Buszyfikacja Obamy

Nie jest łatwo mieć kogoś tak popularnego w Białym Domu. Dla wielu ludzi międzynarodowy podziw dla szefa amerykańskiego mocarstwa stanowi duży problem. Dla niektórych rządów jest absolutną koniecznością, by Stany Zjednoczone pozostały wrogiem. Wszyscy zaś znamy ludzi, u których antyamerykanizm jest podstawowym instynktem i siłą napędową ich przekonań politycznych.

Publikacja: 31.01.2009 00:59

Red

Dlatego wkrótce stanie się modne przerabianie Obamy na Busha. Buszyfikacja Obamy to następny, w zasadzie nieunikniony rozdział historii, która zaczęła się od przekonania, że niemożliwe jest, by w USA wybrano czarnego na prezydenta; po nim nastąpiło niespodziewane zwycięstwo Obamy, dalej przemożne wzruszenie podczas inauguracji i ogromne oczekiwania dotyczące jego zdolności rozwiązania odziedziczonych problemów. Teraz nastąpi okres, podczas którego wielu ludzi będzie starało się uzasadnić, że na głębszym poziomie nie ma istotnej różnicy między George’em W. Bushem a Barackiem Husseinem Obamą. Albo, jak to ujął złotousty prezydent Wenezueli, „obaj są z tego samego miazmatu”, czyli są równie toksycznym śmieciem. Chavez nie jest sam. Buszyfikacja Obamy będzie się odbywać na całym świecie. Irański reżim zrobi co w jego mocy, by wykazać, iż Obama tak jak jego poprzednik jest ziemskim wcieleniem Wielkiego Szatana.

Trzy dni po objęciu urzędu prezydenckiego przez Obamę siły zbrojne USA zbombardowały grupę domniemanych talibów na północnym zachodzie Pakistanu, zabijając lub raniąc 14 osób. Rząd pakistański zaprotestował przeciwko temu naruszeniu jego integralności terytorialnej i stwierdził, że nadzieje, iż Obama nie będzie kontynuował strategii Busha, okazały się mrzonką.

Po tym jak nowy sekretarz skarbu Timothy Geithner zarzucił Chinom zamiar destabilizacji dolara na międzynarodowych rynkach walutowych, Pekin odpowiedział z furią, ogłaszając w oficjalnym komunikacie: „bezpośrednie oskarżenia pod adresem Chin dotyczące kursu dolara tylko wspierają amerykański protekcjonizm i nie przyczynią się do znalezienia realnego rozwiązania problemu”.

W inauguracyjnej mowie Obama wystosował ostrzeżenie pod adresem „przywódców na całym świecie, którzy chcą siać konflikt albo zwalać winę za bolączki swoich społeczeństw na Zachód”. Dodał też: „wiedzcie, że wasz lud będzie oceniał was po tym, co budujecie, a nie po tym, co burzycie. Tym, którzy utrzymują się przy władzy dzięki korupcji, kłamstwie i tłamszeniu sprzeciwu, mówię – jesteście po złej stronie historii, ale wyciągniemy do was rękę, jeśli jesteście gotowi otworzyć pięść”. Do kogo kierował tę zachętę? Do prezydenta Syrii Assada, do Raula Castro, do Władimira Putina? Do przywódców, którzy nie widzą różnicy między Bushem a Obamą.

Jak wiemy, Obama uważa, że wojnę w Afganistanie należy zintensyfikować, że nie pozwoli Iranowi dorobić się broni jądrowej i że popiera prawo Izraela do obrony przed Hamasem. „Jeśli ktoś wystrzeliłby rakiety na mój dom, gdzie śpią moje dzieci, zrobiłbym wszystko, co możliwe, by go zatrzymać” – mówił podczas wizyty w Izraelu w zeszłym roku. Nie ma się więc co dziwić, że w świecie arabskim administracja Obamy uchodzi często za kontynuację rządu Busha. Jedyna różnica to taka, że dziś w gabinecie zasiada więcej Żydów.

W pewnych przypadkach buszyfikację Obamy wspomoże fakt, iż będzie on kontynuował niektóre kierunki działania poprzednika. Ale większość porównań będzie po prostu efektem propagandy ludzi, którzy zawsze potrzebują mieć wroga w Białym Domu. Nie pójdzie im jednak łatwo. Jedną z cech charakteryzujących wybicie się Obamy na polityczne szczyty było to, że zawsze zaskakiwał krytyków oraz sceptyków. Nie będzie mu trudno dalej tak czynić, choćby z jednego tylko prostego powodu: nie jest George’em W. Bushem.

[i]Autor jest ekonomistą, redaktorem naczelnym dwumiesięcznika „Foreign Policy” (c) El Pais Internacional 2009[/i]

Dlatego wkrótce stanie się modne przerabianie Obamy na Busha. Buszyfikacja Obamy to następny, w zasadzie nieunikniony rozdział historii, która zaczęła się od przekonania, że niemożliwe jest, by w USA wybrano czarnego na prezydenta; po nim nastąpiło niespodziewane zwycięstwo Obamy, dalej przemożne wzruszenie podczas inauguracji i ogromne oczekiwania dotyczące jego zdolności rozwiązania odziedziczonych problemów. Teraz nastąpi okres, podczas którego wielu ludzi będzie starało się uzasadnić, że na głębszym poziomie nie ma istotnej różnicy między George’em W. Bushem a Barackiem Husseinem Obamą. Albo, jak to ujął złotousty prezydent Wenezueli, „obaj są z tego samego miazmatu”, czyli są równie toksycznym śmieciem. Chavez nie jest sam. Buszyfikacja Obamy będzie się odbywać na całym świecie. Irański reżim zrobi co w jego mocy, by wykazać, iż Obama tak jak jego poprzednik jest ziemskim wcieleniem Wielkiego Szatana.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał