Do Sejmu wracam tylko na obiad

Krzysztof Bosak, były poseł LPR

Publikacja: 29.05.2010 00:07

Do Sejmu wracam tylko na obiad

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[b]Rz: Co zabiera polityka?[/b]

Oprócz czasu i swobody głównie anonimowość i spontaniczność w kontaktach z ludźmi. Mnie zajęła bezpowrotnie kilka lata życia. Ostatnie dwa, trzy to czas wychodzenia z niej.

[b]To brzmi jak wychodzenie z nałogu.[/b]

(śmiech) Jak spotykam nowych ludzi, to zawsze muszę najpierw się z czegoś tłumaczyć, pogadać o polityce, odpowiedzieć na jakieś pytania.

[b]Brzmi mało zachęcająco.[/b]

Dlatego jako 28-letni polityczny emeryt nie radzę młodym ludziom iść do polityki.

[b]A co w niej niefajnego?[/b]

To, że powoduje w ludziach nieprawdopodobny poziom złych emocji i nieufności. Anektuje całe obszary życia.

[b]To znaczy?[/b]

Wchodzi się do polityki z przyjaciółmi, a wychodzi się z niej w najlepszym wypadku z ludźmi ci obojętnymi, a zwykle z wrogami.

[b]Pana też to spotkało?[/b]

To jest nieuchronne i spotyka każdego, dlatego nie warto wchodzić do polityki z przyjaciółmi.

[b]A pan wszedł?[/b]

Z dużą grupą.

[b]Co się stało?[/b]

Wiele z tych relacji się popsuło, bo i musiało się popsuć. Logika polityki jest bowiem taka, że wymusza rywalizację. I nawet jeśli usiłuje się nadać jej pewne ramy, to wchodzą w grę ambicje, przekonanie o własnych racjach i wtedy wszystko wymyka się spod kontroli.

[b]I co wtedy?[/b]

Przyjaźnie pryskają i zaczyna się udowadnianie innym, na jaką pozycję się zasługuje i gdzie jest miejsce całej reszty. Tak jest we wszystkich partiach. Mam wrażenie, że i tak mi się udało, bo traktowaliśmy się poważnie, ale te mechanizmy, o których mówiłem, działają. Przyjaźń rozumiana dosłownie nie jest w polityce możliwa.

[b]To teza Donalda Tuska.[/b]

Myślę, że on ma rację. Każdy, kto był w polityce, przećwiczył to wielokrotnie na własnej skórze. Polityka polega na rywalizacji, a przyjaźnić mogą się tylko osoby o nierównym statusie i odmiennych zdolnościach. Lider może się przyjaźnić z osobą z partyjnego zaplecza, bo nie wejdą sobie w szkodę. Inni są skazani na nieuchronny konflikt.

[b]Nie zostały więc panu żadne przyjaźnie z tamtego okresu?[/b]

Zostało wiele, ale głównie z ludźmi spoza polityki. Mówię o dziennikarzach, intelektualistach młodszego pokolenia, komentatorach…

[b]A z Wierzejskim, Pardą, Ślusarczykiem?[/b]

Nie mam żadnych kontaktów ze starszymi posłami LPR, a z kilkoma młodszymi spotykamy się sporadycznie, raz na miesiąc, raz na kilka miesięcy…

[b]Koledzy mają o coś pretensje?[/b]

Głównie o to, że przez ostatnie dwa, trzy lata nie krytykowałem zbyt mocno PiS, co było w naszym środowisku standardem.

[b]A Roman Giertych?[/b]

Rozmawialiśmy jakiś miesiąc temu. Nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi, dzieliła nas pokoleniowa różnica. Ja byłem studentem, a Roman Giertych liderem partii. Dziś jest adwokatem.

[b]O silnych ambicjach politycznych.[/b]

To prawda. Choć dziś obaj jesteśmy poza polityką. Ostatnio on kibicował Radkowi Sikorskiemu, ja raczej Markowi Jurkowi.

[b]Jest pan outsiderem?[/b]

Chyba tak. Na przykład nie kandydowałem z Libertasu, nie poszedłem pracować do TVP.

[b]A mógł pan?[/b]

Najpierw nie chciałem, a potem, kiedy zechciałem, to już nie mogłem (śmiech). A zechciałem, gdy Piotr Farfał został p.o. prezesa. Pomyślałem wówczas, że można jednak spróbować coś tam dobrego zrobić.

[b]Polityka narzuca wiele. Nawet ubierać się trzeba w mundurek.[/b]

To prawda.

[b]A teraz siedzimy sobie na schodach, na słońcu, ubrani jak lumpy, wypiliśmy piwo – to przyjemne, prawda?[/b]

(śmiech) Odkąd przestałem być parlamentarzystą, wróciłem do Sejmu raptem kilka razy, zawsze na [link=http://klubwinarzeczpospolitej.pl/]obiad[/link]. Niech to będzie odpowiedź. Ale ja się nie użalam – dokonałem takiego wyboru i nie żałuję czasu spędzonego w polityce, to było fascynujące doświadczenie i bardzo wiele się nauczyłem.

[b]Czego?[/b]

Dowiedziałem się, jak działa nasze państwo, jaka jest jego kondycja, jak wygląda tworzenie polityki. Tego się nie da poznać z zewnątrz.

[b]To wiedza przydatna wyłącznie w polityce.[/b]

Albo w lobbingu, którym się nie zajmuję.

[b]Czyli to pogoń za własnym ogonem: polityka uczy, jak być politykiem. Strasznie to jałowe.[/b]

Jednocześnie polityka to najbardziej prestiżowy i newralgiczny obszar życia zbiorowego, publicznego. I nie zmienia mojego zdania to, że politycy cieszą się w społeczeństwie bardzo marną reputacją…

[b]Mniej więcej jak te panie na pigalaku, koło którego ma pan biuro.[/b]

(śmiech) To prawda.

[b]No dobrze, a jakie są zalety bycia politykiem?[/b]

To się nie wiąże, wbrew obiegowym opiniom, z jakimiś szczególnymi przywilejami. Oczywiście posłowie zarabiają nie najgorzej, ale co jeszcze z tego mają? Niewiele.

[b]Może zaszumieć?[/b]

Może.

[b]Zaszumiało?[/b]

To muszą ocenić inni. To zabrzmi dziwnie, ale wejście do Sejmu w 2005 roku nie było dla mnie jakimś szokiem.

[b]Jak to? Ma pan 23 lata i głosuje nad powołaniem premiera, poznaje marszałków, ministrów – to nie szok?[/b]

Od ponad roku byłem już w Warszawie, w polityce, w biurze parlamentarnym LPR, więc jedyna różnica, jaką odczułem, to taka, że już nie muszę czekać na przepustkę, by wejść do Sejmu. Chyba bardziej niż ja zmienili się ludzie dokoła. To oni bardzo uważnie się przyglądali, czy mi odbiło. I im bardziej oni patrzą, tym mniej naturalnie człowiek się zachowuje.

[b]Paradoks.[/b]

To pułapka: ludzie myślą, że jako polityk będziesz dla nich inny, więc sami już traktują cię inaczej. No i oczywiście pojawia się kwestia pieniędzy: postawisz obiad – źle, nie postawisz – jeszcze gorzej.

[b]Nie był pan rozżalony, że PiS was pożarło jak przystawkę i zabawa się skończyła?[/b]

Szczerze mówiąc nie. Było mi żal, że rząd, na którym mi naprawdę zależało, nie dokończył kilku projektów, ale logika rywalizacji politycznej jest nieubłagana i trudno mieć pretensje do PiS, że to się tak potoczyło.

[b]Dla was to była katastrofa.[/b]

Nie mam poczucia osobistej klęski. To prawda, że nasz elektorat odpłynął do PiS. Mało tego, jeździłem na spotkania z naszymi działaczami, a oni przekonywali mnie, że trzeba głosować na PiS! Nic dziwnego, że rok 2007 był naszą absolutną klapą, ale mój bilans bycia w polityce nie wypada tak dramatycznie. Głosowałem za wszystkimi reformami rządu Marcinkiewicza i Kaczyńskiego. Jeżeli coś się w Polsce zmieniło na lepsze, to mam poczucie, że również za moją skromną przyczyną.

[b]Wróci pan do polityki?[/b]

Jedną z niewielu rzeczy, które można powiedzieć o polskiej polityce z całą pewnością, jest jej nieprzewidywalność. Żadnych zabiegów o powrót nie podejmuję, nikt też się o mnie nie stara, ale nie będę się zarzekał na całe życie.

[b]Gdyby zamiast mnie siedział tu wysłannik PO i powiedział: Panie pośle, dajemy pierwsze miejsce w Sieradzu. Co pan na to?[/b]

(cisza)

[b]To oznacza, że łyknąłby pan?[/b]

To oznacza, że chcę odpowiedzieć szczerze. Nie, nie wziąłbym tego. Zresztą ani Platformie, ani PiS nie zależy, by do polityki weszły takie osoby jak ja.

[b]Dlaczego miałoby im zależeć? Mają swoich.[/b]

Powinno im zależeć, bo partie powinny się obudowywać młodymi, zdolnymi ludźmi.

[b]Nie ma to jak dobry lans. Widocznie mają ciut gorsze mniemanie o panu niż pan.[/b]

Cóż, wadliwa percepcja rzeczywistości jest tym, co czyni te partie kiepską propozycją dla mnie. A serio, to w tej chwili mógłbym zostać albo kibicem każdego posunięcia Jarosława Kaczyńskiego, albo zawodowym antykaczystą, a to mnie nie bawi.

[b]W pana przypadku najpierw była Młodzież Wszechpolska.[/b]

Chodziłem do liceum w Zielonej Górze, zresztą tego samego, które ukończył Tomasz Lis, i interesowałem się polityką. Nie było mnie stać na kupowanie wszystkich gazet, które mnie interesowały, więc przeglądałem je w empiku – od alterglobalistycznych po „Myśl Polską”. I kiedyś jeden ze sprzedawców powiedział mi, że we Wrocławiu działa taka fajna organizacja, i dał mi namiary na Młodzież Wszechpolską. Tak do nich trafiłem.

[b]Musiało pana ciągnąć w tę stronę.[/b]

Trochę było w tym przekory. Jako licealiści byliśmy poddawani dość ordynarnej propagandzie euroentuzjastycznej: na parady Schumana nas nie wożono, ale urządzano jakieś happeningi. I grupa samodzielnie myślącej młodzieży trochę się buntowała przeciw temu, a że jedynymi otwarcie mówiącymi „nie” Unii Europejskiej byli wszechpolacy…

[b]… to trafił pan do nich.[/b]

Był to wyraz nonkonformizmu, w ogóle nie kojarzyłem wtedy, czym jest endecja.

[b]I wszechpolacy poddali pana praniu mózgu.[/b]

Teraz mam się pokajać i zaakceptuje mnie salon? Nie usłyszy pan tego ode mnie. Wtedy dowiedziałem się bardzo wielu rzeczy, trafiłem na masę ciekawych lektur, spotkałem interesujących ludzi, z którymi można było porozmawiać.

[b]Brzmi jak werbunek sekty: chłopak z niedużego miasta, niezrozumiany w szkole, trafia do organizacji, która podsuwa lektury, przyjaciół. Wokół rozszalałe morze, ale on odnalazł swą przystań.[/b]

Spokojnie, nie było rozszalałego morza, raczej leniwa stagnacja. Miałem swoje środowisko. Trafiłem na architekturę we Wrocławiu, w Młodzieży Wszechpolskiej poznałem chłopaków z prawa, wiodłem normalne życie.

[b]Ktoś o bardzo konserwatywnych poglądach…[/b]

Dlaczego „bardzo”?! Po prostu konserwatywnych. Nie wywodzę się z rodziny amiszów, sam nim nie jestem. W 2001 roku, kiedy powstawała Liga Polskich Rodzin, zaangażowaliśmy się w to, ale była to dla nas oderwana od jakichkolwiek perspektyw działalność ideowa.

[b]Był pan ideowcem. Do kiedy?[/b]

Ciągle nim jestem! Rozumiem, że rozmawia pan z samymi dekadentami?

[b]A, zapomniałem, wy w LPR słynęliście z ideowości. Są zdjęcia, na których pan heilował?[/b]

Nie i zawsze to uważałem za szkodliwe, głupie i niestosowne.

[b]A pańscy koledzy nie.[/b]

Oni też, ale poniewczasie.

[b]Jak zobaczyli swoje zdjęcia na łamach gazet.[/b]

Już się dość za nich natłumaczyłem. Niech się teraz sami bronią.

[b]Dlaczego w 2006 roku przestał pan być prezesem wszechpolaków?[/b]

Nie chcieliśmy organizacji nastawionej na działalność ideową wciągać w zaangażowanie partyjne.

[b]Przecież byliście faktyczną młodzieżówką LPR.[/b]

To media nas tak postrzegały, ale my się tak nie identyfikowaliśmy.

[b]I nie byliście zapatrzeni w Romana Giertycha?[/b]

Nie bardziej niż młodzi posłowie PO w Donalda Tuska, a PiS w Jarosława Kaczyńskiego. Mało tego, Giertych nas nie kontrolował w tym stopniu, w jakim kontroli podlegali posłowie innych partii.

[b]Nie musiał. Byliście mu ślepo oddani, bo to on was uczynił posłami i on mógł was zdmuchnąć.[/b]

W 2005 roku kandydowałem do Sejmu z dziesiątego miejsca, a jednak wszedłem. Nie wystarczyło rozwiesić plakaty, trzeba było przekonać do siebie wyborców, a jakoś mi się udało. Rzecznikiem LPR też najpierw de facto obwołali mnie dziennikarze, a dopiero potem zostałem nim mianowany. Wśród młodych posłów Ligi było wielu o dużym temperamencie przywódczym.

[b]O tak, temperamentu wam nie brakowało. Wojciech Wierzejski…[/b]

Bez wątpienia ma temperament.

[b]Pewnie dlatego, gdy na koncercie ściskał się z półnagim skinem, to emocje aż buzowały.[/b]

Nie byłem świadkiem tego wydarzenia, więc nie będę tego komentował.

[b]Ja też widziałem tylko zdjęcia. Poziom adrenaliny na tym koncercie mógłby powalić, nomen omen, konia.[/b]

(śmiech) Koncerty rockowe mają swoją specyficzną atmosferę.

[b]Zmieńmy temat i wróćmy do teraźniejszości.[/b]

W 2008 roku odszedłem ostatecznie z LPR. Zająłem się działalnością pozarządową, której nie chciałbym upolityczniać, identyfikować partyjnie. Założyłem fundację Europa Media. Staramy się animować życie kulturalne i intelektualne głównie wśród studentów.

[b]Raczej głównie wśród Młodzieży Wszechpolskiej. Urządzacie im szkolenia.[/b]

Urządzamy też otwarte dyskusje, pokazy filmowe, zorganizowaliśmy zbiórkę charytatywną.

[b]Bycie byłym prezesem Młodzieży Wszechpolskiej…[/b]

(śmiech) Jak widzę, były prezes Młodzieży Wszechpolskiej to funkcja dożywotnia.

[b]No więc to nie przeszkadza w zabieganiu o granty?[/b]

Myślę, że nie, że liczy się to, co mamy do zaproponowania. Choć pewnie dla wielu lewicowców jestem jakimś niebezpiecznym człowiekiem, co mi pochlebia (śmiech).

[b]Z czego pan żyje?[/b]

Właśnie szukam roboty. Jeśli ktoś ma propozycję dla wszechstronnie utalentowanego, pracowitego i ambitnego młodego człowieka, to jestem do dyspozycji (śmiech).

[b]Czasami ludzie pana rozpoznają na ulicy.[/b]

I bywa zabawnie.

[b]Nie mylą pana z jakimś aktorem albo piosenkarzem?[/b]

Jak ktoś mówi, że mnie skądś zna, ale nie kojarzy skąd, a mnie nie chce się rozmawiać o polityce, to mówię, że grałem w reklamie. Kiedy ludzie widzą kogoś znanego z telewizji, reagują tak, jakby widzieli telewizor. Stoi dwoje młodych koło mnie i on mówi: „Patrz, Bosak”. No to się kłaniam i odpowiadam: „Dzień dobry”, a oni zdumieni, że telewizor do nich przemówił. Pełna konsternacja.

[b]Miał pan szansę zostać celebrytą.[/b]

Przez krótki czas nawet byłem. Z „Tańca z gwiazdami” odpadłem w połowie, po sześciu odcinkach. Dzięki temu poznałem ludzi, których nigdzie indziej bym nie spotkał: ludzi show-biznesu, rozrywki, mediów innych niż informacyjne. Tam nie obowiązują kategorie polityczne, raczej pewien styl bycia.

[b]Jak przyjęli pana – sztywnego krawaciarza?[/b]

Byłem poddawany pewnej specyficznej pedagogice, a mianowicie ciągle namawiano mnie, żebym się wyluzował, żebym nie był taki spięty. Nikt nie chciał wierzyć, że mogę mieć tak konserwatywne przekonania, że mogę serio podchodzić do tego, co mówię.

[b]Bo?[/b]

Oni nie spotkali nikogo takiego. Łatwo uwierzyliby, że jestem cyniczny, że sam w to wszystko nie wierzę, ale gram na potrzeby moich wyborców. A kiedy się okazało, że ja też potrafię się śmiać, żartować, bawić, to byłem intensywnie namawiany do wstąpienia do Platformy Obywatelskiej, bo tam podobno lepiej pasuję.

[b]A pańska partnerka taneczna? Szeptał jej pan do ucha: „Roman, Roman”, i agitował do organizacji?[/b]

Kamila w ogóle nie wiedziała, kim jestem, a kiedy się dowiedziała, że jestem posłem, okazało się, że nazwa LPR nic jej nie mówi. Żyła kompletnie poza polityką i to było bardzo sympatyczne.

[b]Próbowali pana wyluzować farmakologicznie? Modne narkotyki, te rzeczy?[/b]

E, nie… Ci ludzie ciężko pracują, nie mają czasu ani zdrowia na coś takiego. Codziennie kilka godzin treningu, wieczorami lekcje tańca – naprawdę sporo roboty.

[sup]Da się wyrwać jakąś pannę na „Taniec z gwiazdami”?[/sup]

Ja nie wyrwałem, ale kilka wyrywało mnie.

Żadna z tych znajomości nie przerodziła się w trwały związek i nadal jestem konserwatystą prowadzącym życie liberalnego wielkomiejskiego singla.

[b]Czyli?[/b]

Wiele imprez, spotkań z ludźmi, brak zobowiązań. Jak wielu ludzi w moim wieku w Warszawie.

[b]Chodzi pan do Utopii?[/b]

Nie wybieram się. Z tego, co wiem, to klub gejowski.

[b]Ale chadzają do niego również heteroseksualiści.[/b]

Odbyło się tam nawet after party po jednym z wydań „Tańca z gwiazdami”, ale nie poszedłem. Za to czytałem, że był tam niedawno Kazimierz Marcinkiewicz z Isabel.

[b]Dlatego to miejsce nie jest już trendy.[/b]

W takim razie niewiele straciłem.

[b]A do innych klubów pan chadza?[/b]

Zdarza się. Jako licealista grałem na imprezach jako didżej.

[b]Antyaborcyjny didżej.[/b]

Nikt mnie o to nie pytał. Przyzwyczaiłem się do naturalnej koegzystencji różnych środowisk i to pomaga mi w Warszawie. Jedni rozmawiali o polityce z pozycji konserwatywnych, a inni palili trawkę.

[b]A pan?[/b]

Nigdy nie paliłem.

[b]Pytam, czy doniósł pan na policję.[/b]

Palenie jest nielegalne?

[b]Posiadanie jest.[/b]

Donoszenie chyba nie jest w moim stylu, ale zawsze udzielałem znajomym braterskiego napomnienia (śmiech).

[b]A nieznajomym?[/b]

Nie mam tendencji do szczególnego moralizowania i pouczania przypadkowo spotkanych ludzi, tym bardziej że mój wpływ na ich zachowanie jest mocno ograniczony. W końcu żyjemy w wolnym kraju.

[b]Bo to nie wy rządzicie.[/b]

(śmiech) Jak rządziliśmy, Polska nie popadła w jakąś straszną niewolę.

[b]Jada pan sushi?[/b]

Jadam sushi i wyznaję sushi-mesjanizm (śmiech).

[i]—rozmawiał Robert Mazurek[/i]

Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne