Coście z tym marzeniem zrobili?

W „Dolinie Nicości” na uczucie wydrążenia z wartości prawdziwych i jałowości jednakowo cierpią bohaterowie ewidentnie przegrani i ci drudzy, którzy z pozoru odnieśli oszałamiający życiowy sukces

Publikacja: 28.06.2008 02:02

Coście z tym marzeniem zrobili?

Foto: Rzeczpospolita, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Red

Nowa powieść Bronisława Wildsteina należy do tego rodzaju utworów, które wykraczają zdecydowanie poza ramy literatury. Wykraczają intencjami, zasobem ważkich społecznie treści, znaczeniem. Dwa proste fakty sygnalizują wyjątkowość zjawiska. Przede wszystkim fakt natury psychologicznej, na tym polegający, że kiedy w czytywanych dziś powieściach niecierpliwie wyglądamy końca, tutaj lektura nam się nie dłuży; przeciwnie, żal z powodu nieuchronnego zakończenia książki powetujemy sobie natychmiast jej powtórną lekturą. Równie znamienny jest fakt socjologiczny. Ten mianowicie, że mamy ochotę publicznie rozmawiać o książce, dyskutować, kłócić się, a nawet skakać sobie o nią do oczu.

Czy nie dzieje się tak dlatego, że „Dolina Nicości”, podobnie jak „Wesele” czy „Przedwiośnie” dawniejszymi czasy, stawia w centrum czytelniczej uwagi tę rzecz niebłahą, którą nazywamy Polską? Co więcej, analogicznie jak jej wielkie poprzedniczki: książki Wyspiańskiego i Żeromskiego, ale także Berenta, Brzozowskiego, Witkacego czy Kadena, przedkłada „Dolina Nicości” surowy rachunek kierowniczym kręgom w narodzie. Mówiąc najkrócej, obciąża współczesne elity, intelektualne i polityczne, odpowiedzialnością za to, że – poniechawszy dekomunizacji i lustracji – moralnie rozbroiły, otumaniły i zatruły złymi jadami społeczeństwo i państwo polskie.

W mieniącym się charakterystycznymi barwami czasu i typowymi osobistościami pysznym korowodzie powieściowych epizodów, scen i obrazów unaocznił Wildstein doskonale istotę panującego w III RP sposobu myślenia. Ciętym piórem karykaturzysty obnażył praktyczny sens etosu opartego na rehabilitacji Judasza oraz naznaczaniu, izolowaniu i wykańczaniu inaczej niż Judasz myślących.

Dzięki syntetycznym zagęszczeniom, dzięki uogólniającej sile symbolicznego obrazu, dzięki kapitalnemu rozsnuciu krzyżujących się losów pięciu głównych postaci powieściowych, dzięki temu wszystkiemu ta książka w świadomości czytającego wywołuje wstrząs tragiczny. Tragiczny i – wolno żywić nadzieję – oczyszczający.

Jest bowiem „Dolina Nicości” politycznym pamfletem na miarę tych największych, najbardziej drapieżnych. Ale jest też dziełem sztuki – pięknym i porywającym.

Jest artystycznym właśnie paradoksem „Doliny Nicości”, że pasmo klęsk jej głównych bohaterów, klęsk jasno sobie przez jednych uprzytamnianych, przez drugich sztucznie zagłuszanych czy wreszcie bagatelizowanych przez trzecich – przeradza się w wizję ogólnego, wszechogarniającego spustoszenia, która przygnębiając nas, zarazem porywa swoją trafnością, logiką i siłą.

Ku temu bowiem wnioskowi wydaje się prowadzić zarówno fabularna, zdarzeniowa, jak i głębiej osadzona, intelektualna konstrukcja powieści Wildsteina. Nie tylko o to w niej chodzi (by użyć dosadnego sformułowania tragicznego wykolejeńca Daniela Struny), że „ten kraj się kurwi”, ale również o to, że cywilizacja, która pozbyła się wyższych (transcedentalnych czy choćby, najostrożniej rzecz ujmując, kulturowych) zabezpieczeń i przybrała krańcowo naturalistyczne oblicze, nieuchronnie musi się znaleźć na równi pochyłej, wykoleić się, wyrodzić, obumrzeć. Mądry filozof Stefan Świeżawski (to nie tautologia, skoro miewamy filozofów głupich) postrzegał w „dążeniu do absolutnego i jednostronnego kultu biologicznie pojmowanego życia” fundamentalny błąd współczesnej cywilizacji. Bezpośrednim i pośrednim następstwem tego błędu jest uczucie wydrążenia z wartości prawdziwych, uczucie pustki i jałowości, na które u Wildsteina jednakowo cierpią bohaterowie ewidentnie przegrani i ci drudzy, którzy z pozoru odnieśli oszałamiający życiowy sukces, zrobili kariery polityczne i biznesowe.

Nie jest ono obce, to uczucie czczości, smętku, melancholii, nawet Janowi Returnowi, najbardziej niepokojącej spośród wszystkich postaci zaludniających licznie „Dolinę Nicości”. Za młodu działacz opozycji, nakłoniony przez bezpiekę do współpracy usłużny jej agent, później dyżurny intelektualista i publicysta najbardziej wpływowych mediów III RP, autor popularnego programu telewizyjnego „Nieoczywiste”, jawi się nam jako niesłychanie konsekwentny, operatywny, wypróbowany specjalista od zacierania granic między prawdą i kłamstwem, dobrem i złem, lojalnością i zdradą.

Przestał wierzyć w realność tych archaicznych bytów i odpowiadających im kategorii, a więc i w konieczność dokonywania jakichkolwiek wyborów między nimi. Jest zwolennikiem, ba! ideologiem nowoczesnej rewolucji totalnego wyzwolenia. Wyzwolenia od gorsetu zakazów i nakazów, od zobowiązań, od kompleksu winy i lęku przed karą, od widma Sądu Ostatecznego, jaki odbywa się codziennie. „Wyrozumiałość dla wszystkich, a więc i dla siebie. Coraz bardziej wolni, coraz bardziej nieważcy” – oto dewiza, która przyświeca temu uczestnikowi rozmaitymi nićmi szytych gier i manipulacji. Współbudowniczemu Rzeczypospolitej Nieprzejrzystej i Zdemoralizowanej.

A przecież i on, który trafił do „Doliny Nicości” z malarycznych przede wszystkim wyziewów Krakowa, ale też po części z kart literatury światowej, dusza bliźniacza Razumowa (patrz: „W oczach Zachodu”) i koleżka niektórych antybohaterów Dostojewskiego, rezonerów zimnych i rozgorączkowanych, „piekielnie skomplikowanych”, i on ma chwile słabości, gdy błądzi nocą po Krakowie śladami swych starych zdrad i upadków i czuje próżnię, marność, daremność, nieprawdę życia, które przeżył. W konfrontacjach z przeszłością, w cichych solilokwiach, które trzeba by nazwać jakąś odmianą wyznań usprawiedliwionego grzesznika, odmianą przemądrzałą i bezczelną, nawet on znajduje ów jeden czysty nostalgiczny motyw: żal za tym, co bezpowrotnie utracone.

Już w warszawskim Jazz Bistrze wspomina, jak to razem z Danielem Struną, przyjacielem najbliższym, któremu łamie życie swoimi donosami, fascynowali się za młodu jazzem i chodzili na jam session do studenckich klubów, wyrywając się marzeniom z beznadziei peerelu w otwierane przez muzykę przestrzenie wolności. Coście z tym marzeniem zrobili? Pytanie zdradzonego przyjaciela, uporczywie zadawane Returnowi i ludziom jego obozu i jego pokroju, stanowi ideową i emocjonalną oś powieści Wildsteina.

Młodość uległa spustoszeniu. Dzieje kilkuosobowej, w skali kraju mało się liczącej grupki studentów, przy tym infiltrowanej i kontrolowanej przez agenturę, pozwoliły jednak Wildsteinowi dopisać nieoceniony ustęp do obrazu zwalczanej przez Służbę Bezpieczeństwa opozycji lat 70.; pozwoliły ukazać wstrząsające sceny przesłuchań, metody łamania charakterów, bicie, upokarzanie, znęcanie się nad „zatrzymanymi do wyjaśnienia”, pozyskiwanie agentów spośród zastraszonych.

Tę pierwszorzędną rolę fizycznej przemocy uzasadniało generalne założenie totalitaryzmu o niemetafizycznej, a przeto bezbronnej, całkowicie plastycznej naturze człowieka. Doświadczenie takiej przemocy i wywołanego nią szoku, psychozy pustki, ogołocenia z wartości stanowiło kluczowy składnik edukacji sentymentalnej pewnego pokolenia. Struna, Return, Bogatyrowicz to w powieści Wildsteina nie tylko nazwiska, to również nazwy określające różne stopnie i odmiany wchłonięcia, oswojenia lub odepchnięcia szoku spustoszenia.

Ci, którzy byli młodzi w roku 1977, ćwierć wieku później zbliżają się do przedproża starości, PRL już dawno temu ustąpił miejsca III RP, natomiast przemoc bezpośrednią, fizyczną zastąpiła bardziej podstępna przemoc medialna, wizualna i werbalna, przemoc trendów i mód kulturowych, „miękka” przemoc sterujących z półukrycia opinią publiczną manipulatorów.

Blisko 40-letni warszawski dziennikarz, redaktor poczytnego „Kuriera” Adam Wilczycki pracował w służbie przemocy nowego typu, zanim sam stał się ofiarą. A stał się nią w momencie, kiedy się usamodzielnił i ośmielił naruszyć interesy potężnego układu – ośmiornicy oplatającej swoimi mackami całe państwo. Publikacja dokumentów kompromitujących wysoko uplasowanego w tym układzie profesora Mariana Lwa ściąga na redaktora „szargającego autorytet naukowo-moralny” wściekłą nagonkę mediów, ostracyzm towarzyski, kłopoty zawodowe.

Odsłonięcie mechanizmów nakręcających kampanie medialne i zawiadujących reakcjami popkulturowej gawiedzi, zarówno w aferze odmieńca Wilczyckiego, jak w romansowej sprawie córki prawicowego polityka Widłaka, przynosi zaszczyt pisarzowi jako analitykowi rzeczywistości niepodległościowej.Sprawa Wilczyckiego słusznie zajęła najwięcej miejsca w powieści. Skupia ona jak w soczewce cały strach i nędzę Trzeciej Rzeczypospolitej.

A wreszcie: kim jest Bryła, który proponuje Wilczyckiemu założenie tygodnika w Przemyślu i naprawianie Polski od podstaw? Robert Bryła jest solą ziemi. Prowincjuszem. Inicjatywą prywatną. W ogóle – inicjatywą. W pewnym sensie pośredniczy między najlepszą, najszlachetniejszą częścią pamięci o zmarłym Danielu Strunie i dziedzictwie jego postawy i myśli a Wilczyckim, który Struny nie znał. Pełen pasji były robotnik, co twardo stąpa po ziemi, pośredniczy między dwoma spustoszonymi polskimi Hamletami.

Cieszy zakończenie „Doliny Nicości” wyjazdem Wilczyckiego z hiperborejskiej stolicy na głębokie podkarpackie południe. Widać potrzebujemy utopii regeneracyjnych.

Nowa powieść Bronisława Wildsteina należy do tego rodzaju utworów, które wykraczają zdecydowanie poza ramy literatury. Wykraczają intencjami, zasobem ważkich społecznie treści, znaczeniem. Dwa proste fakty sygnalizują wyjątkowość zjawiska. Przede wszystkim fakt natury psychologicznej, na tym polegający, że kiedy w czytywanych dziś powieściach niecierpliwie wyglądamy końca, tutaj lektura nam się nie dłuży; przeciwnie, żal z powodu nieuchronnego zakończenia książki powetujemy sobie natychmiast jej powtórną lekturą. Równie znamienny jest fakt socjologiczny. Ten mianowicie, że mamy ochotę publicznie rozmawiać o książce, dyskutować, kłócić się, a nawet skakać sobie o nią do oczu.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy