Polska, czyli folwark nietypowy

„Solidarność” nie była buntem folwarcznego plebsu, ale niezwykłym w uniwersalnym wymiarze i wyjątkowo świadomym siebie narodowym powstaniem.

Publikacja: 06.06.2009 15:00

Polska, czyli folwark nietypowy

Foto: Forum

Na początku 1980 roku nieliczna i słaba opozycja polska miała poczucie uderzania o mur. Władza coraz ostrzej brała się za kontestatorów, a społeczeństwo wydawało się obojętne, bierne i pogodzone z PRL. Można było odnieść wrażenie, że ekstaza wizyty Jana Pawła II z roku poprzedniego minęła bez echa, a Polskę ogarnął marazm.

Jacek Kuroń, najbardziej optymistyczny i dynamiczny działacz KOR, wymyślił wówczas wielką akcję. Chodziło o zbiórkę podpisów pod raportem, który obok analizy podstawowych bolączek PRL zawierać miał propozycję reform. Oczywiście, bardzo z obecnej perspektywy umiarkowanych, które, w każdym razie formalnie, nie naruszały ustroju. Na owe czasy była to jednak propozycja niezwykle radykalna. – Zbierzemy 100 tysięcy podpisów i zepchniemy władzę do narożnika – gorączkował się Kuroń.

– Jacek zawsze przesadza – komentował Adam Michnik. – Ale jeśli uda się zebrać 20 tysięcy, to będziemy już w innym kraju.

To były oceny niezwykle zdeterminowanych liderów opozycji, których optymistyczna postawa była w Polsce czymś zupełnie wyjątkowym. Za parę miesięcy miały wybuchnąć strajki, które doprowadziły do powstania 10-milionowej „Solidarności” i w efekcie zmiotły komunizm.

Przytaczam ten przykład, aby zilustrować przekonanie, że trudno na podstawie nawet uważnej obserwacji zdiagnozować głębszą charakterystykę zbiorowości, zwłaszcza dlatego, że są one złożone, dynamiczne, a więc mogą ulegać istotnym zmianom, uwalniając wydawałoby się nieoczekiwane postawy. Piszę to tytułem polemiki z artykułem Rafała Ziemkiewicza „[link=http://www.rp.pl/artykul/61991,313051_Ziemkiewicz__Wolnosc_na_folwarku.html]Wolność na folwarku[/link]" („Rz”, 30 – 31.05)

[srodtytul]Doświadczenie „Solidarności”[/srodtytul]

Autor niezwykle trafnie zdiagnozował postkolonialną postawę polskich elit. Natomiast nie sposób zaakceptować jego jednoznacznej i deterministycznej oceny polskiego społeczeństwa. Można odnieść wrażenie, że w tym niezwykle rozczarowanym i w konsekwencji nieco pogardliwym stosunku do Polaków przejawia się także rys postkolonialnej mentalności, tym razem autora „Michnikowszczyzny".

Najnowsza historia naszego kraju przeczy tezom Ziemkiewicza. „Solidarność” nie była buntem folwarcznego plebsu, ale niezwykłym w uniwersalnym wymiarze i wyjątkowo świadomym siebie narodowym powstaniem. Narzekamy na słaby opór w latach 80. Tymczasem należałoby zestawić jego skalę z normalnymi w takich sytuacjach odruchami zbiorowości.

Ten opór był również czymś niezwykłym na światową skalę. Polacy pacyfikowani byli przez krajowy aparat represji, za którym stała potęga Moskwy, kilka razy wcześniej demonstrująca, do czego jest zdolna, o czym bez przerwy przypominali miejscowi namiestnicy. W tym stanie rzeczy radykalny opór wydawał się niemożliwy, a ruch protestu skażony był poczuciem beznadziejności. A jednak trwał siedem lat na skalę również niespotykaną.

Wprawdzie terror w Polsce Jaruzelskiego nie miał charakteru stalinowskiego, ale był również, zwłaszcza w dłuższej perspektywie, niezwykle uciążliwy. Mimo to setki tysięcy ludzi w różnym wymiarze angażowało się w ruch oporu. To są fakty, które dużo mówią o polskim narodzie i zupełnie przeczą konstatacjom Ziemkiewicza o dominującej jakoby w Polsce mentalności folwarcznych, cwanych niewolników. Natomiast to, co stało się po upadku komunizmu, miało zupełnie inne przyczyny i znaczyło chyba jednak co innego, niż sądzi autor „Polactwa".

Właściwie pisze on o tym, chociaż nie wyciąga wniosków z własnych analiz. Jeśli solidarnościowe elity, liderzy oporu, ludzie, do których społeczeństwo miało tak wielkie zaufanie, wykonali swoiste salto mortale, to trudno oczekiwać czegoś innego niż powszechnej konfuzji, która będzie się objawiać na najróżniejsze sposoby. W każdym społeczeństwie wzorotwórcze są elity. A elity w dużej mierze zakwestionowały to, o co wspólnie z ogółem Polaków walczyły przez poprzednie lata.

Nierozliczenie komunizmu było odrzuceniem ładu moralnego, który stanowił fundament „Solidarności”. Z dnia na dzień totalitarna władza, która powszechnie i zgodnie uznawana była za opresora, została mianowana jakąś „naszą" władzą. Nie można było obciążyć jej odpowiedzialnością za zło komunizmu, gdyż, podobno, również ona po swojemu próbowała realizować polską rację stanu. Okazało się, że PRL, chociaż ułomnie, miał być polskim państwem, które powinniśmy jakoś akceptować. I to wszystko słyszeliśmy od tych, którzy zasadniczo co innego mówili przez poprzednie dziesięć lat.

Dowiedzieliśmy się, że racje były podzielone, a więc podział na nas i onych – tak oczywisty w fazie walki z komunizmem – był złudą. W konsekwencji usłyszeliśmy, że za PRL wszyscy jesteśmy odpowiedzialni, gdyż wszyscy szliśmy w nim na kompromisy i nie ma znaczenia, kto kogo do tego zmuszał. Dowiedzieliśmy się, że nasza heroiczna przeszłość jest dwuznaczna i lepiej o niej zapomnieć, gdyż tylko tak wybijemy się na „normalność". Okazało się więc, że nasza przeszłość jest nie nasza, bo tak zinterpretować należy jej narzuconą nam wizję.

[srodtytul]Antypedagogika[/srodtytul]

Jak słusznie zauważył Ziemkiewicz, lewicujące elity opozycyjne, które dość szybko porozumiały się z peerelowską nomenklaturą, za największe zagrożenie uznawały polski naród. Żywioł podobno endekoidalny, wsteczny, narodowo-katolicki. To okiełznanie go uznały za swoje główne zadanie, co stało się doskonałym fundamentem ich sojuszu z peerelowskim establishmentem.

W tym celu zastosowana została pedagogika wstydu, której podporządkowana była polityka historyczna III RP. Gdyż jakiekolwiek poczucie narodowej dumy miało – zgodnie z lękami Salonu – przekształcić się w plemienną megalomanię i stać zaczynem groźnego nacjonalizmu. Dlatego trzeba było tłumaczyć Polakom, że są narodem nieudanym, zacofanym, zaściankiem, czyli ciemnogrodem, którego tradycja jest nic niewarta, a narodowa chwała jest jedynie tanią mitologią. Heroiczna przeszłość była relatywizowana, a momenty hańby, które trafiają się w dziejach każdej zbiorowości, były eksponowane bez żadnej miary. Chodziło o to przecież, aby uwolnić w Polakach poczucie niższości, co miało prowadzić do odrzucenia własnej tożsamości, aby w drodze imitacji przekształcić się w mitycznych Europejczyków z brukselskich czytanek. Był to jedyny model modernizacji Polski, którą elity naszego kraju były w stanie sobie wyobrazić.

Wszystkie te zabiegi wsparte były ogromną siłą ośrodków opiniotwórczych i dominujących mediów. Toteż efekty udało się osiągnąć. Dodatkowo jeszcze Polacy doświadczali specyficznego historycznego eksperymentu. Kapitalizmem w polskich warunkach nazwane zostało uwłaszczenie nomenklatury, a dawnych działaczy „Solidarności” w imię reguł wolnego rynku zwalniali z pracy peerelowscy dyrektorzy. Wolne państwo, które nie rozliczyło draństw przeszłości i nawet symbolicznie nie nagrodziło bohaterstwa, ogłaszało ciągłość w stosunku do PRL. Czy taka lekcja mogła przejść bez konsekwencji?

[srodtytul]Świat przebierańców[/srodtytul]

Żyjemy w świecie rozchwianych wartości i porządków. III RP, która na sztandarach wypisała modernizację, moralność uznawała za przeszkodę w jej realizacji. W rzeczywistości nie sposób sobie wyobrazić realnej modernizacji, czyli ekonomicznego rozwoju i budowy społeczeństwa obywatelskiego bez kapitału społecznego, czyli zestawu norm i zasad, które regulują funkcjonowanie wspólnoty i pozwalają jej członkom mieć do siebie zaufanie.

Elity III RP robiły wszystko, aby ów kapitał, którego zaczynem mógł być wielki ruch „Solidarności”, roztrwonić. Zresztą III RP była dziedziną przebierańców. Zbiurokratyzowana i korporacyjna gospodarka nazywana była wolnym rynkiem, oligarchiczne praktyki – demokracją, a na moralne autorytety, których zdanie rozstrzygać miało dyskusję, pasowane bywały ad hoc podejrzane indywidua.

Żyjemy w medialnej epoce. Zbiorowość informację czerpie od pośrednika, czyli mediów. Jeśli pośrednik ów – jak generalnie w III RP – fałszuje obraz rzeczywistości, zwykli obywatele mają poczucie dysonansu, ale nie za bardzo wiedzą, jak jest naprawdę. Jeśli zewsząd atakowani są opiniami, które nie zgadzają się z ich oceną rzeczywistości, ale oceny owe nie znajdują wyrazu w dominującym publicznie przekazie, obywatele tracą orientację, przestają żywić zaufanie do odzyskanego państwa i polityki w ogóle.

Fakt, że w takim stanie rzeczy Polacy zachowują jednak zdumiewającą dozę zdrowego rozsądku, jest czymś niezwykle optymistycznym i zaprzecza tezom Ziemkiewicza.

To oczywiste, że zachowują się niezbornie. Z jednej strony potrafią uwierzyć lansowanym przez media cwaniakom w rodzaju Aleksandra Kwaśniewskiego, z drugiej zaś są w stanie przebudzić się z letargu, aby pod wpływem szoku afery Rywina dokonać oczyszczenia sceny politycznej. Wbrew wszelkim strachom nie ulegają populistom. Samoobrona nigdy nie przekroczyła parunastu procent, nie mówiąc już o skrajnej prawicy, która błąka się po marginesach, a populiści z LPR tylko raz zdobyli kilkanaście procent poparcia.

Wbrew powtarzanym nonsensom Polacy bardzo spokojnie przyjęli kłopoty związane z rodzeniem się wolnego rynku. Pomimo że był to rynek od początku ułomny, skażony niesprawiedliwością i korupcją, co widzieli wszyscy poza intelektualistami w swoich gabinetach i dziennikarzami najważniejszych mediów. Opór przeciw nowym porządkom był słabszy niż rutynowe protesty społeczne w zachodniej Europie. Wbrew wszystkim stereotypom Polacy okazali się narodem zdyscyplinowanym.

[srodtytul]Konieczność czy przygodność[/srodtytul]

Ziemkiewicz ma rację, gdy pisze o polskich elitach. W ogromnej mierze zostały one wytrzebione w czasie wojny, a ich miejsce zajęły tworzone na zasadzie inżynierii społecznej grupy częściowo złożone z lewicowo nastawionych środowisk inteligencji przedwojennej, które poszły na służbę nowemu ustrojowi. Część tych elit z czasem jednak zdobyła się na bunt przeciw PRL. Obciążeni grzechem pierworodnym po upadku komunizmu buntownicy weszli w sojusz z peerelowskimi oportunistami na rzecz zamknięcia przeszłości, czyli odmowy rozliczenia swoich biografii. Motywowane było to także próbą utrzymania swojej pozycji.

Elity te wzmacniane są lewicowymi trendami, które dominują dziś w Europie, niechętnymi tradycji i fundamentalnym wartościom zachodniej kultury. Elity te stanowią dziś w Polsce dominujące środowiska opiniotwórcze, tworzą główny nurt debaty publicznej i kontrolują media. Nie znaczy to, że również w środowiskach inteligenckich nie pojawiają się alternatywne grupy i ośrodki na razie funkcjonujące na marginesie oficjalnego życia.

Dużo trudniej opisać stan całości polskiego społeczeństwa, co Ziemkiewicz czyni z dyzenwolturą. Czy naprawdę wojna i komunizm zmieniły je tak zasadniczo? Z pewnością najnowsza historia, na którą nakładają się doświadczenia poprzedzających je 200 lat, pozbawiła je poczucia pewności. Na to nałożyła się pedagogika wstydu uprawiana w III RP. Badania potwierdzają kompleksy i niską samoocenę Polaków. Nie mają one jednak wiele wspólnego z opisywaną przez Ziemkiewicza postawą fornala.

Dwóch wybitnych socjologów: Seymur Lipset i Stein Rokkan, 40 lat temu sformułowało uznaną teorię podziałów politycznych w Europie Zachodniej. Za ich źródło uznali oni trzy historyczne zjawiska: reformację, demokratyczno-narodowe rewolucje i rewolucję przemysłową. Jak widać, bezpośrednich źródeł współczesności szukać można i w XVI wieku, pomimo że historia Europy przeżyła od tego czasu niejeden kataklizm. Trudno więc sprowadzić postawy Polaków wyłącznie do historii ich ostatniego półwiecza. Zwłaszcza że dzieje antykomunistycznego oporu świadczą przeciw takim interpretacjom. Można mieć uzasadnione przeświadczenie, że historyczne doświadczenia republikańskiej Polski nie utonęły bez śladu w odmętach dziejów.

W jednym reprezentanci naszych dominujących elit, czyli Salonu, mają rację. Polacy nie zasłużyli sobie na takie elity. Zasłużyli sobie na znacznie lepsze. A te, które posiadają, zostały im w ogromnej mierze narzucone.

Zbiorowość musi mieć swoich reprezentantów również w wymiarze intelektualnym. Tych, którzy potrafią nazwać jego intuicję i tęsknoty, w dużej mierze współtworząc je. Obecny stan Polski to dzieło opisanego przecież przez Ziemkiewicza Salonu. Nie jest to efekt żadnych żelaznych praw historii czy socjologii. Można żywić nadzieję, że naród polski się obudzi, tak jak to zrobił w 1980 roku. W każdym razie trzeba mu dać szansę.

[ramka]Rafał A. Ziemkiewicz, „[link=http://www.rp.pl/artykul/61991,313051_Ziemkiewicz__Wolnosc_na_folwarku.html]Wolność na folwarku[/link]”:

Dla większości Polaków państwo, w którym żyją, to wciąż folwark, z tą dziwną cechą szczególną, że oto pozwolono im samym wybierać dziedzica. Pasuje też do nich formuła „cwanego niewolnika“. W dwudziestoleciu III RP największym społecznym szacunkiem nie cieszyli się politycy uważani za prawych czy uczciwych – takich postaw fornal nie rozumie – ale politycy uważani za cwanych.(Rz. 30.05.2006) [/ramka]

Na początku 1980 roku nieliczna i słaba opozycja polska miała poczucie uderzania o mur. Władza coraz ostrzej brała się za kontestatorów, a społeczeństwo wydawało się obojętne, bierne i pogodzone z PRL. Można było odnieść wrażenie, że ekstaza wizyty Jana Pawła II z roku poprzedniego minęła bez echa, a Polskę ogarnął marazm.

Jacek Kuroń, najbardziej optymistyczny i dynamiczny działacz KOR, wymyślił wówczas wielką akcję. Chodziło o zbiórkę podpisów pod raportem, który obok analizy podstawowych bolączek PRL zawierać miał propozycję reform. Oczywiście, bardzo z obecnej perspektywy umiarkowanych, które, w każdym razie formalnie, nie naruszały ustroju. Na owe czasy była to jednak propozycja niezwykle radykalna. – Zbierzemy 100 tysięcy podpisów i zepchniemy władzę do narożnika – gorączkował się Kuroń.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą