Książka na nowe czasy

Czy polskość i polski patriotyzm, przez wieki korzystające ze zrostu z katolicyzmem, przetrzymają jego znaczące osłabienie?

Aktualizacja: 17.10.2008 21:52 Publikacja: 17.10.2008 21:33

Książka na nowe czasy

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

[ul][li][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/10/17/piotr-skwiecinski-ksiazka-na-nowe-czasy/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/li][/ul]

„Kinderszenen” Jarosława Rymkiewicza uważam za książkę wybitną i potrzebną. A zarazem – paradoksalnie – dzieło to wzbudza mój gwałtowny sprzeciw.Sprzeciw odmienny od sprzeciwu publicystów, których negatywne emocje wzbudza rzekome wskrzeszanie przez Rymkiewicza „etosu plemiennego”. To nie etos plemienny. To po prostu polski patriotyzm w jednej z jego mniej klasycznych wersji.

[srodtytul]Rymkiewicz jako backup[/srodtytul]

Bo wbrew temu, co z różnych pozycji ideowych sugeruje wielu krytyków Rymkiewicza, chrześcijańska wersja polskiego patriotyzmu nigdy nie była jedyną. Obok niej istniała radykalnie narodowa wizja wczesnego Dmowskiego, istniała wersja niepodległościowego socjalizmu, istniał wreszcie bardzo daleki od chrześcijaństwa patriotyzm Zbigniewa Herberta wołającego do bojowników o wolność, by szli po ostatnią nagrodę – runo nicości. Ale, oczywiście, niemal bezwzględnie dominowała wersja chrześcijańska.

[link=http://www.rp.pl/artykul/61991,203087_Powstanie__polskosc__los.html]Tydzień temu w „Plusie Minusie”[/link] Paweł Lisicki dał wyraz przekonaniu, że „Rymkiewicz wyraża polskie doświadczenie oporu i walki o niepodległość w języku niemieckiego nihilizmu”, i pytał, „czy polskość da się w taki sposób ująć”. Myślę, że to pytanie arcyważne, i że powinniśmy sobie życzyć, aby odpowiedź na nie wypadła pozytywnie.

Bo – niezależnie od tego, jaki jest nasz osobisty stosunek do religii – musimy stwierdzić, że Polska powoli, ale konsekwentnie się laicyzuje. Proces ten być może nigdy nie osiągnie apogeum, jakie widzimy w krajach zachodniej Europy. Być może kiedyś, w przyszłości – na skutek wydarzeń, których nie jesteśmy w stanie obecnie przewidzieć – zacznie się odwracać. Obecnie jednak jest faktem.

A skoro tak, to pojawia się szereg pytań ważnych zarówno dla tych, którzy rozpatrują nową sytuację z religijnego punktu widzenia, jak i przede wszystkim dla tych, którzy patrzą na nią z narodowego punktu widzenia. Dla tych drugich istotne jest, czy polskość, czy polski patriotyzm przez wieki korzystające z historycznie uwarunkowanego zrostu z tradycjonalnym katolicyzmem, przetrzymają jego znaczące osłabienie.Patrząc z tej perspektywy, dzieło Rymkiewicza (dzieło podwójne, bo filozoficznie „Kinderszenen” dopełnia się z wcześniejszym „Wieszaniem”) pełni rolę ważną, pozytywną i pionierską. Bo jeśli chrześcijaństwo jest w Polsce w odwrocie, a polski patriotyzm ma trwać, to musi on – obok dotąd dominującej – zbudować sobie wersję „backupową”. Czy raczej – różne takie zapasowe wersje. Trudno bowiem przypuścić, aby w świecie wielości ideowych propozycji polski patriotyzm, ograniczony do jednej propozycji, mógł ogarniać większość społeczeństwa.

[srodtytul]Rymkiewicz jako plemienny szaman[/srodtytul]

Przypinanie Rymkiewiczowi łatki ideologa moralności plemiennej jest znamienne.Przypomnijmy, że przez kilkadziesiąt lat powojennych mówiono o „powrocie do plemienności” jako o cesze ideologii nazistowskiej. Jeśli więc dziś to, co pisze autor „Kinderszenen”, poważni autorzy potrafią kwalifikować jako jakiś trybalizm, świadczy to albo o intelektualnej nieuczciwości, albo o olbrzymiej ewolucji myślowej, jaka musiała zajść między latami 60. a dobą obecną. Ewolucji, efektem której jest m.in. – na Zachodzie już w poważnym stopniu dokonana, a u nas właśnie egzekwowana – radykalna zmiana znaczenia słowa „faszyzm”, jego rozszerzenie z klasycznego faszyzmu na wszystko, co razi nowoczesnolewicową wrażliwość. Określanie Rymkiewicza mianem proroka plemienności jest kolejnym przejawem tej zmiany.

Przejawem „plemienności” ma być język, jakim autor „Kinderszenen” pisze o Niemcach. Konsekwentnie i z upodobaniem pisze o „wojnie niemieckiej”, o zbrodniach niemieckich, a nie faszystowskich czy hitlerowskich, podkreśla, że wtedy nikt nie używał tych określeń.

Zbrodnie, choćby ze względu na ogrom poparcia, jakiego naród do końca udzielał Führerowi, były bez wątpienia niemieckie, a nie nazistowskie. Pod tym względem Rymkiewicz ma rację. Z drugiej strony minęło już przecież przeszło 60 lat, obecne pokolenie Niemców nie tylko nie jest odpowiedzialne za dziadów czy pradziadów, ale – przede wszystkim – jest od nich zasadniczo odmienne. Dlatego odrzuconą przez Rymkiewicza ewolucję języka można byłoby uznać za pozytywną. Gdyby nie zasadniczy szczegół.Otóż zmiana ta nie dokonywała się pod wpływem humanistycznej refleksji, nabrzmiewającej chęcią wybaczenia. Rozpoczęła się na skutek decyzji o niedrażnieniu przyjaciół z NRD. A dokonała się w sytuacji, w której Polska stawała się zależna od zjednoczonych Niemiec. Musiała zatem być odbierana jako część tego procesu.

A skoro tak, musiała wywoływać uczucie poniżenia. Poniżenie nie jest dobre dla nikogo, a zwłaszcza dla narodu. Poddanie długotrwałemu uczuciu tego rodzaju skutkuje wyjątkowo toksycznymi efektami. Również i dlatego dobrze, że Rymkiewicz napisał to, co napisał.

[srodtytul]Rymkiewicza wiedza tajemna[/srodtytul]

Rymkiewicz nie ogranicza się jednak do nazwania Niemców – Niemcami, powstańców – bohaterami. On nie tylko afirmuje powstanie, ale je deifikuje.

– Nie można powiedzieć, że ta masakra była po nic. Kto tak twierdzi, ten zaprzecza sensowi polskiej historii – podsumowuje w wywiadzie, udzielonym „Dziennikowi”. I stawia kropkę nad i: „Generał Bór-Komorowski i jego oficerowie, nawet jeśli nie wiedzieli, co wyniknie z powstania, wiedzieli, że Polski nie będzie bez powstania. Polska to im powiedziała – po cichu. Polacy, jeśli chcieli pozostać Polakami, musieli zdecydować się na taką ofiarę. (…) Powstanie warszawskie to było takie wydarzenie, które, kiedy już się dokonało, zaczęło żyć swoim własnym życiem, zaczęło działać tak, jak samo chciało – i zaczęło z nami robić to, co chciało zrobić. (…) Ofiara 200 tysięcy nie poszła na marne, ofiara spalonego miasta została nam zwrócona z naddatkiem. Poszła na to, żeby Polska była taka, jaką ją mamy dzisiaj, ze wszystkimi swoimi kłopotami, przywarami i nieprawościami, ale także z całą swoją istnieniową wspaniałością, z taką dobrą pewnością, że będziemy dalej istnieć (…) Powstanie skończyło się wielkim triumfem Polaków”.

Oponent Rymkiewicza ma tu trudne zadanie. Bo autor „Kinderszenen” nie podaje ani kawałka argumentu, z którym można byłoby nawiązać polemikę. Nie dowiadujemy się, jakim to tajemnym sposobem masakra powstania po niemal 60 latach zaowocowała niepodległością. Jak według Rymkiewicza działały te podskórne procesy i na czym w ogóle polegały.

Przy zastanawianiu się nad długoterminowymi skutkami powstania pomocna może jednak być refleksja nad pytaniem pomocniczym – na ile prawdopodobne jest, aby skutki dalekosiężne jakiegoś wydarzenia były zasadniczo – nie co do skali, ale co do kierunku – odmienne od jego skutków krótko- i średnioterminowych?

Co bowiem na temat oddziaływania powstania na polską powojenną politykę wiemy na pewno? Przede wszystkim to, że póki o powstaniu jeszcze pamiętano na co dzień, póki ton nadawała generacja nim doświadczona, to pamięć ta była obciążeniem dla polskich dążeń wolnościowych. Była siłą hamującą, nie napędową. Strach przed powtórką z powstania legł np. u podstaw decyzji zarówno Jana Nowaka-Jeziorańskiego, jak i – chyba – prymasa Wyszyńskiego o de facto bezwarunkowym poparciu Gomułki po Październiku ’56. Strach przed wywołaniem „przedwczesnego powstania” paraliżował emigrację i część środowisk krajowych. Nie przypadkiem opozycja demokratyczna zaczęła się kształtować dopiero wtedy, gdy sztandar podnieść mogły roczniki, którym tygrysy nie przejechały przez psychikę.

To były powstania skutki średnioterminowe, ale jeszcze bardziej uderzające były krótkoterminowe. Klęska powstania – są na to setki dowodów w postaci relacji i wspomnień – była odbierana, zarówno w Warszawie, jak i w innych częściach okupowanego kraju, jako kompromitacja rządu londyńskiego i Armii Krajowej. Czy takie naprawdę masowe przeżycie mogło owocować wzmocnieniem postaw opornych wobec wprowadzanego ustroju? To chyba pytanie retoryczne.

Ale mogło być jeszcze ciekawiej. W samej Warszawie pod koniec sierpnia, po paru tygodniach przegrywanych walk i bezkarnych masakr, nastroje – na to też można przytoczyć masę relacji – były takie, taki był powszechny stosunek do uznanego za totalnie skompromitowany polskiego Londynu i – mniej ostro, ale też powszechnie krytykowanego – AK-owskiego dowództwa, że można zaryzykować hipotezę, iż gdyby we wrześniu Stalin zmienił decyzję, gdyby wtedy do tego, co zostało ze stolicy wjechały czołgi Rokossowskiego i Berlinga, polscy komuniści stanęliby wobec jedynej chyba w historii realnej szansy na przechwycenie społecznego poparcia w skali znacznie większej niż kiedykolwiek. Na społeczne zalegalizowanie swej władzy.Oczywiście tak się nie stało. Stalin decyzji nie zmienił. A gdyby zmienił, to popularności PPR pomogłoby to zapewne w sposób ograniczony, bo zaraz ruszyłyby transporty na Sybir. Ale – powtórzmy – ta możliwość przez moment była realna. Czy stworzenie Rosjanom i Lublinowi takiej szansy może być uznane za przejaw mądrości?

[srodtytul]Rymkiewicza diagnoza szaleństwa[/srodtytul]

Rymkiewicz pisze o niemieckim szaleństwie. Słusznie, bo tylko tak można określić stan, w jakim znajdował się „Herrenvolk”. Wspierający Rymkiewicza publicyści wyprowadzają z tego wnioski mające uzasadniać powstańczą decyzję. Powstanie było efektem niemieckiego szaleństwa, było na nie odpowiedzią. Być może również szaleńczą, ale na szaleństwo – szaleńcza odpowiedź. To naturalne.

Byłoby to logiczne, gdyby powstanie było rzeczywiście efektem spontanicznego szału. Ale wiemy, że było inaczej. Że było wykonaniem rozkazu. Co więcej – dwa dni przed godziną W Komenda Główna odwołała wydane już rozkazy i oddziały rozeszły się w sposób zdyscyplinowany z lokali alarmowych. Czy dwa dni przed 1 sierpnia niemieckie szaleństwo było mniejsze? Mniejsza polska żądza odwetu? Mniej tragiczne polskie doświadczenia? Zauważmy też, że byli – znamy ich nazwiska – oficerowie i politycy, którzy na zbrodnicze niemieckie szaleństwo nie chcieli odpowiadać polskim – samobójczym. Byli w Komendzie Głównej. Byli wśród piłsudczyków, narodowców i socjalistów. Jeśli więc przywoływany przez Rymkiewicza los ma być równoznaczny z determinizmem, to wypada stwierdzić, że w wybuchu powstania można się dopatrzyć determinizmu w takim jedynie mniej więcej zakresie jak w każdym historycznym wydarzeniu.Decyzja o powstaniu była – oczywiście – po latach terroru w pewnym sensie naturalna. Choć obowiązkiem wyższych dowódców i polityków jest nieuleganie społecznej presji prowadzącej do skutków tragicznych, nawet wtedy, kiedy jest ona tysiąckrotnie słuszna moralnie, to trzeba stwierdzić, że presja ta istniała, stwarzała atmosferę sprzyjającą wybuchowi. Na tę atmosferę składało się jednak wiele elementów. Innym – obecnie prawie niedostrzeganym – elementem atmosfery polskiego życia umysłowo-ideowego w okresie dekady poprzedzającej powstanie była np. postępująca megalomania. Powszechna kilka lat przed wojną wiara w to, że – jak głosił tytuł popularnej wówczas książki – „jesteśmy mocarstwem”. Co charakterystyczne, wrześniowa katastrofa w niewielkim jedynie stopniu zmieniła te nastroje. Znamienne, że gdy Armia Czerwona już od dawna parła na zachód i oczywiste było, że wejdzie na ziemie polskie jako niepowstrzymana potęga, część podziemia dalej cyzelowała plany już nawet nie tylko utrzymania granicy ryskiej, ale dalszej ekspansji na wschód…

[srodtytul]Rymkiewicz – jednak romantyk[/srodtytul]

Emocjonalnie utożsamiając się z powstańczą decyzją, Rymkiewicz – pomimo i wbrew swej krytyce polskiego romantyzmu, karmienia dzieci „Królem Duchem” i „Anhellim” – staje na gruncie polskiego romantyzmu rozumianego tak, jak w sensie politycznym zawsze rozumiano go nad Wisłą: jako zaprzeczenie politycznego realizmu, jako dążenie do czynu zbrojnego, niezależnego od szans, czynu – krwawej manifestacji. Uważam ten romantyzm za historycznie niezwykle szkodliwy. Paradoksalnie jednak moja niezgoda na rymkiewiczowską afirmację powstania nie oznacza opinii, aby była ona szkodliwa. Odwrotnie – „Kindeszenen” uważam za książkę niezwykle pożyteczną. Dlaczego?

Otóż rymkiewiczowska romantyczna manifestacja byłaby groźna w starym świecie i w dawnej Polsce. W świecie silnych tożsamości narodowych. W Polsce, w której patriotyzm był naturalnym stanem umysłów, w którym o rząd dusz walczyli piłsudczycy i dmowszczycy. W takim społeczeństwie przechylenie się wahadła na stronę romantyzmu mogłoby spowodować romantyczne działania, a w efekcie – jakąś katastrofę.Ale w Polsce obecnej rzeczy się mają inaczej. W Polsce obecnej nikt nie czyta dzieciom „Anhellego”. W Polsce obecnej patriotyzm nie jest naturalnym stanem umysłów. W Polsce obecnej podstawowym konfliktem ideowym nie jest spór między romantykami a realistami, tylko miedzy walczącym o przetrwanie patriotyzmem a narodowym nihilizmem.

W Polsce obecnej Rymkiewicz nie zapłodni więc nikogo do żadnych katastrofalnych politycznych fantasmagorii. Silnie wesprze natomiast intelektualnie tych, którzy chcą przetrwania polskości w sporze z tymi, którzy chętnie widzieliby jej roztopienie w kontynentalnym oceanie.

[ul][li][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/10/17/piotr-skwiecinski-ksiazka-na-nowe-czasy/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/li][/ul]

„Kinderszenen” Jarosława Rymkiewicza uważam za książkę wybitną i potrzebną. A zarazem – paradoksalnie – dzieło to wzbudza mój gwałtowny sprzeciw.Sprzeciw odmienny od sprzeciwu publicystów, których negatywne emocje wzbudza rzekome wskrzeszanie przez Rymkiewicza „etosu plemiennego”. To nie etos plemienny. To po prostu polski patriotyzm w jednej z jego mniej klasycznych wersji.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy