O człowieku, który oskarżył Polskę

Polscy politycy mogą mieć poważny kłopot z powodu Saudyjczyka al Nasziriego więzionego przez Amerykanów

Publikacja: 16.10.2010 01:01

Tak wygląda tortura podtapiania (waterboarding), odtwarzana przez protestujących przed Departamentem

Tak wygląda tortura podtapiania (waterboarding), odtwarzana przez protestujących przed Departamentem Stanu USA

Foto: AP

Toczące się w Polsce od ponad dwóch lat śledztwo dotyczące domniemanego więzienia CIA w Polsce objęte jest największymi tajnymi klauzulami. Ale wniosek do prokuratury skierowany przez Abd al Rahima al Nasziriego, oskarżającego władze polskie o to, że był nielegalnie na terytorium naszego kraju przetrzymywany, może mu nadać nowy impuls.

Saudyjczyk – którego CIA uważa za mózg ataku na amerykański niszczyciel USS „Cole” – chce, by prokurator przesłuchał kilku ważnych świadków. Jego prawnicy nie mówią kogo, ale można się domyślać, że wnioskują, by śledczy wezwali co najmniej Aleksandra Kwaśniewskiego, Leszka Millera i Zbigniewa Siemiątkowskiego. Czyli ludzi, którzy mogli mieć coś wspólnego z powstaniem tajnego więzienia CIA na terenie szkoły wywiadu w Starych Kiejkutach na Mazurach. Na tym zapewne się nie skończy – być może wezwani zostaną i politycy PiS, którzy mogli „odziedziczyć” po poprzednikach kłopotliwą wiedzę na ten temat. Mowa o Jarosławie Kaczyńskim, Kazimierzu Marcinkiewiczu czy Zbigniewie Ziobrze.

[srodtytul]Kim jest Nasziri[/srodtytul]

Nie ma o nim zbyt dużo informacji. Nawet jego prawnicy, którzy co jakiś czas mogą odwiedzać go w amerykańskiej bazie wojskowej w Guantanamo na Kubie, milczą. Zadaliśmy jego amerykańskiej obrończyni Nancy Hollander dziesięć szczegółowych pytań. Chcieliśmy wiedzieć, jak jej klient czuje się po ośmiu latach za kratkami, czy jest zdrowy psychicznie, czy zmienił się fizycznie, w jakich warunkach jest przetrzymywany, czy ma dość jedzenia, dostęp do lekarza i nadzieję, że kiedyś będzie wolny. Okazało się, że wszystko to jest tajne.

„Nasziri może spotykać się sam na sam ze swoimi prawnikami. I to jest jedyna rzecz, którą mogę wam powiedzieć”, napisała Hollander.

Trochę o al Naszirim wiadomo z innych źródeł.

Jedno to tajny raport Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z 14 lutego 2007 r., który przeciekł do mediów.

Raport ma tę zaletę, że powstał na podstawie rozmów z 14 najważniejszymi jeńcami CIA przebywającymi w Guantanamo, w tym z al Naszirim.

Z dokumentu wynika, że al Nasziri został zatrzymany w Dubaju i najprawdopodobniej przez pierwszy miesiąc był przesłuchiwany przez tamtejsze służby specjalne.

Potem został oddany w ręce CIA i kilkakrotnie przewożony do różnych miejsc. Podobno Saudyjczyk – przetrzymywany najpierw w Afganistanie i Tajlandii – współpracował ze śledczymi. Jednak podejrzewano, że coś ukrywa. Dlatego – co wynika z informacji agencji AP – został przywieziony do Polski, gdzie dalszej obróbce poddał go Albert (Egipcjanin z pochodzenia, były tłumacz FBI), pod nadzorem innego oficera o imieniu Mike. Albert strzelał do Nasziriego z nienabitego pistoletu i przystawiał do głowy włączoną wiertarkę.

Podczas rozmowy z wysłannikami Czerwonego Krzyża Nasziri mówił, że „w trzecim miejscu, w którym był więziony” grożono mu gwałtem. Straszono też, że jeśli nie będzie mówił, aresztowani i zgwałceni będą jego najbliżsi mieszkający na Bliskim Wschodzie.

CIA oficjalnie (w raporcie z 2004 roku) przyznała, że Nasziri podlegał waterboardingowi. Oprócz niego podtapiani byli Chalid Szejk Mohamed, i Abu Zubaydah – czyli dwaj kolejni więźniowie podejrzewani o terroryzm, których także prawdopodobnie przetrzymywano w Starych Kiejkutach.

[srodtytul]Traktowanie[/srodtytul]

Z zeznań więźniów, ich rozmów z Czerwonym Krzyżem czy raportu CIA wynika jasno, że zatrzymani byli traktowani okrutnie. Weźmy choćby banalną procedurę transportu. Pojmani byli najpierw rozbierani, fotografowani, przechodzili sprawdzenie wszystkich otworów w ciele (od nosa do odbytu), ubierani w pieluchę, kombinezon. Na uszy zakładano im słuchawki (czasem słyszeli w nich głośną muzykę), na oczy gogle lub przepaski, tak by nie mogli nic widzieć (Abu Zubaydah skarżył się, że opaskę zaciśnięto tak mocno, że po kilku godzinach miał rany na uszach i nosie). Jeńcy byli w kajdanach, czasem całą podróż leżeli na podłodze samolotu, na brzuchu, z rękami skutymi za plecami.

W całej technice chodziło nie tylko o fizyczne cierpienie, ale także o stworzenie u więźniów poczucia izolacji, odcięcia ich od świata – co miało ich zmiękczyć, zmusić do zeznań. Do tego dochodził cały repertuar innych działań: rozbieranie, oblewanie zimną wodą, nieogrzewane cele, bicie, przykuwanie rąk do góry i zmuszanie do stania w takiej pozycji godzinami, zamykanie w pudłach. Chalid Szejk Mohamed przez 19 miesięcy był skuty.

Więźniowie mówią też o groźbach: wstrząsów elektrycznych, zarażenia HIV, zabicia członków rodziny.

Najgłośniejszą torturą był waterboarding, czyli podtapianie. To dość perfidna technika opisana przez samych jeńców. Byli oni przywiązywani do łóżka, wodę lano na szmatę położoną na twarzy (Abu Zubajdah zapamiętał, że szmata była czarna, a oficer lał na nią wodę mineralną wprost z butelki). Jeniec miał wrażenie, że się topi, wpadał w panikę.

Prawdopodobnie tortury odbywały się pod nadzorem medyków. Chalid Szejk Mohamed mówił, że przed laniem wody na palec zakładano mu jakieś urządzenie. Eksperci przypuszczają, że był to pulsoksymetr pozwalający określić wysycenie krwi tlenem. Po sesji przytapiania śledczy podnosili łóżko do góry, tak że przesłuchiwany wisiał przez jakiś czas głową w dół. Potem zaczynała się kolejna sesja.

[srodtytul]Problem natury moralnej[/srodtytul]

W tajnych więzieniach CIA al Nasziri przebywał cztery lata. Potem, we wrześniu 2006, trafił do bazy amerykańskiej w Guantanamo.

14 marca 2007 roku stanął przed Trybunałem ds. Weryfikacji Statusu Bojowników (Combatant Status Review Tribunal). Stenogramy posiedzenia są częściowo jawne.

Z zapisu wynika, że władze USA zarzucały Nasziriemu zorganizowanie w 2000 roku zamachu na niszczyciel USS „Cole” cumujący na redzie jemeńskiego portu Aden. W ataku zginęło 17 marynarzy. Nasziri miał opłacić operację, wydać polecenie kupienia łodzi, która potem wybuchła koło okrętu, oraz dostarczyć materiały wybuchowe. Dodatkowo miał załatwić fałszywy paszport jednemu z organizatorów ataków na ambasady USA w Kenii i Tanzanii w 1998 roku.

Saudyjczyk według oskarżycieli był przeszkolony – w Afganistanie, Bośni i Czeczenii – w zakładaniu ładunków wybuchowych. Kiedy go zatrzymano w Dubaju, miał przy sobie kilka fałszywych paszportów różnych krajów.

Dowodowo nie wygląda to najlepiej. Jego związek z zamachami na ambasady potwierdza jeden świadek. W sprawie USS „Cole” także występuje jeden świadek. CIA dotarło także do umowy kupna samochodu, w której jako nabywca wymieniony jest Saudyjczyk. Autem transportowano łódź użytą potem w zamachu.

Tyle wynika z jawnych materiałów, ale być może w tajnych jest coś więcej.

Inna sprawa, że w śledztwie al Nasziri sam się przyznał do wszystkiego. Jednak odwołał to i oświadczył, że zeznania wymuszono torturami:

„Byłem torturowany podczas przesłuchań na różne sposoby (...) [Pewnego razu] podtopili mnie, więc zacząłem mówić »tak, tak, tak«, byłem tam, wziąłem pieniądze, planowałem to i tamto”.

Mówił, że oficerowie CIA byli zadowoleni, kiedy potwierdzał im różne informacje i przyznawał się do różnych rzeczy. Szczególną radość wzbudziła historia o tym, że Osama bin Laden ma bombę atomową.

Nasziri twierdził, że przed aresztowaniem mógł przebiec 10 kilometrów, pięć lat później, po spotkaniach z Albertem i siedzeniu w odosobnieniu, z trudem wytrzymywał dziesięciominutowy spacer.

Ale jest też druga strona medalu. Przed trybunałem Nasziri przedstawiał się jako zamożny kiedyś, dysponujący milionową fortuną kupiec z Mekki. Zaprzeczał wszystkiemu, choć mimochodem przyznawał się do wielu dziwnych rzeczy:

Z zamachem na niszczyciela nie miał nic wspólnego, ale zamachowców znał – bo robił z nimi interesy dotyczące rybołówstwa.

Dlatego polecił kupić łódź. Samochód użyty w zamachu jest na jego nazwisko, bo ktoś posłużył się jego dokumentami.

Osamę bin Ladena znał od połowy lat 90., spotykał się z nim wielokrotnie, brał od niego pieniądze: „Kiedy potrzebowałem, prosiłem go i mi dawał, na wydatki osobiste”. Ale nie był członkiem al Kaidy i mimo że Osama namawiał, nie wziął udziału w żadnych zbrojnych operacjach.

Wszystko to nie bardzo trzyma się kupy i dość poważnie obciąża Nasziriego.

Pytanie, czy to usprawiedliwia tortury? Czy usprawiedliwia ośmioletnie przetrzymywanie bez sądu?

Ale jest jeszcze jedno pytanie: czy można takiego człowieka wypuścić z czystym sumieniem na wolność? A jeśli nie, to co dalej?

Pewnie takie same pytania zadają sobie amerykańskie władze. Tym bardziej że oskarżenia przeciwko Nasziriemu zostały wycofane. A amerykański departament obrony zawiadomił sąd, że w najbliższym czasie nie rozważa postawienia mu zarzutów. Choć wojskowi prokuratorzy zapewniają, że sprawa jest w toku, to widać, że – przynajmniej na jakiś czas – się rozsypała. Za to taktyka prawników Nasziriego jest czytelna – robią wszystko, by dowieść, że obciążające zeznania zostały wymuszone torturami. Adwokaci zdają sobie sprawę, że Saudyjczykowi ciągle grozi stryczek, ponieważ prokuratorzy wojskowi pracują pełną parą.

Zachowanie instytucji polskiego państwa wobec kwestii więzień CIA jest zagadkowe niczym życiorys Nasziriego. Za chwilę minie pięć lat od początku wyjaśniania tej historii, końca nie widać, a wszystko jest osnute tajemnicą.

Dlaczego? Między innymi dlatego, że w sprawę wmieszali się działacze partyjni, którzy mają swoje doraźne kalkulacje.

Wyświetlanie sprawy zaczęło się od człowieka, który zdążył już przestać być politykiem. Chodzi o byłego wicepremiera, dziś adwokata – Romana Giertycha. W grudniu 2005 roku sejmowa komisja ds. służb specjalnych (lider LPR był jej szefem) za zamkniętymi drzwiami zajmowała się więzieniami CIA. W pierwszych dniach 2006 roku Giertych wysłał pismo do koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna. – Prosiłem o podjęcie działań zmierzających do wyjaśnienia kwestii ewentualnych więzień. Odpowiedzią było milczenie – mówi dziś Giertych.

Polityk nie chciał dać się zbyć. – W marcu 2006 skierowałem dwa pisma, tym razem zawierające kodeksowe powiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Formuła była jednoznaczna „w imieniu Komisji zawiadamiam o możliwości...”. Pisma były adresowane do dwóch osób – prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry oraz do ministra Wassermanna. Kopie pism zostały złożone w kancelarii tajnej przy Komisji – opowiada Giertych.

Taka korespondencja nie jest zwykłym listem. Powiadamiany prokurator nie może dokumentu po prostu włożyć do szuflady i zapomnieć o sprawie. Procedura jest rygorystyczna – trzeba formalnie wszcząć postępowanie lub odmówić wszczęcia. Tyle że nic takiego na wiosnę 2006 roku się nie stało.

[srodtytul]Lodowata narada[/srodtytul]

Aktywność Giertycha sprowokowała do zakulisowego działania polityków PiS, którzy w tamtym czasie rządzili służbami specjalnymi i prokuraturą. Wiosną, ponad cztery lata temu, Wassermann zaaranżował w Kancelarii Premiera spotkanie w sprawie więzień CIA. Oprócz gospodarza wzięli w nim udział: Ziobro, prokurator Janusz Kaczmarek oraz szef wywiadu Zbigniew Nowek. Relacje z narady są sprzeczne. Żaden z uczestników ze względu na tajny charakter spotkania nie chciał o nim mówić pod nazwiskiem. Jeden z nich opowiadał nam nieoficjalnie, że Ziobrze oraz Kaczmarkowi został pokazany dwustronicowy dokument w niebieskiej obwolucie pochodzący z Agencji Wywiadu. Miał on jednoznacznie wskazywać, że za zgodą lewicowych władz w Polsce było więzienie CIA.

– Ziobro trzeźwo pytał, czego Wassermann oczekuje od niego i Kaczmarka? O co tu w ogóle chodzi i czy Wassermann chce wszczęcia śledztwa? – opowiadał nasz rozmówca. Krótkie spotkanie kończyło się w lodowatej atmosferze i bez konkluzji.

Ziobro miał prawo podejrzewać, że Wassermann (adwersarz w PiS) wciąga go w niebezpieczną grę. Przekazuje informacje o podejrzeniu popełnienia przestępstwa i Ziobrze pozostawia decyzję, co robić w jednej z najbardziej drażliwych spraw ostatnich lat. Sam zaś stawia się w komfortowej sytuacji. Zawsze może powiedzieć, że o wszystkim poinformował dwóch najważniejszych prokuratorów w kraju. Zresztą archiwalna wypowiedź Wassermanna w kontekście opisywanego spotkania jest zastanawiająca: – W tej sprawie (ewentualnych więzień – red.) zrobiłem wszystko, co do mnie należało.

Czy to, co do nich należało, zrobili inni? Śledztwo w 2006 roku nie zostało wszczęte, odmowy jego wszczęcia prokuratorzy też nie wydali. Dla organów ścigania sprawa więzień CIA nie istniała. Giertych w 2006 roku, gdy był już ministrem i wicepremierem, zaczepił Ziobrę. – Nasze stosunki były wtedy bardzo dobre. Namawiałem, żeby wszczął śledztwo i „nie brał tej sprawy na siebie”. Ale odpowiedział, że „racja stanu wymaga, by śledztwa nie wszczynać” – mówi Roman Giertych. Ziobro twierdzi, że na jego biurko, gdy był prokuratorem generalnym, nie trafiło zawiadomienie od Giertycha. O domniemanych więzieniach nigdy nie chciał się wypowiadać. – To nie są tematy do publicznych dyskusji – ucinał dwa lata temu w rozmowie z nami.

O więzieniach CIA Giertych, gdy był wicepremierem, rozmawiał też z braćmi Kaczyńskimi. – Mówiłem o tym prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, ale on uciął to słowami „Pan nie powinien mieć takiej wiedzy”. Dwa razy poruszałem temat w rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim. Pierwszy raz powiedział: „to niemożliwe, żeby coś takiego było”. Za drugim razem stwierdził: „postawię tę sprawę na kolegium do spraw służb specjalnych”, i dodał: „Teraz rozumiem, dlaczego USA wysyłały sygnały, by Leszkowi Millerowi nic się nie stało w sensie prawno-karnym”. Czy postawił sprawę na kolegium? Nie wiem, nie byłem jego członkiem – opowiada były wicepremier.

[srodtytul]Obszar tajemnicy[/srodtytul]

Jesienią 2008 r., czyli rok po oddaniu władzy, Jarosław Kaczyński wspominał, że będąc premierem, nie widział żadnego oficjalnego dokumentu, który świadczyłby o istnieniu więzienia CIA.

– W trybie niesłużbowym z różnymi ludźmi rozmawiałem, co to mogłoby być. Czy to są rzeczy wyssane z palca, czy może nie? Raczej zawsze dochodziliśmy do wniosku, że jednak są wyssane z palca – mówił dwa lata temu Kaczyński. Podczas jego rządów nie zabrano się do wyjaśniania tajemniczej historii.

Sprawy nabrały rozpędu w styczniu 2008 roku, tuż po objęciu władzy przez Donalda Tuska. Znów motorem był Roman Giertych. Wysłał on do nowego premiera list, w którym poradził, by ten, zanim wypowie się kategorycznie o sprawie więzień CIA, sięgnął do papierów. A konkretnie do pisma, które Giertych wysyłał w tej sprawie do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry w marcu 2006. Z naszych informacji wynika, że Tusk poważnie potraktował ten sygnał. Wezwał ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ćwiąkalskiego, a ten po spotkaniu przekazał sprawę śledczym na niższym szczeblu. 11 marca 2008 r. prokuratura okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo z art. 231 kodeksu karnego, który mówi o przekroczeniu uprawnień lub niedopełnieniu obowiązków przez funkcjonariusza publicznego.

Kto formalnie złożył zawiadomienie? Czy na początku śledczy wzięli pod lupę tych, którzy najpewniej zgodzili się na tajną bazę CIA, czy raczej sieci były zastawione na Ziobrę, który miał nie zareagować na zawiadomienie Giertycha? Prokuratura milczy. – Sprawa jest tajna. Nie udzielamy informacji – ucina Mateusz Martyniuk, rzecznik prokuratora generalnego. Pewną podpowiedzią, że na początku szło o Ziobrę, jest artykuł 231 kodeksu karnego (niedopełnienie obowiązków), po który sięgnęła prokuratura. Po drugie pierwszym wezwanym na świadka był Roman Giertych – ten, który słał wiosną 2006 roku pisma do Zbigniewa Ziobry. Jak wygląda śledztwo dzisiaj, po dwóch i pół roku od wszczęcia? Chcieliśmy o to spytać prokuratora Jerzego Mierzewskiego, który prowadzi sprawę. W trakcie zadawania pierwszego, ogólnego pytania śledczy grzecznie przerwał: „... właśnie wkroczył pan na obszar objęty najściślej chronioną tajemnicą”. Próby zadania dwóch kolejnych pytań skończyły się podobnie. Nieco bardziej otwarty jest Mikołaj Pietrzak, polski obrońca al Nasziriego, ale i on nie chce odkrywać wszystkich kart. Prawnik z dużą pewnością mówi o tym, że Saudyjczyk był przetrzymywany i torturowany w Polsce. Pietrzak ocenia, że da się tego dowieść.

George W. Bush, przemawiając 3 grudnia 2002 roku w Shreveport w stanie Luizjana pochwalił się publiczności złapaniem al Nasziriego „dowódcy al Kaidy w państwach Zatoki”, „mózgu zamachu na USS »Cole«”.

– On jest już wyłączony z gry – powiedział prezydent i zebrał brawa.

Dwa dni później al Nasziri został najprawdopodobniej przetransportowany do tajnego więzienia w Starych Kiejkutach. Dziś, po ośmiu latach, wydaje się, że Bush się mylił. Nasziri wraca do gry. Przynajmniej na polskim rynku.

Toczące się w Polsce od ponad dwóch lat śledztwo dotyczące domniemanego więzienia CIA w Polsce objęte jest największymi tajnymi klauzulami. Ale wniosek do prokuratury skierowany przez Abd al Rahima al Nasziriego, oskarżającego władze polskie o to, że był nielegalnie na terytorium naszego kraju przetrzymywany, może mu nadać nowy impuls.

Saudyjczyk – którego CIA uważa za mózg ataku na amerykański niszczyciel USS „Cole” – chce, by prokurator przesłuchał kilku ważnych świadków. Jego prawnicy nie mówią kogo, ale można się domyślać, że wnioskują, by śledczy wezwali co najmniej Aleksandra Kwaśniewskiego, Leszka Millera i Zbigniewa Siemiątkowskiego. Czyli ludzi, którzy mogli mieć coś wspólnego z powstaniem tajnego więzienia CIA na terenie szkoły wywiadu w Starych Kiejkutach na Mazurach. Na tym zapewne się nie skończy – być może wezwani zostaną i politycy PiS, którzy mogli „odziedziczyć” po poprzednikach kłopotliwą wiedzę na ten temat. Mowa o Jarosławie Kaczyńskim, Kazimierzu Marcinkiewiczu czy Zbigniewie Ziobrze.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą