie. Posądzano ją o to, że brała pieniądze za agitację. – Dojazdu do chaty nadal nie mam, mieszkania w Kijowie tym bardziej – przekonuje. Nie ukrywa jednak, że chętnie skorzystałaby z pomocy wpływowych polityków, bo jej emerytura – 700 hrywien (140 dolarów) nie wystarcza na sześcioro wnuków. – Jakieś lokum w stolicy też by się przydało, aby być bliżej władzy – uśmiecha się filuternie i z rozrzewnieniem mówi o Romanie Bezsmertnym, byłym szefie sztabu Juszczenki, który kupił jej telefon komórkowy i opłacił pobyt w szpitalu jej córki Marii.

Za poniesione dla pomarańczowej rewolucji zasługi otrzymała od prezydenta Wiktora Juszczenki Order Księżnej Olgi.

– Poczułam się wtedy tak, jakbym była w siódmym niebie – promienieje. Juszczenkę traktuje jak syna. Dostała od niego kilka cennych upominków, w tym zegarek. Przechowuje w kredensie jego zdjęcia. Zapisała się do jego partii. W rozmowach z prezydentem poruszała drażliwe tematy: dlaczego ci, którzy fałszowali wyniki wyborów prezydenckich w 2004 r., a z którymi walczył Majdan, nie siedzą dziś w więzieniach? „Jeśli wszystkich wtrącę za kraty, nie będzie miał kto pracować” – odpowiedział jej prezydent. Babcia Paraska była jedną z wielu, którzy radzili przywódcy ukraińskiemu rozwiązać parlament i pozbawić władzy prorosyjską koalicję Partii Regionów premiera Wiktora Janukowycza, komunistów i socjalistów. Mówiła wtedy Juszczence: „Wiktorze Andrijowyczu, naród was kocha, ludzie uszanują waszą decyzję”. Julia Tymoszenko przekonywała zaś babcię: „Jeśli po przedterminowych wyborach prezydent mi zaufa i znów mianuje na premiera, nie opuszczę go aż do grobowej deski”.

Gdy we wrześniu 2005 roku rozeszły się drogi Juszczenki i Tymoszenko, Paraska robiła wszystko, by pogodzić przywódców Majdanu. Łykała tabletki na uspokojenie, wyczekiwała wizyt u prezydenta i byłej premier i pytała ich, dlaczego się pokłócili. „Mówiłem Tymoszenko: stworzyliście rząd, to pracujcie, a jeśli nie, będę zmuszony was zdymisjonować. Pani Julia sama postanowiła odejść. Potem się rozmyśliła, ale urząd premiera już powierzyłem innemu człowiekowi” – tłumaczył cierpliwie Wiktor Juszczenko.Prawdziwy dramat babcia Paraska przeżyła, gdy po wyborach parlamentarnych w 2006 roku prezydent mianował premierem Wiktora Janukowycza, przeciwnika pomarańczowej rewolucji.

– Jakby mnie ktoś żywcem w ziemi zakopał – wspomina i żegna się na wszelki wypadek. Nie mogła pogodzić się z myślą, że pomarańczowym nie udało się sformować koalicji, a Julia Tymoszenko nie została szefem rządu. Chodziła pod oknami Sekretariatu Prezydenta Juszczenki na ulicy Bankowej i wołała: „Wiktorze Andrijowyczu. Nie pozwólcie bandycie z Doniecka rządzić krajem”. Zrozpaczoną, zrezygnowaną kobietę złośliwi dziennikarze ochrzcili „Babcia Porażka”.

Po pomarańczowej rewolucji, z upływem czasu, politycy Majdanu zaczęli zapominać o Parasce. Kiedy dziś dzwoni, często nie podnoszą słuchawki, a jeśli już, to mówią, że właśnie mają naradę i są bardzo zajęci. To jej nie peszy. Natomiast nie może odżałować tego, że liderzy bloku Nasza Ukraina nie pozwolili jej wystartować w wyborach do parlamentu.

Mimo to nie zamierza się poddawać. Nadal jeździ po kraju i przypomina o Majdanie. Przed wyborami parlamentarnymi we wrześniu tego roku odwiedzała obwody wschodnie. – Przekonywałam ludzi, że muszą walczyć o swój kraj. Opowiadałam im o reżimie komunistycznym, w którym żyłam. O wszach i pchłach, które nas gryzły. O słomie, na której spaliśmy. O mojej matce, która została wtrącona do więzienia, bo zerwała w polu kilka kłosków pszenicy. Pytałam ich: dlaczego nadal nie macie gorącej wody i gazu? Dlaczego jesteście tak zastraszeni i boicie się zachodniego dobrobytu? Dlaczego koniecznie chcecie do Rosji? Kiedy zwolenniczki Janukowycza mówiły na Julię Tymoszenko „złodziejka”, babcia stawała w jej obronie: „Mnie nie ukradła nic, ani krowy ani konia. A to, że zarobiła na rosyjskim gazie, to jej szczęście”.

W podróżach na wschód kraju przydały się kontakty z lat 90., gdy kupowała w Czerniowcach rajstopy i wymieniała je na olej. Zatrzymywała się na noclegi u znajomych przekupek z Dniepropietrowska lub Charkowa.Znaleźli się też dobroczyńcy, którzy jeszcze dzisiaj finansują podróże Paraski: choćby Ihor Petryszyn (pracuje w administracji obwodowej w Iwano-Frankiwsku, dawny Stanisławów). Jest mu bardzo wdzięczna za zimowe botki.

Kroki bohaterki pomarańczowej rewolucji śledzą uważnie stacje telewizyjne. Bo jak tu nie sfilmować barwnej postaci, która rzuca się na sympatyków premiera Janukowycza przed siedzibą agencji prasowej UNIAN w centrum Kijowa? Olha Skotnikowa, reporterka telewizji publicznej UT-1, nie zapomni zdarzenia pod Sekretariatem Prezydenta Juszczenki na ulicy Bankowej. – Nagrywałam na żywo wypowiedź byłego prezydenta Leonida Krawczuka. Nagle podbiega do niego Paraska i zaczyna go bić megafonem, który podrzucili jej działacze młodzieżówki demokratycznej Pora. Babcia krzyczała do pierwszego prezydenta niepodległej Ukrainy: „Co zrobiłeś z naszymi oszczędnościami po rozpadzie Związku Radzieckiego? Gdzie nasze dobra kołchozowe, krowy i konie? Dlaczego nasze pola stoją odłogiem?”. Zapłakaną kobietę zabrała do sekretariatu rzeczniczka Juszczenki Iryna Heraszczenko.

Babcia Paraska nie zamierza przestać, dopóki liderzy pomarańczowego obozu na dobre nie osiądą w gmachach rządowych. Będzie nocowała u znajomych albo w namiotach, jeśli je postawią. W Kijowie są dla niej otwarte drzwi muzeum Tarasa Szewczenki, ukraińskiego wieszcza. Czeka na nią leżanka przeznaczona na co dzień dla nocnego stróża.

Była bardziej wyrazista niż inne starsze kobiety na Majdanie. Wolała szturmować urzędy państwowe, niż robić ciepłe skarpetki na drutach czy wystawać w nocnej kolejce po słoninę dla protestujących

Pozornie niczym się nie różni od innych ukraińskich babć. Ma sześcioro wnucząt, w kołchozie przepracowała 30 lat. Jest praktykującą prawosławną, w wiejskim domu pod Czerniowcami ma obrazy świętych ozdobione haftowanymi bieżnikami. Ale z tłumu wyróżnia ją to, że ma pomarańczowy notes z napisem „Juszczenko, tak!” i numerami telefonów komórkowych do najbardziej wpływowych polityków z otoczenia prezydenta. Ma jeszcze pamiątkowy zegarek od Juszczenki i Order Księżnej Olgi, który babcia Paraska dostała za aktywny udział w pomarańczowej rewolucji.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy