Wszystko to nie bardzo trzyma się kupy i dość poważnie obciąża Nasziriego.
Pytanie, czy to usprawiedliwia tortury? Czy usprawiedliwia ośmioletnie przetrzymywanie bez sądu?
Ale jest jeszcze jedno pytanie: czy można takiego człowieka wypuścić z czystym sumieniem na wolność? A jeśli nie, to co dalej?
Pewnie takie same pytania zadają sobie amerykańskie władze. Tym bardziej że oskarżenia przeciwko Nasziriemu zostały wycofane. A amerykański departament obrony zawiadomił sąd, że w najbliższym czasie nie rozważa postawienia mu zarzutów. Choć wojskowi prokuratorzy zapewniają, że sprawa jest w toku, to widać, że – przynajmniej na jakiś czas – się rozsypała. Za to taktyka prawników Nasziriego jest czytelna – robią wszystko, by dowieść, że obciążające zeznania zostały wymuszone torturami. Adwokaci zdają sobie sprawę, że Saudyjczykowi ciągle grozi stryczek, ponieważ prokuratorzy wojskowi pracują pełną parą.
Zachowanie instytucji polskiego państwa wobec kwestii więzień CIA jest zagadkowe niczym życiorys Nasziriego. Za chwilę minie pięć lat od początku wyjaśniania tej historii, końca nie widać, a wszystko jest osnute tajemnicą.
Dlaczego? Między innymi dlatego, że w sprawę wmieszali się działacze partyjni, którzy mają swoje doraźne kalkulacje.
Wyświetlanie sprawy zaczęło się od człowieka, który zdążył już przestać być politykiem. Chodzi o byłego wicepremiera, dziś adwokata – Romana Giertycha. W grudniu 2005 roku sejmowa komisja ds. służb specjalnych (lider LPR był jej szefem) za zamkniętymi drzwiami zajmowała się więzieniami CIA. W pierwszych dniach 2006 roku Giertych wysłał pismo do koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna. – Prosiłem o podjęcie działań zmierzających do wyjaśnienia kwestii ewentualnych więzień. Odpowiedzią było milczenie – mówi dziś Giertych.
Polityk nie chciał dać się zbyć. – W marcu 2006 skierowałem dwa pisma, tym razem zawierające kodeksowe powiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Formuła była jednoznaczna „w imieniu Komisji zawiadamiam o możliwości...”. Pisma były adresowane do dwóch osób – prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry oraz do ministra Wassermanna. Kopie pism zostały złożone w kancelarii tajnej przy Komisji – opowiada Giertych.
Taka korespondencja nie jest zwykłym listem. Powiadamiany prokurator nie może dokumentu po prostu włożyć do szuflady i zapomnieć o sprawie. Procedura jest rygorystyczna – trzeba formalnie wszcząć postępowanie lub odmówić wszczęcia. Tyle że nic takiego na wiosnę 2006 roku się nie stało.
[srodtytul]Lodowata narada[/srodtytul]
Aktywność Giertycha sprowokowała do zakulisowego działania polityków PiS, którzy w tamtym czasie rządzili służbami specjalnymi i prokuraturą. Wiosną, ponad cztery lata temu, Wassermann zaaranżował w Kancelarii Premiera spotkanie w sprawie więzień CIA. Oprócz gospodarza wzięli w nim udział: Ziobro, prokurator Janusz Kaczmarek oraz szef wywiadu Zbigniew Nowek. Relacje z narady są sprzeczne. Żaden z uczestników ze względu na tajny charakter spotkania nie chciał o nim mówić pod nazwiskiem. Jeden z nich opowiadał nam nieoficjalnie, że Ziobrze oraz Kaczmarkowi został pokazany dwustronicowy dokument w niebieskiej obwolucie pochodzący z Agencji Wywiadu. Miał on jednoznacznie wskazywać, że za zgodą lewicowych władz w Polsce było więzienie CIA.
– Ziobro trzeźwo pytał, czego Wassermann oczekuje od niego i Kaczmarka? O co tu w ogóle chodzi i czy Wassermann chce wszczęcia śledztwa? – opowiadał nasz rozmówca. Krótkie spotkanie kończyło się w lodowatej atmosferze i bez konkluzji.
Ziobro miał prawo podejrzewać, że Wassermann (adwersarz w PiS) wciąga go w niebezpieczną grę. Przekazuje informacje o podejrzeniu popełnienia przestępstwa i Ziobrze pozostawia decyzję, co robić w jednej z najbardziej drażliwych spraw ostatnich lat. Sam zaś stawia się w komfortowej sytuacji. Zawsze może powiedzieć, że o wszystkim poinformował dwóch najważniejszych prokuratorów w kraju. Zresztą archiwalna wypowiedź Wassermanna w kontekście opisywanego spotkania jest zastanawiająca: – W tej sprawie (ewentualnych więzień – red.) zrobiłem wszystko, co do mnie należało.
Czy to, co do nich należało, zrobili inni? Śledztwo w 2006 roku nie zostało wszczęte, odmowy jego wszczęcia prokuratorzy też nie wydali. Dla organów ścigania sprawa więzień CIA nie istniała. Giertych w 2006 roku, gdy był już ministrem i wicepremierem, zaczepił Ziobrę. – Nasze stosunki były wtedy bardzo dobre. Namawiałem, żeby wszczął śledztwo i „nie brał tej sprawy na siebie”. Ale odpowiedział, że „racja stanu wymaga, by śledztwa nie wszczynać” – mówi Roman Giertych. Ziobro twierdzi, że na jego biurko, gdy był prokuratorem generalnym, nie trafiło zawiadomienie od Giertycha. O domniemanych więzieniach nigdy nie chciał się wypowiadać. – To nie są tematy do publicznych dyskusji – ucinał dwa lata temu w rozmowie z nami.
O więzieniach CIA Giertych, gdy był wicepremierem, rozmawiał też z braćmi Kaczyńskimi. – Mówiłem o tym prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, ale on uciął to słowami „Pan nie powinien mieć takiej wiedzy”. Dwa razy poruszałem temat w rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim. Pierwszy raz powiedział: „to niemożliwe, żeby coś takiego było”. Za drugim razem stwierdził: „postawię tę sprawę na kolegium do spraw służb specjalnych”, i dodał: „Teraz rozumiem, dlaczego USA wysyłały sygnały, by Leszkowi Millerowi nic się nie stało w sensie prawno-karnym”. Czy postawił sprawę na kolegium? Nie wiem, nie byłem jego członkiem – opowiada były wicepremier.
[srodtytul]Obszar tajemnicy[/srodtytul]
Jesienią 2008 r., czyli rok po oddaniu władzy, Jarosław Kaczyński wspominał, że będąc premierem, nie widział żadnego oficjalnego dokumentu, który świadczyłby o istnieniu więzienia CIA.
– W trybie niesłużbowym z różnymi ludźmi rozmawiałem, co to mogłoby być. Czy to są rzeczy wyssane z palca, czy może nie? Raczej zawsze dochodziliśmy do wniosku, że jednak są wyssane z palca – mówił dwa lata temu Kaczyński. Podczas jego rządów nie zabrano się do wyjaśniania tajemniczej historii.
Sprawy nabrały rozpędu w styczniu 2008 roku, tuż po objęciu władzy przez Donalda Tuska. Znów motorem był Roman Giertych. Wysłał on do nowego premiera list, w którym poradził, by ten, zanim wypowie się kategorycznie o sprawie więzień CIA, sięgnął do papierów. A konkretnie do pisma, które Giertych wysyłał w tej sprawie do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry w marcu 2006. Z naszych informacji wynika, że Tusk poważnie potraktował ten sygnał. Wezwał ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ćwiąkalskiego, a ten po spotkaniu przekazał sprawę śledczym na niższym szczeblu. 11 marca 2008 r. prokuratura okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo z art. 231 kodeksu karnego, który mówi o przekroczeniu uprawnień lub niedopełnieniu obowiązków przez funkcjonariusza publicznego.
Kto formalnie złożył zawiadomienie? Czy na początku śledczy wzięli pod lupę tych, którzy najpewniej zgodzili się na tajną bazę CIA, czy raczej sieci były zastawione na Ziobrę, który miał nie zareagować na zawiadomienie Giertycha? Prokuratura milczy. – Sprawa jest tajna. Nie udzielamy informacji – ucina Mateusz Martyniuk, rzecznik prokuratora generalnego. Pewną podpowiedzią, że na początku szło o Ziobrę, jest artykuł 231 kodeksu karnego (niedopełnienie obowiązków), po który sięgnęła prokuratura. Po drugie pierwszym wezwanym na świadka był Roman Giertych – ten, który słał wiosną 2006 roku pisma do Zbigniewa Ziobry. Jak wygląda śledztwo dzisiaj, po dwóch i pół roku od wszczęcia? Chcieliśmy o to spytać prokuratora Jerzego Mierzewskiego, który prowadzi sprawę. W trakcie zadawania pierwszego, ogólnego pytania śledczy grzecznie przerwał: „... właśnie wkroczył pan na obszar objęty najściślej chronioną tajemnicą”. Próby zadania dwóch kolejnych pytań skończyły się podobnie. Nieco bardziej otwarty jest Mikołaj Pietrzak, polski obrońca al Nasziriego, ale i on nie chce odkrywać wszystkich kart. Prawnik z dużą pewnością mówi o tym, że Saudyjczyk był przetrzymywany i torturowany w Polsce. Pietrzak ocenia, że da się tego dowieść.
George W. Bush, przemawiając 3 grudnia 2002 roku w Shreveport w stanie Luizjana pochwalił się publiczności złapaniem al Nasziriego „dowódcy al Kaidy w państwach Zatoki”, „mózgu zamachu na USS »Cole«”.
– On jest już wyłączony z gry – powiedział prezydent i zebrał brawa.
Dwa dni później al Nasziri został najprawdopodobniej przetransportowany do tajnego więzienia w Starych Kiejkutach. Dziś, po ośmiu latach, wydaje się, że Bush się mylił. Nasziri wraca do gry. Przynajmniej na polskim rynku.