Całkiem szczerze: szczerość to ostatnia cecha, jakiej oczekiwałbym od polityków. I nie dlatego, bym uważał ich za istoty pozbawione moralności albo osobny gatunek ludzi kierujących się inną etyką. Nie, po prostu fakt, że jest się zawsze osądzanym przez innych i że każda ocena ma pośredni chociaż wpływ na władzę i pozycję polityka, sprawia, że prawdziwa szczerość – kierowanie się dobrem bez względu na to, jak zostanie to odebrane, bez względu na to, czy ktokolwiek o tym wie – jest niemożliwe. Władza polityka zależy od osądu opinii publicznej; tak długo zatem, jak pozostaje sobą, jak zabiega o władzę, musi się starać zdobyć poparcie. Szczerość zaś, która przynosi pożytek, nie jest sobą, szczerość, która zapewnia zysk, przemienia się w interesowność. Demokratyczny polityk – poddany nieustannej obserwacji mediów i wyborców – musi robić wszystko na pokaz. On nigdy nie zrealizuje wzniosłego wezwania Ewangelii, by lewica nie wiedziała, co czyni prawica.

Można się na to zżymać. Można pomstować. Można wszakże uznać to za niezmienną cechę naszego zepsutego świata. I wtedy zamiast się zastanawiać nad szczerością intencji, lepiej sprawdzić, czy ruch Kaczyńskiego jest skuteczny. Otóż inaczej niż większość komentatorów uważam, że tak. Nie widać tego wprawdzie w sondażach. Ale trudno jednymi przeprosinami i jedną kampanią medialną zatrzeć obraz kłótnika, który mniej czy bardziej słusznie przylgnął do prezesa PiS. Jeśli wytrwa, jeśli powstrzyma się od tropienia spisków i obsobaczania niechętnych, operacja zmiany wizerunku może się powieść. W końcu nie od razu Rzym zbudowano.

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/02/13/pawel-lisicki-w-polityce-bez-szczerosci/]skomentuj na blogu[/link][/b]