Ciało Kingi Legg, 36-letniej polskiej milionerki, królowej importu pomidorów, zostało znalezione 26 maja o 8 wieczorem w apartamencie numer 503 w luksusowym paryskim hotelu Bristol na rue du Faubourg SaintHonoré. Ulubionym hotelu polityków, milionerów i gwiazd filmowych. Za spędzoną w nim dobę trzeba zapłacić równowartość 5 tys. złotych.
Osobą, która zobaczyła ciało jako pierwsza, była pokojówka, podobno wysłana do apartamentu na wyraźne telefoniczne żądanie zaniepokojonego ojca kobiety. Kierownictwo hotelu początkowo nie chciało się na to zgodzić, gdyż rano z apartamentu zadzwonił mężczyzna, który powiedział, że „pani Legg nie życzy sobie, aby ją niepokojono”. Na klamce zaś wisiała kartka z napisem: „Proszę nie przeszkadzać”.
Pokój wyglądał, jakby przeszło przezeń tornado: z okien zwisały zasłony w strzępach, meble i lustra były porozbijane, a telewizor roztrzaskany. Na podłodze i ścianach widać było kawałki rozbitego szkła i plamy krwi. Krwawe ślady prowadziły do łazienki, w której pokojówka znalazła nagie ciało Kingi Legg wrzucone do wanny. Skórę pokrywały liczne ślady ciężkiego pobicia. Sińce i rozcięcia.
Przybyły na miejsce lekarz sądowy stwierdził, że przyczyną zgonu były wewnętrzne krwotoki wywołane uderzeniami. Najpoważniejsze były rany głowy zadane tępym narzędziem – prawdopodobnie znalezioną obok ciała podstawą lampy stojącej. Francuska policja natychmiast wszczęła pościg za 39-letnim Ianem Griffinem, znanym brytyjskim playboyem i milionerem. To właśnie on był ostatnią osobą widzianą w towarzystwie Legg.
W taki dramatyczny sposób rozpoczęła się historia, którą od dwóch tygodni żyje brytyjska prasa. – Jest w niej wszystko, co ekscytuje czytelników wysoko-nakładowych gazet –niedostępny zwykłym śmiertelnikom high life: luksusowy hotel w Paryżu, sportowe samochody, szampan i jachty. Z drugiej strony wielka, burzliwa miłość, która kończy się brutalnym morderstwem – mówi jeden z brytyjskich dziennikarzy, który opisywał sprawę.