Jego sława, wymierna w obcej walucie, wywołuje skrajne reakcje. Jednych drażni, innych cieszy. Ktoś dostaje nerwicy na dźwięk jego nazwiska, ktoś inny celowo go ignoruje.
Należę do fanów Wilhelma Zdobywcy, ale nie mam już siły tłumaczyć, dlaczego podbił serca zachodnich kolekcjonerów. Bo ma talent plus fart, trafił na odpowiedni moment i ma profesjonalnych opiekunów (od Zderzaka poczynając, poprzez Raster, na Fundacji Galerii Foksal kończąc). Tak jak kiedyś w sprawie Kozyry każdy czuje się w prawie dorzucić swoje trzy grosze.
– Staję się przedmiotem publicznej rozmowy, co wciąż jest dla mnie dosyć krępujące – wyznaje artysta. – Czuję odpowiedzialność, ale jednocześnie przez to, że mam takie, a nie inne zabezpieczenie finansowe i że ludzie chcą oglądać to, co robię, czuję też ogromną wolność. Teraz mogę sobie pozwolić na wszystko.
I właśnie tego luzu rodacy nie mogą mu darować.
Katalizatorem negatywnych emocji okazała się wystawa „Lata walki” w Zachęcie (trwająca do 3 marca). Owszem, Sasnal ma licznych apologetów. Jednak większość wypowiadających się zionie agresją. Czują się obrażeni i oszukani. Jak to możliwe, że „komiksiarz” zarabia jak panisko?