Polityka zagraniczna w stosunku do Rosji była przez minione 21 lat prowadzona między Scyllą podległości (co budziło zarzuty, że Polska była na kolanach przed Rosją) a Charybdą arogancji (oświadczenia, że nie pozwolimy sobie na podległość). Początek drugiej dekady XXI wieku jest dla Polski pod wieloma względami korzystny. Polska relatywnie do innych gospodarek narodowych nie ucierpiała na kryzysie, a przedsiębiorczość społeczeństwa, siła waluty i inwestycje infrastrukturalne spowodowały, że będąc 21. czy może 22. gospodarką światową, nasz kraj bardzo szybko przestał być ubogim krewnym Europy Zachodniej.
Dynamika stosunków międzynarodowych, w których przez pewien czas po 1991 roku zapanowała logika świata jednobiegunowego, leżała też u podstaw polityki zagranicznej w latach 2005 – 2010. Koncepcja Polski jako czynnika pośredniczącego w relacjach wielkich partnerów Zachodu ze Wschodem miała być źródłem zbudowania polskiej pozycji na Zachodzie. W czasach, gdy Polska była nie tylko strategicznym partnerem amerykańskim, ale także mogła w oczach wielu polityków odgrywać rolę stabilizatora europejskiego systemu politycznego, nasze stosunki z Rosją miały charakter gry na tych kompleksach, jakie wiązały się z tym, że Rosja była w różnych momentach XX w. wobec Polski agresorem, okupantem i czynnikiem sowietyzacji.
Koncepcje przypisujące Rosji nieskuteczność w działaniu albo zakładające, że w perspektywie waszyngtońskiej Moskwa znajdzie się na peryferiach, a Warszawa w centrum strategii na nowy wiek, zostały jednak raptownie zdewaluowane 17 września 2009 roku, gdy w gruzach legł pomysł usytuowania w Polsce systemu obrony przeciwrakietowej USA. Nowa polityka administracji amerykańskiej ujawniła dwa fakty. Po pierwsze, Rosja zademonstrowała daleko idącą skuteczność działania. I to zarówno jeśli chodzi o dostawy energii dla Europy Zachodniej, jak też o dostęp do baz w środkowej Azji. Po wtóre, załamaniu uległa wcześniejsza linia polityczna USA w stosunku do Moskwy, a nowa administracja waszyngtońska nie była jej w stanie zastąpić bardziej znaczącą i spójną polityką zagraniczną.
Z punktu widzenia interesów Polski ani za słaba, ani za silna Rosja nie jest rozwiązaniem stabilnym. Słaba Rosja oznacza bowiem możliwość transferu problemów społecznych powstających daleko od nas, w Azji Środkowej i Wschodniej, zwłaszcza jeśli chodzi o migracje. Silna Rosja oznacza, iż szukać ona będzie rozwiązań siłowych, wspomagając asertywność koncepcyjną także determinacją wojskową.
Na tym tle, polska polityka zagraniczna winna zmierzać do tego, aby Rosja nie popadła w żadne ekstremum, ani w wyniku niedowartościowania przez partnera amerykańskiego oraz wschodzące mocarstwa światowe (Chiny, Indie), ani w wyniku nadwartościowania przez partnerów europejskich.
Polityka Warszawy w stosunku do Moskwy nie może być kształtowana wyłącznie na poziomie urzędników w MSZ ani na poziomie telewizyjnych dziennikarzy. Musi zostać ukształtowana przez Kancelarię Prezydenta RP, Sejmową Komisję Spraw Zagranicznych i być uzgodniona z wszystkimi klubami poselskimi. Jej główne założenia muszą uznawać realne aspekty polityki. Te same przesłanki, które Hans Morgentau nazywał „polityką realną”, a które w swojej karierze tak dobrze realizował Henry Kissinger w odniesieniu do Chin i Związku Sowieckiego winny lec u podstaw założeń polityki polskiej.