Ciężkie życie konserwatywnego liberała

Teksty Agnieszki Kołakowskiej uświadamiają nam, jak bardzo wolność słowa jest zagrożona

Publikacja: 13.08.2010 17:29

Ciężkie życie konserwatywnego liberała

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

Red

Nie jest łatwo być publicystką konserwatywną. To znaczy liberalną. Czyli antyideologiczną. Ale ciąg określeń! Agnieszka Kołakowska wydała zbiór esejów. Każdy jakby z innej planety. Tak już prawie się nie pisze. Abstrahując od podziałów, które wmawiają opinii politycy, z zadziornością, z niegodzeniem się na utarte schematy.

Jest tu żywa pewna tradycja liberalnej – czy też konserwatywno-liberalnej – publicystyki, która wyrasta chociażby z piśmiennictwa de Tocqueville’a. Jej celem i tematem jest wolność jednostkowa. Wrogiem – ideologia i masa. Wszystko, co nierozumne, co przyjmowane bezwolnie, co urąga gatunkowi Homo sapiens.

Taki publicysta uparcie tropi, zadaje pytania i analizuje. Nie przejmuje się, że idzie na przekór schematycznym podziałom i powszechnie przyjętym kategoriom. Jego lub jej cechą jest bowiem osobista niezgoda, która chroni się przed pierwszą osobą liczby mnogiej. W tej niezgodzie ukrywa się zdrowy rozsądek, zdziwienie i zadziorność. Te trzy elementy składają się na wolność publicysty, która nie przejmuje się poglądami tych, którzy tekst zamawiają.

Liberalizm, a także liberalny, neoliberalny, ultraliberalny to słowa, które pojawiają się u Kołakowskiej najczęściej. Sama się z nich tłumaczy. Przyznaje się do tradycji europejskiego liberalizmu i do obrony swobód, a sprzeciwia się sensowi, który słowu liberalizm został nadany m.in. w wyniku zmian na intelektualnej mapie USA. Tam liberalizm został utożsamiony z ideologią lewicową, a wolność straciła sens jednostkowy.

Tradycyjny liberał będzie więc bronił wolnego rynku i wzbraniał się przed wszelkimi próbami ingerencji państwa w tradycyjne instytucje. Jego celem stanie się obrona swobód, które nie zawsze będą tożsame z tak zwanymi prawami.

Liberalizm nietradycyjny wolności będzie natomiast poszukiwał w emancypacji grup i w projektach ideologicznych. Nie tyle chce chronić wolność, ile ją konstruować. Nowi liberałowie potrafią wyobrazić sobie człowieka czy raczej wszystkich ludzi naraz. Kołakowska zaś pisze, że taki ogląd jest jej niedostępny. Nie widzi i nigdy nie widziała wszystkich ludzi naraz, w jednym pojęciu i w jednym wyobrażeniu.

Kołakowska z niechęcią myśli o abstraktach, jej eseistyka jest więc konkretna, jest zawsze „w sprawie”. Interweniuje, występuje w obronie, a nie kreśli wizje.

[srodtytul]Niechęć do abstraktów[/srodtytul]

Tak rozumiana działalność na pograniczu eseistyki i publicystyki, interwencje i wystąpienia w sprawie – to wszystko przypomina jakąś pracę ducha, ciągłe ćwiczenie się nie tyle w bezstronności, ile w realizmie.

Kiedy Kołakowska pisze z niechęcią o liberałach w amerykańskim tego słowa znaczeniu, o ich abstraktach i wyobrażaniu sobie człowieka w ogóle, sama siebie definiuje jako konserwatystkę, która nie wymyśla człowieka, ale mu się przygląda. I nie przygląda się wszystkim ludziom naraz. Człowiek istnieje, owszem, ale zawsze pojedynczo i zawsze w historii.

Ta obrona ludzkiej jednostkowości ma przywrócić sens dokonywanym wyborom. Jest ideowym wyzwoleniem człowieka z przypisywanych mu determinant. Tak jest chociażby w poświęconym terroryzmowi eseju, w którym autorka gromi wszelkie próby sprowadzania aktów terrorystycznych do krzyków rozpaczy.

W jej języku terroryzm nie jest reakcją, ale świadomym aktem. Skoro bowiem bronimy ludzkiej wolności i ludzkich wyborów, to nie możemy zapomnieć, że za każdym razem mają one moralną kwalifikację. Zbrodnia jest zbrodnią niezależnie od grupy społecznej, do której zbrodniarz należy, niezależnie od jego wychowania, kręgu kulturowego i statusu ekonomicznego.

A zatem widać wyraźnie, że niechęć do uniwersalizmu w definiowaniu człowieka nie usuwa wcale uniwersalizmu ocen moralnych. To one stają się spoiwem łączącym ludzi, stałym punktem odniesienia i warunkiem cywilizowanego życia.

[srodtytul]Lęk przed totalitaryzmem[/srodtytul]

Co się stanie, kiedy usunie się jednostkową wolność na rzecz wolności kolektywnej i kiedy konkretna wolność jednostki stanie się abstraktem, który chciałoby się przypisać zbiorowości? Zapanuje totalitaryzm. Tak samo będzie, jeśli usuniemy uniwersalizm ocen moralnych. Obie wartości stoją na straży ludzkiej niezależności i na obu opiera się cywilizacja zachodnia.

Kołakowska nie chce zatem wydzierać wolności ani zdobywać jej w totalitarnym i patriarchalnym systemie Zachodu. Przeciwnie. Broni tej wolności, która ukształtowała świat zachodni i której zagrażają sami dekonstruktorzy Zachodu.

Wyraźnie widać to chociażby w eseju o „Orientalizmie” Edwarda Saida. Postmodernistyczny bełkot Saida okazuje się sojusznikiem muzułmańskiego fundamentalizmu. „Postmodernizm i fundamentalizm islamski spotykają się tutaj w naturalnym sprzymierzeniu”

– pisze Kołakowska. Odrzucenie przez ponowoczesny Zachód roszczenia do prawdy obiektywnej uniemożliwiło jakąkolwiek obronę przed tymi, którzy w tę prawdę wierzą w sposób fanatyczny.

Odrzucenie rozumu, jego godności i zdolności do poznania prawdy prowadzi do relatywizmu. Relatywizm zaś sankcjonuje wszelkie stanowiska, nawet te najmniej racjonalne. W starym paradygmacie Zachodu rozum nie był wrogiem wolności, ale jej sprzymierzeńcem. W nowym zaś uznano go za niepożądany element, nieświadomie (lub czasem świadomie) narażając wolność.

I tu dochodzimy do kolejnej cechy eseistyki Agnieszki Kołakowskiej. Oddaje ją dobrze słowo „wierność”, któremu poświęciła jeden z esejów. Wierność jest dla autorki ważna.

Można też powiedzieć, że jej postawa, pełna zadziorności i ironii, ma w sobie ten walor, jakim jest przywiązanie do tradycyjnych wartości. Wolność dla Kołakowskiej nie jest bowiem hasłem niesionym na sztandarze nowoczesności, nie utożsamia się z postępem ani rozluźnieniem norm etycznych – wolność jest nieodłącznym elementem kultury Zachodu. W tym rozumieniu prawdziwy liberał, a więc obrońca wolności, będzie jednocześnie konserwatystą – bo wszystko, co uderza w tradycyjne wartości, uderza także w wolność.

[srodtytul]Kołakowska a sprawa polska[/srodtytul]

Można wreszcie zapytać o miejsce, jakie powinna zajmować w naszych dyskusjach eseistyka tego typu. Wspomniałem już, że pisarstwo Agnieszki Kołakowskiej jest w naszych gazetowych i medialnych dyskusjach czymś rzadkim. Intelektualiści przyzwyczaili się bowiem do powielania ideowych schematów. Co więcej, poczuli się uczestnikami obozów politycznych, i to obozów, które znajdują się w śmiertelnym starciu. Na froncie śpiewa się pieśni bojowe. Kołakowska zaś proponuje własny rozum. Na froncie pisuje się krótkie teksty. Kołakowska tworzy dłuższe eseje.

Na froncie nie ma miejsca na argumentację. Kiedy zaś nie ma argumentów, nie ma też wolności. Publicystyka, która sprowadza się do zaznaczania stanowisk jak kociego terytorium, traci swój sens – może poza materialnym wymiarem, jaki daje wierszówka.

Logika Kołakowskiej jest natomiast bardziej złożona. W sporze o naturę prawdy z pewnością opowiada się za koncepcją klasyczną, zgodnie z którą zdania są albo prawdziwe, albo fałszywe. Trzeciej drogi nie ma. To jednak, co jest poza samą kwalifikacją prawdziwościową, stanowi już rzeczywistość o wiele bardziej wysubtelnioną. To jest przestrzeń wolności, którą eseista i publicysta zagospodarowuje po swojemu i we właściwy sobie sposób.

Pisanie jest wtedy realizowaniem wolności, sposobem na życie, który przystoi intelektualiście.

[srodtytul]Eseista poza cenzurą[/srodtytul]

Kiedyś w Polsce dyskutowano o zniesieniu cenzury. Niektórzy przedstawiciele rządu Mazowieckiego mieli wątpliwości. Bali się, co się stanie, gdy zapanuje pełna wolność słowa. Co będzie, jeśli ludzie będą pisać, co myślą. Jeśli rozdrażnią zbytnio towarzyszy. Takie to przecież wszystko jeszcze jest niedojrzałe, niepełne i niezachodnie. Na szczęście jednak nie posłuchano ich i urząd na Mysiej został zamknięty. Wielu w tym momencie uznało, że temat wolności słowa został zamknięty. Piszmy, co chcemy i jak chcemy. Nie ma instytucji cenzury, nie ma więc i problemu..

I to był błąd, osłabienie naszej czujności i etycznej rozwagi. Teksty Kołakowskiej uświadamiają nam, jak bardzo wolność słowa jest zagrożona, jak wiele potrzeba tu czujności i pracy nad sobą, własnym rozumem i własnym piórem. Jak łatwo przyjmujemy kalki, jak często boimy się mówić, jak mało doszukujemy się prawdy.

Czymże jest bowiem wolność słowa, jeśli nie starcza nam siły, żeby za jej pomocą poszukiwać prawdy?

[i]Autor jest filozofem i publicystą

Agnieszka Kołakowska, „Wojny kultur i inne wojny”, Teologia Polityczna, Warszawa 2010[/i]

Nie jest łatwo być publicystką konserwatywną. To znaczy liberalną. Czyli antyideologiczną. Ale ciąg określeń! Agnieszka Kołakowska wydała zbiór esejów. Każdy jakby z innej planety. Tak już prawie się nie pisze. Abstrahując od podziałów, które wmawiają opinii politycy, z zadziornością, z niegodzeniem się na utarte schematy.

Jest tu żywa pewna tradycja liberalnej – czy też konserwatywno-liberalnej – publicystyki, która wyrasta chociażby z piśmiennictwa de Tocqueville’a. Jej celem i tematem jest wolność jednostkowa. Wrogiem – ideologia i masa. Wszystko, co nierozumne, co przyjmowane bezwolnie, co urąga gatunkowi Homo sapiens.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni