Co się dzieje z debatą w Polsce? Na pozór bujnie rozkwita. I w mediach, i na wszelkich możliwych agorach. Nie ma już cenzury, nie ma żadnych tabu. Dyskutujemy gorąco, barwnie, wręcz dosadnie. W przestrzeni publicznej rację bytu mają praktycznie wszystkie punkty widzenia. Media są zróżnicowane ideowo, szyte na (bardzo różną) miarę. Każdy, kto tylko chce, może także w debacie zaistnieć jako uczestnik, jeśli nie w realu, to w sieci. Pod nazwiskiem lub anonimowo. Nic, tylko się spierać. Albo sporom przysłuchiwać i wybierać z bogatego menu, co nam szczególnie przypadnie do gustu.
W rzeczywistości to, co debatą zwykliśmy nazywać, jest raczej widowiskiem, karykaturą debaty. Ale utyskiwanie na złe parlamentarne wzorce albo prymitywizm mediów jest jedynie ucieczką od smutnej prawdy, że coraz trudniej nam ze sobą rozmawiać.
Przyczyn jest wiele i różnej natury. Kiedyś, faktycznie, wręcz skazani byliśmy na rozmawianie, a więc i słuchanie siebie nawzajem. Dzisiaj żyjemy w zupełnie odmiennej kulturze. Kontakt z drugim człowiekiem nie jest do życia niezbędny, bo media obsługują nas kompleksowo. Dostarczają rozrywki, informacji, prostych recept na wszystko. I są interaktywne, więc jeśli mamy chęć z kimś zamienić parę słów, nie trzeba wstawać od komputera. W epoce esemesów i e-maili bezpośrednia rozmowa jest stratą czasu, a debata o imponderabiliach zawracaniem głowy. Ludzie odwracają się od spraw publicznych, a szeroko rozumiana polityka codziennie dostarcza im po temu doskonałego alibi.
[srodtytul]Po co się spierać[/srodtytul]
Może zatem na prawdziwą debatę zwyczajnie nie ma już popytu? Może ludność łaknie tylko ludożerki, a nie gadających (po próżnicy) głów? Generalnie rzecz biorąc – pewnie tak jest i zawsze tak było. Nie można jednak zapominać, że owa kurcząca się grupa odmieńców zainteresowanych debatami to w swoich środowiskach liderzy i dystrybutorzy opinii. Pasjonaci spraw publicznych stają się często jedynym źródłem wiedzy dla zabieganego kręgu rodziny i przyjaciół, nie tylko nieczytających gazet, ale i niemających zdrowia do śledzenia telewizyjnych czy radiowych informacji. I tak, na podstawie danych z trzeciej ręki, przeciętny Polak wyrabia sobie pogląd na większość kwestii społecznych, ekonomicznych i politycznych. Nic dziwnego, że nie jest to pogląd ugruntowany, czego dowodzą prowadzone regularnie badania opinii. Preferencje Polaków, nie tylko polityczne, zmieniają się jak pogoda w marcu. Do tego dochodzi prosty mechanizm psychologiczny, zmieniający nas w odtwarzacz audio (a czasem i wideo, jeśli chodzi o mowę ciała) poglądów właśnie od kogoś zasłyszanych, które zrobiły na nas silne wrażenie.