Konfrontacja Kościołowi nie służy

Diagnoza postawiona przez redaktora Dominika Zdorta brzmi ciekawie i jestem gotów się z nią zgodzić. Jednak środki zaradcze proponowane przez niego budzą szereg wątpliwości.

Aktualizacja: 13.02.2009 23:36 Publikacja: 13.02.2009 18:14

Stanisław Obirek

Stanisław Obirek

Foto: Fotorzepa, Bartosz Siedlik

Red

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/02/13/stanislaw-obirek-konfrontacja-kosciolowi-nie-sluzy/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Zdort stwierdza, że „Przez ostatnich kilkadziesiąt lat stosunki między Kościołem a coraz bardziej liberalnym światem były czymś w rodzaju zawieszenia broni”. Rozumiem, że okres ten obejmuje lata posoborowe w życiu Kościoła, a nie tylko tytułowe kremówki Jana Pawła II.

Jestem gotów się zgodzić, że w ostatnich latach nastąpiła daleko idąca infantylizacja wiary. Nie łączyłbym jej jednak z urokliwymi w końcu rysami pontyfikatu polskiego papieża, ale raczej z dokumentami watykańskimi. A zacząłbym, idąc za sugestią belgijskiego kardynała Danneelsa, od „Humanae vitae”. Otóż zdaniem tego hierarchy to właśnie sposób podejścia do problemów antykoncepcji w papieskim dokumencie zachwiał autorytetem Kościoła. Mówił w wywiadzie udzielonym ks. Bonieckiemu na łamach „Tygodnika Powszechnego” w 2004 roku: „Kryzys autorytetu Kościoła rozpoczął się po ogłoszeniu encykliki "Humanae vitae". Mieliśmy w Belgii rodziny bardzo katolickie, uważające, że sprawa regulacji urodzeń, np. stosowanie pigułki antykoncepcyjnej, należy do indywidualnego sumienia. Paweł VI postawił sprawę inaczej, co doprowadziło do kryzysu władzy Kościoła”. I dodawał, pytany o spadek uczestnictwa w praktykach kościelnych, w tym zwłaszcza spowiedzi, że również za to jest odpowiedzialna feralna encyklika.

Nawet jeśli dla polskiego katolika te stwierdzenia brzmią szokująco, są jak najbardziej prawdziwe. Danneels powtarzał je zresztą wielokrotnie. Katolikom przestało się podobać traktowanie ich jak dzieci. Przynajmniej na Zachodzie.

W Polsce ten okres mamy jeszcze przed sobą. Jak na razie to cytowane obficie dokumenty watykańskie wyznaczają jakość debaty nad Wisłą. I to nie tylko debaty teologicznej. Politycy w naszym kraju nie tylko uzgadniają swoje wypowiedzi z nauczaniem kościelnym, ale trwożliwie spoglądają w stronę biskupów, nie troszcząc się o społeczne koszty ich bezrefleksyjnych działań. Biskupi spieszą z podziękowaniami do Benedykta XVI za „ratowanie jedności”, nie zastanawiając się nad ceną, jaką cały Kościół płaci za nieprzemyślany gest papieża.

Ma Dominik Zdort rację, że deklaracja „Dominus Iesus” została policzona Ratzingerowi i słusznie w jej kontekście przywoływano encyklikę Jana Pawła II „Ut unum sint” jako dopełnienie tego niefortunnego dokumentu. Bo nie tylko przypomniał tradycyjne nauczanie Kościoła o Jezusie jako jedynym Zbawicielu, ale skutecznie zamroził ekumeniczne rozmowy z innymi Kościołami chrześcijańskimi, którym miana Kościoła po prostu odmawiał.

Już wtedy głośne głosy protestu dało się słyszeć nie tylko od liberalnego świata, ale i od prominentnych purpuratów w samym Watykanie. Zaś ostatnia fala krytyki, z jaką się spotkał niemiecki papież, która tak oburza publicystę „Rzeczpospolitej”, nie dotyczy tak naprawdę „wyskoku lefebrystycznego hierarchy”. Chodzi o odejście od ducha Soboru Watykańskiego II, a zwłaszcza od tak krytykowanej przez Bractwo św. Piusa X deklaracji o wolności religijnej „Dignitatis Humanae” i o deklarację poświęconą stosunkowi Kościoła katolickiego do innych religii „Nostra aetate”.

Te dwa dokumenty stanowiły radykalne zerwanie z dotychczasowym nauczaniem Kościoła rzymskokatolickiego, i to one są solą w oku lefebrystów. Zaś oburzenie środowisk żydowskich żadną miarą nie ma na celu „przypinania Benedyktowi łatki antysemity”, lecz łączy się z uzasadnioną obawą, iż modlitwa wielkopiątkowa o nawrócenie Żydów, choć w złagodzonej formie – by ujrzeli światło Chrystusa – na powrót stanie się wyznacznikiem myślenia katolików o Żydach jako wiarołomnych bogobójcach.

Sprawa jest więc poważna. Redaktor Zdort stawia retoryczne pytanie: „Czy Benedykt XVI się przestraszy?” Wiadomo, że się nie przestraszy. Jest dzielny, odważny i bezkompromisowy. Udowodnił to jako wieloletni prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Jest też Józef Ratzinger znakomitym teologiem. Potrafi samodzielnie ocenić stan teologii katolickiej w ostatnich dziesięcioleciach. Nie krył nigdy, zwłaszcza po roku 1968, gdy katedrę uniwersytecką zamienił na tron biskupi, swego dystansu wobec jej progresywnych tendencji. Wielu teologów odczuło na własnej skórze konsekwencje tych upodobań.

Tymczasem pytanie wcale nieretoryczne brzmi: czy to się Kościołowi opłaca? W moim przekonaniu Benedykt XVI, idąc na konfrontację ze światem liberalnym, powtarza drogę swoich dwóch poprzedników od końca XVIII wieku. Zmienił jej kurs dopiero Jan XXIII, który odszedł od konfrontacji i zdecydował się na dialog i aggiornamento. Skutki, zarówno konfrontacji, jak i dialogu, znamy. Możemy więc wybierać. Jeśli Benedykt XVI zdecyduje się na kontynuowanie twardego kursu, nie będzie się mógł dziwić jego konsekwencjom. Francuski historyk katolicki Georges Minois przypomina w swojej książce o stosunku Kościoła do nauki na przestrzeni wieków. Warto przywołać odpowiedź na oświeceniowe tendencje papieża Piusa VI. Było nią brewe „Quod aliquantum”, które określa wolność myślenia i pisania jako „prawo potworne”, a ideę równości jako „szaleńczą”.

Wiek następny stał pod znakiem opublikowanej w 1908 roku Piusa X encykliki „Pascendi Dominici gregis”. Zdaniem Minois była to przejmująca próba zatrzymania biegu historii. I dodaje znamienny komentarz: „encyklika 'Pascendi' to jeden z dokumentów mówiących w sposób bezlitosny o zaślepieniu zwierzchności kościelnej na początku wieku. Jego skutkiem była kampania, w której orężem stały się denuncjacja, oskarżenia, wpisanie do indeksu, ekskomunika”.

Z tymi praktykami zerwał dopiero Sobór Watykański II. Ale, jak się okazuje, nie na długo. Nie tracę jednak nadziei. Może duch Soboru Watykańskiego II okaże się mocniejszy od tego chwilowego skrzyżowania szpad i przyjdzie chwila refleksji.

Bo przecież Kościół zawsze był pojętnym uczniem swoich czasów, zwłaszcza papiestwo, jak to niedawno przypomniał amerykański jezuita Thomas Reese, uczyło się od monarchii absolutnych. Więc czemu nie może dziś uczyć się od demokracji? Skoro społeczeństwa monarchiczne, w jakich Kościół się sprawdził, przeminęły, to może warto się zastanowić nad przyczynami dzisiejszych napięć. Reese sugeruje, chyba nie tylko w swoim imieniu: „Ale biorąc pod uwagę, ilu w dzisiejszym świecie zostało monarchów i możnych, którzy chcieliby zadzierać z Kościołem, można by się spierać, czy centralizacja jest dziś jeszcze pożyteczna. Wydaje się, że jest ona dziś wręcz szkodliwa”.

Konfrontacja była potrzebna w systemach totalitarnych. Przyniosła Kościołowi zupełnie niesłychany autorytet moralny. Zbliżył go też on do społeczeństwa. Dziś, w czasach ciągle rodzącej się demokracji, społeczeństwo też potrzebuje Kościoła. Jednak zmieniona sytuacja polityczna każe myśleć o nowych formach obecności.

Może warto jeszcze raz przywołać kardynała Danneelsa, który przypomina, że: „Chrześcijaństwo tryumfujące się skończyło. I niewłaściwe byłoby nostalgiczne wspominanie tamtych czasów – tamtego chrześcijaństwa ani nie można, ani nie trzeba odbudowywać. Z socjologicznego punktu widzenia staje się ono religią z wyboru”. Nie tylko na Zachodzie Europy. Również w Polsce.

Powinni o tym pamiętać zwłaszcza biskupi i księża, którym tak trudno się odnaleźć w nowej sytuacji. Zresztą, skoro wychowany w zachodnich demokracjach Józef Ratzinger ma z tym kłopoty, co się dziwić polskim duchownym, wychowanym przecież w innych warunkach.

[i][b]Stanisław Obirek[/b] jest byłym księdzem, profesorem Uniwersytetu Łódzkiego, pracownikiem Wydziału Stosunków Międzynarodowych i Politologicznych. Opublikował ostatnio: „Religia – schronienie czy więzienie?”, „Obrzeża katolicyzmu”.[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/02/13/stanislaw-obirek-konfrontacja-kosciolowi-nie-sluzy/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Zdort stwierdza, że „Przez ostatnich kilkadziesiąt lat stosunki między Kościołem a coraz bardziej liberalnym światem były czymś w rodzaju zawieszenia broni”. Rozumiem, że okres ten obejmuje lata posoborowe w życiu Kościoła, a nie tylko tytułowe kremówki Jana Pawła II.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy