Bo – niezależnie od tego, jaki jest nasz osobisty stosunek do religii – musimy stwierdzić, że Polska powoli, ale konsekwentnie się laicyzuje. Proces ten być może nigdy nie osiągnie apogeum, jakie widzimy w krajach zachodniej Europy. Być może kiedyś, w przyszłości – na skutek wydarzeń, których nie jesteśmy w stanie obecnie przewidzieć – zacznie się odwracać. Obecnie jednak jest faktem.
A skoro tak, to pojawia się szereg pytań ważnych zarówno dla tych, którzy rozpatrują nową sytuację z religijnego punktu widzenia, jak i przede wszystkim dla tych, którzy patrzą na nią z narodowego punktu widzenia. Dla tych drugich istotne jest, czy polskość, czy polski patriotyzm przez wieki korzystające z historycznie uwarunkowanego zrostu z tradycjonalnym katolicyzmem, przetrzymają jego znaczące osłabienie.Patrząc z tej perspektywy, dzieło Rymkiewicza (dzieło podwójne, bo filozoficznie „Kinderszenen” dopełnia się z wcześniejszym „Wieszaniem”) pełni rolę ważną, pozytywną i pionierską. Bo jeśli chrześcijaństwo jest w Polsce w odwrocie, a polski patriotyzm ma trwać, to musi on – obok dotąd dominującej – zbudować sobie wersję „backupową”. Czy raczej – różne takie zapasowe wersje. Trudno bowiem przypuścić, aby w świecie wielości ideowych propozycji polski patriotyzm, ograniczony do jednej propozycji, mógł ogarniać większość społeczeństwa.
[srodtytul]Rymkiewicz jako plemienny szaman[/srodtytul]
Przypinanie Rymkiewiczowi łatki ideologa moralności plemiennej jest znamienne.Przypomnijmy, że przez kilkadziesiąt lat powojennych mówiono o „powrocie do plemienności” jako o cesze ideologii nazistowskiej. Jeśli więc dziś to, co pisze autor „Kinderszenen”, poważni autorzy potrafią kwalifikować jako jakiś trybalizm, świadczy to albo o intelektualnej nieuczciwości, albo o olbrzymiej ewolucji myślowej, jaka musiała zajść między latami 60. a dobą obecną. Ewolucji, efektem której jest m.in. – na Zachodzie już w poważnym stopniu dokonana, a u nas właśnie egzekwowana – radykalna zmiana znaczenia słowa „faszyzm”, jego rozszerzenie z klasycznego faszyzmu na wszystko, co razi nowoczesnolewicową wrażliwość. Określanie Rymkiewicza mianem proroka plemienności jest kolejnym przejawem tej zmiany.
Przejawem „plemienności” ma być język, jakim autor „Kinderszenen” pisze o Niemcach. Konsekwentnie i z upodobaniem pisze o „wojnie niemieckiej”, o zbrodniach niemieckich, a nie faszystowskich czy hitlerowskich, podkreśla, że wtedy nikt nie używał tych określeń.
Zbrodnie, choćby ze względu na ogrom poparcia, jakiego naród do końca udzielał Führerowi, były bez wątpienia niemieckie, a nie nazistowskie. Pod tym względem Rymkiewicz ma rację. Z drugiej strony minęło już przecież przeszło 60 lat, obecne pokolenie Niemców nie tylko nie jest odpowiedzialne za dziadów czy pradziadów, ale – przede wszystkim – jest od nich zasadniczo odmienne. Dlatego odrzuconą przez Rymkiewicza ewolucję języka można byłoby uznać za pozytywną. Gdyby nie zasadniczy szczegół.Otóż zmiana ta nie dokonywała się pod wpływem humanistycznej refleksji, nabrzmiewającej chęcią wybaczenia. Rozpoczęła się na skutek decyzji o niedrażnieniu przyjaciół z NRD. A dokonała się w sytuacji, w której Polska stawała się zależna od zjednoczonych Niemiec. Musiała zatem być odbierana jako część tego procesu.