Nowa powieść Bronisława Wildsteina należy do tego rodzaju utworów, które wykraczają zdecydowanie poza ramy literatury. Wykraczają intencjami, zasobem ważkich społecznie treści, znaczeniem. Dwa proste fakty sygnalizują wyjątkowość zjawiska. Przede wszystkim fakt natury psychologicznej, na tym polegający, że kiedy w czytywanych dziś powieściach niecierpliwie wyglądamy końca, tutaj lektura nam się nie dłuży; przeciwnie, żal z powodu nieuchronnego zakończenia książki powetujemy sobie natychmiast jej powtórną lekturą. Równie znamienny jest fakt socjologiczny. Ten mianowicie, że mamy ochotę publicznie rozmawiać o książce, dyskutować, kłócić się, a nawet skakać sobie o nią do oczu.
Czy nie dzieje się tak dlatego, że „Dolina Nicości”, podobnie jak „Wesele” czy „Przedwiośnie” dawniejszymi czasy, stawia w centrum czytelniczej uwagi tę rzecz niebłahą, którą nazywamy Polską? Co więcej, analogicznie jak jej wielkie poprzedniczki: książki Wyspiańskiego i Żeromskiego, ale także Berenta, Brzozowskiego, Witkacego czy Kadena, przedkłada „Dolina Nicości” surowy rachunek kierowniczym kręgom w narodzie. Mówiąc najkrócej, obciąża współczesne elity, intelektualne i polityczne, odpowiedzialnością za to, że – poniechawszy dekomunizacji i lustracji – moralnie rozbroiły, otumaniły i zatruły złymi jadami społeczeństwo i państwo polskie.
W mieniącym się charakterystycznymi barwami czasu i typowymi osobistościami pysznym korowodzie powieściowych epizodów, scen i obrazów unaocznił Wildstein doskonale istotę panującego w III RP sposobu myślenia. Ciętym piórem karykaturzysty obnażył praktyczny sens etosu opartego na rehabilitacji Judasza oraz naznaczaniu, izolowaniu i wykańczaniu inaczej niż Judasz myślących.
Dzięki syntetycznym zagęszczeniom, dzięki uogólniającej sile symbolicznego obrazu, dzięki kapitalnemu rozsnuciu krzyżujących się losów pięciu głównych postaci powieściowych, dzięki temu wszystkiemu ta książka w świadomości czytającego wywołuje wstrząs tragiczny. Tragiczny i – wolno żywić nadzieję – oczyszczający.
Jest bowiem „Dolina Nicości” politycznym pamfletem na miarę tych największych, najbardziej drapieżnych. Ale jest też dziełem sztuki – pięknym i porywającym.