[b][link=http://www.rp.pl/galeria/61991,1,322645.html]Zobacz galerię zdjęć[/link][/b]
[b]Rz: Kilka tygodni temu był pan wraz z innymi członkami rodziny Radziwiłłów na Białorusi, w Nieświeżu. Z jakim przyjęciem się spotkaliście?[/b]
Wizytę przygotowała ambasada polska. Byliśmy bardzo uroczyście witani przez przedstawicieli różnych instytucji kulturalnych Białorusi, władz samorządowych, w muzeach, w archiwach, bibliotece narodowej. W Nieświeżu witano nas trochę jako przybyszów z innej epoki. Na czele naszej rodzinnej wyprawy stała Elżbieta z Radziwiłłów Tomaszewska, ostatnia żyjąca osoba z rodziny Radziwiłłów, która mieszkała w zamku w Nieświeżu, córka przedostatniego ordynata Albrechta Radziwiłła. Białorusini mają wielki szacunek dla Radziwiłłów. Niektórzy uważają nas nawet za Białorusinów. Jeden z polityków białoruskich zapytał mnie kiedyś: czy jest pan Białorusinem? Powiedziałem mu, że jestem obywatelem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Oczywiście tego państwa nie znajdziemy na współczesnej mapie, ale wspomnienie po nim łączy i fascynuje wielu ludzi mieszkających dziś na Litwie, Białorusi i Ukrainie. Radziwiłłowie mieli posiadłości we wszystkich częściach Wielkiego Księstwa, pozostawili trwały ślad na tych ziemiach. Dla wielu ludzi nasza rodzina uosabia mit Wielkiego Księstwa.
[b]Kiedy po 1939 roku pierwszy raz ktoś z Radzwiłłów pojechał do Nieświeża?[/b]
W 1989 roku, jeszcze za czasów sowieckich, na fali pieriestrojki przyjechał do Polski i mieszkał u mnie pewien Rosjanin z Moskwy. Spytał, co mógłby dla nas zrobić. Powiedziałem, że moim marzeniem jest pojechać do Mińska i Nieświeża. Wkrótce potem dostałem zaproszenie od pewnej pani adwokat z Mińska. Niewiele czekając, pojechałem tam. Moje zaproszenie było ważne na pobyt tylko w Mińsku. Sowiecki reżim nie był już jednak tak dokuczliwy, żeby nie można było złamać pewnych zasad.