Wywiad-rzeka Benedykta XVI

Dotychczas żaden papież, nawet supermedialny Jan Paweł II, nie dopuścił dziennikarza do takiej konfidencji, jakiej doświadczył Peter Seewald, autor „Światła świata“

Aktualizacja: 18.12.2010 06:28 Publikacja: 18.12.2010 00:01

fot. ALBERTO PIZZOLI

fot. ALBERTO PIZZOLI

Foto: AFP

Siedemdziesiąt proc. włoskich respondentów sondażu „O czym Benedykt XVI mówił w wywiadzie rzece?” odpowiedziało, że zezwolił na używanie prezerwatywy. Ofiarą medialnych uproszczeń padły złożone na ołtarzu sensacji intymne zwierzenia, refleksje o Bogu, stanie Kościoła i najtrudniejszych momentach tego pontyfikatu. Przede wszystkim zaś dramatyczne bicie na alarm, że świat na naszych oczach wypada z wiązań i bierze kurs na nieuchronną katastrofę.

Przede wszystkim zaś dramatyczne bicie na alarm, że świat na naszych oczach wypada z wiązań i bierze kurs na nieuchronną katastrofę.

Światowe media anonsowały wywiad rzekę pt. „Światło świata. Papież, Kościół, znaki czasu” krzykliwymi tytułami „Habemus condom” albo „Otwarcie na prezerwatywę”. Może dlatego 23 listopada podczas prezentacji książki w auli watykańskiego Biura Prasowego jak rzadko nie można było wcisnąć szpilki. Przybyli watykaniści i prezerwatywolodzy z całego świata. Autor wywiadu Peter Seewald odpowiadając na pytania żurnalistów wyraził zdumienie, że z szeregu bardzo ważnych poruszonych w rozmowie problemów i wątków media zainteresowała jedynie marginalna kwestia, by rzucić złośliwie: „Jak widać, głęboki intelektualny i moralny kryzys świata, o którym tyle mówił mi papież, dotyczy również dziennikarzy”. Abp Renato Fisichella przypomniał, że podobnie rzecz się miała z ubiegłoroczną papieską pielgrzymką do Afryki, którą media sprowadziły do kilku słów papieża na pokładzie samolotu: „Problemu AIDS nie można rozwiązać dystrybucją prezerwatyw”.

[wyimek]Wywiad-rzeka „Światło świata“ został zaprezentowany w Rzymie 23 listopada w ośmiu wersjach językowych. Po polsku będzie dostępny na początku przyszłego roku[/wyimek]

Dla porządku przypomnijmy, że w wywiadzie papież mówił o pojedynczych usprawiedliwionych przypadkach używania prezerwatywy, jako mniejszego zła w obronie przed zakażeniem wirusem HIV. Jak powiedział: „Może to stanowić pierwszy krok w kierunku moralizacji, odpowiedzialności. By pokonać epidemię, konieczna jest humanizacja seksualności”. A więc o żadnym przełomie w sensie akceptacji prezerwatywy jako środka antykoncepcyjnego, co wyjaśniał potem watykański rzecznik o. Federico Lombardi, nadal nie może być mowy.

[srodtytul]Bardziej papieski rozmówca[/srodtytul]

Oliwy do ognia dolał włoski tłumacz wywiadu prowadzonego po niemiecku. Papież, dając przykład usprawiedliwionego używania kondomu mówił z do dziś niejasnych powodów o męskiej prostytutce. We włoskiej wersji, na której oparła się większość watykanistów, stoi „prostytutka”, a więc kobieta, co przedłużyło żywot polemik i dyskusji o prezerwatywie o kilka dni. Wreszcie o. Lombardi wyjaśnił, że w tym przypadku płeć nie ma znaczenia. Nawiasem mówiąc, Watykan ma pecha do tłumaczy, nawet własnych. Z polskiego tłumaczenia jednego z orędzi na Światowy Dzień Pokoju za czasów Jana Pawła II wynikało, że Abel zabił Kaina.

Książka (280 stron) jest efektem sześciu godzin rozmów, które w lipcu Seewald przeprowadził z papieżem w Castel Gandolfo. Problem używania prezerwatywy zajmuje 15 linijek. Jak zapewnia autor, Benedykt XVI nie uchylił się od żadnego pytania, a na spisaną wersję wywiadu naniósł jedynie drobne poprawki. Dotychczas żaden papież, nawet supermedialny Jan Paweł II, nie dopuścił dziennikarza do takiej konfidencji. Mamy więc z wielu względów do czynienia z wydarzeniem wyjątkowym. Autorytet religijny dla 1,2 mld osób poddał się sześciogodzinnemu przesłuchaniu, w którym musiał odpowiadać na nierzadko trudne i niewygodne pytania. Co więcej, jasno i po prostu, jak wymaga tego rozmowa. „Światło świata” to w wielu miejscach przełożenie na mowę potoczną, zrozumiałą dla wszystkich, hermetycznego, nierzadko ezopowego, wymagającego solidnej teologicznej i filozoficznej wiedzy pisanego języka encyklik, homilii i kościelnych dokumentów.

Może wpływ miały precedensy. Obaj rozmówcy znają się dobrze. Podobne rozmowy odbyli już w 1996 i 2000 r. Ich efektem były dwie książki („Sól ziemi”, „Bóg i świat”), a także nawrócenie Seewalda, niegdyś mocno komunizującego dziennikarza. Łatwo wyczytać, że Seewald darzy papieża ogromnym szacunkiem i podziwem i łączy ich nić sympatii. I z tym jest kłopot, bo z jednej strony, gdyby było inaczej, najpewniej wywiad rzeka nigdy by nie powstał. Z drugiej zaś, z dziennikarskiego punktu widzenia patrząc, to pewna słabość tej książki. Rozmawia ze sobą dwóch niemal identycznie myślących ludzi, co samo w sobie nie stanowi oczywiście zarzutu, ale Seewald zadając pytania często stara się być „bardziej papieski” niż sam jego rozmówca. Paradoksalnie to papież musi czasem hamować jego zapędy i prostować.

Nierzadko Seewald sam diagnozuje sytuację, na przykład, gdy autorytatywnie stwierdza, że z powodu skandali seksualnych w Kościele agresja i nieuczciwość mediów przekroczyły wszelkie dopuszczalne granice, przyjmując formę wojny ideologicznej. Papież wyjaśnia natomiast, że owszem, media nie zawsze były sprawiedliwe, ale generalnie należy im się wdzięczność, bo pomogły w ujawnieniu smutnej prawdy. Seewald nie unika wprawdzie trudnych pytań: o wykład ratyzboński, zdjęcie ekskomuniki z negującego holokaust lefebrysty Williamsa, pedofilię, homoseksualizm czy Piusa XII, ale nie jest zbyt dociekliwy. Oczywiście trudno wymagać od dziennikarza, by był tubą agresywnych krytyków Kościoła, ale trudno przejść do porządku dziennego nad tym, że stawiając kłopotliwe pytania sam sufluje wygodne odpowiedzi. Jak choćby cytując statystyki, z których wynika, że księża molestują nieletnich rzadziej niż inne grupy zawodowe.

Poza tym, choć to zupełnie marginalne, w wyczulonym polskim uchu z pewnością zazgrzytają sugerowane w pytaniach różnice między Benedyktem XVI a jego poprzednikiem. Seewald mówi o polskim papieżu „Mister Bombastic” i sugeruje, że Jan Paweł II mówił „ja”, a obecny papież mówi „my”.

[srodtytul]Źle pojęty postęp[/srodtytul]

Osią papieskiego przekazu jest godne starotestamentowych proroków bicie na alarm i apel o opamiętanie. Papież ostrzega, że jeśli w najbliższym czasie człowiek nie zmieni swego egoistycznego stosunku do planety i bliźniego, a przede wszystkim Boga, jeśli nie przestanie uważać się za miarę i centrum wszechrzeczy, czeka nas katastrofa. Niszczymy naturę, życie, żyjemy w kłamstwie, bo na koszt przyszłych pokoleń. Dlatego ludzie powinni dokonać globalnego rachunku sumienia, przejść oczyszczające katharsis. I właśnie w dokonaniu tej przemiany sumień papież widzi rolę i wyzwanie dla Kościoła i wiernych. Benedykt XVI diagnozuje, że człowiek stał się niewolnikiem źle pojętego postępu, utożsamianego z rozwojem nauki i totalną swobodą. Jednak rozwojowi wiedzy nie towarzyszy refleksja moralna nad tym, co jest dobrem, a co złem, co dobrze, a co źle służy człowiekowi i światu. Właśnie brak tych hamulców, mówi papież, wyzwolił destrukcyjną siłę postępu. „Wiedza to władza. Jeśli coś poznałem, mogę tym rozporządzać. Możemy zniszczyć cały świat, zwłaszcza że jak nam się wydaje, wiemy o nim wszystko”.

Temu towarzyszy najważniejszy aksjomat nowoczesności: niczym nieskrępowana wolność, rozumiana jako niezbywalne prawo do czynienia wszystkiego, co jesteśmy w stanie zrealizować. Konsekwencją są szkodliwe owoce postępu pozbawione moralnych fundamentów. Stąd zdaniem papieża ujęcie postępu w rygory etyki to najpoważniejsze wyzwanie naszych czasów. Dlatego, jeśli Bóg znów nie stanie w centrum i nie będzie na nowo widoczny w świecie, nie rozwiążemy naszych problemów. „Powinniśmy odważyć się na eksperyment i pozwolić Bogu działać”.

Główną przeszkodę na tej drodze widzi papież w opanowującej świat agresywnej dyktaturze relatywizmu, w którym nie ma miejsca na wartości absolutne, moralność, prawdę, bo wszystko jest względne. Jedynym kryterium, i to nie zawsze, staje się w tej sytuacji opinia większości, a jak to zgubne i niebezpieczne, jak destruktywne, pokazała dobitnie historia nazizmu i reżimów marksistowskich.

Paradoksalnie, zauważa papież, relatywizm, dziś „świecka religia”, rości sobie prawo do posiadania jedynie słusznej prawdy i usiłuje swój sposób myślenia narzucić wszystkim. Drugi paradoks polega na tym, że w imię tolerancji relatywizm dyskryminuje myślących inaczej. Na przykład w imię negatywnej tolerancji próbuje usunąć krzyże z miejsc publicznych, a w imię niedyskryminowania usiłuje zmusić Kościół do zmiany stanowiska w sprawie homoseksualizmu czy ordynacji kobiet.

W tym kontekście Benedykt XVI mówi o relatywizmie jako o „abstrakcyjnej religii negacji, tyrańskiej normie, która żąda, by być wszechobowiązującą jako jedyna rozsądna i wszystkowiedząca”. Właśnie w relatywizmie papież dostrzega największe zagrożenie dla właściwie pojętej wolności. Jedną z największych plag współczesności – narkomanię – widzi jako przykład zdegenerowanej wolności i egzekwowania prawa do złudnego zaspokojenia głodu szczęścia. Głodu, który nie może nasycić się tym, czym ma i „szuka schronienia w raju diabła”. Podobnie mówi o turystyce seksualnej.

Jednak, by stawić czoło tym wyzwaniom, Benedykt XVI nie widzi potrzeby zwoływania soboru, zwłaszcza że Kościół jeszcze nie do końca przetrawił decyzje poprzedniego. Zdaniem papieża wystarczą synody biskupów. To one mają za zadanie poszukiwać, jednoczyć Kościół i prowadzić go naprzód. Swój pontyfikat widzi jako kontynuację poprzedniego: „Przędziemy wspólne płótno, nie każdy pontyfikat musi podejmować nowe zadania”, by wyznać z ujmującą skromnością, że „obok wielkich papieży muszą być i mali”. Ale jest przekonany, że „Bóg wybrał na papieża profesora, bo chciał podkreślić potrzebę refleksji i znaczenie walki o jedność wiary i rozumu”, co od lat było jednym z centralnych punktów nauczania i dociekań Josepha Ratzingera.

[srodtytul]Chmura brudu[/srodtytul]

Benedykt XVI mówi otwarcie o najtrudniejszych chwilach swego pontyfikatu, gdy wraz z Kościołem znalazł się pod pręgierzem krytyki mediów, polityków i autorytetów. Komentując skandale seksualne wśród kleru, Benedykt XVI mówi o wielkim szoku: „To był wulkan, który wypluł z siebie ogromną chmurę brudu. Pociemniało. Teraz, upokorzeni, musimy dać świadectwo prawdziwej pokory”. Podkreśla, że każdy wykryty przypadek był dla niego zaskoczeniem, łącznie ze skalą tych nadużyć w Niemczech.

Gdy Seewald przypomina, że zaniechania i winy ludzi Kościoła wyszły na jaw z całą mocą podczas Roku Kapłańskiego (czerwiec 2009 – czerwiec 2010), papież odpowiada: „Można sobie wyobrazić, że diabeł nie mógł znieść Roku Kapłańskiego i rzucił nam ten brud w twarz. Chciał pokazać, ile brudu jest pośród kapłanów”. Papież przyznaje, że być może, gdy wyszły na jaw skandale w USA i Irlandii, trzeba było wyraźnie zwrócić się o zbadanie sytuacji w innych krajach, choć sądził, że np. jego list do irlandzkich wiernych ma wymiar uniwersalny. Nie wyklucza, że być może w tej sprawie nie zabierał głosu dostatecznie często. Pytany o skandal wywołany przez założyciela Legionistów Chrystusa Marciala Maciela Delgado (przez dziesięciolecia molestował nieletnich, miał kilkoro nieślubnych dzieci i dla pieniędzy uwodził bogate kobiety), papież przyznaje, że Watykan zareagował z haniebnym opóźnieniem i zbyt wolno, bo występny prezbiter był świetnie kryty. O tym, kto krył (media pisały o „plecach w Watykanie”), czy i jak poplecznicy Maciela zostali ukarani, papież milczy, a Seewald nie pyta.

Dociekając przyczyn skandali pedofilskich w Kościele Benedykt XVI mówi, że w latach 70. rozwinięto teorię, według której pedofilię można uznać za rzecz pozytywną, że nie istnieje zło samo w sobie, a jedynie zło relatywne, a więc, co jest złem, a co dobrem, ma zależeć od konsekwencji naszych czynów. Ta błędna teoria, przyznaje papież, przeniknęła również do katolickiej teologii moralnej i mogła stanowić usprawiedliwienie dla pedofilii w Kościele. Skandale seksualne księży to dla Benedykta XVI misterium zła. Nie może pojąć „Co myśli taki ksiądz, gdy co ranka przed ołtarzem odprawia mszę. Co mówi, gdy sam się spowiada?”. Gdy Seewald sugeruje, że te skandale wywołały niesprawiedliwą nagonkę medialną na Kościół, papież go studzi: „Media nie mogłyby o tym mówić i pisać, gdyby to zło w Kościele nie istniało” i tłumaczy, że Kościół był sam sobie winien. Pytany, czy w związku ze zgorszeniem obciążającym jego pontyfikat myślał o rezygnacji, papież odpowiada, że wobec wielkiego zagrożenia, przed którym stanął Kościół, nie mógł się wycofać i powiedzieć: „Niech się tym zajmie ktoś inny”.

W sprawie zdjęcia ekskomuniki z czterech lefebrystów (styczeń 2009 r.) wyjaśnia, że znaleźli się poza Kościołem nie z powodu nieakceptowania niektórych decyzji soborowych, ale dlatego, że przyjęli święcenia biskupie bez zgody papieża. Gdy uznali papieski prymat, ekskomunika na ich własną prośbę została zdjęta, co nie oznacza, że pozostają biskupami, ale nie oznacza też, że Kościół podziela ich wątpliwości co do postanowień Soboru Watykańskiego II. Jak tłumaczy Benedykt XVI, podobnie rzecz się ma z chińskimi biskupami mianowanymi przez władze świeckie, co zgodnie z prawem kanonicznym automatycznie pociąga za sobą ekskomunikę. Gdy uznają prymat papieża, ekskomunika zostaje zdjęta.

Jeśli zaś chodzi o negującego Holokaust lefebrystę Richarda Williamsona, Benedykt XVI nie zdjąłby z niego ekskomuniki, gdyby o tym wiedział. „Niestety, nikt z nas nie zajrzał do Internetu, by zorientować się, kto zacz”. Tłumaczy, że Watykan nie posiadał informacji o Williamsonie, bo ten przeszedł do lefebrystów z Kościoła anglikańskiego. Papież przyznaje, że na powszechną krytykę Watykan zareagował zbyt późno: „Z naszej strony błędem było, że niedostatecznie głęboko przeanalizowaliśmy tę sprawę”. Ale jednocześnie jest przekonany, że Watykan wpadł w starannie zaplanowaną pułapkę. Chodzi o to, że Williamson negował istnienie nazistowskich komór gazowych w wywiadzie dla szwedzkiej telewizji udzielonym w listopadzie 2008 r. Wywiad wyemitowany został dopiero 21 stycznia 2009 r., gdy Watykan ogłosił o zdjęciu ekskomuniki.

Jeśli chodzi o słynny wykład w Ratyzbonie (wrzesień 2005 r.), który wywołał gniew i zamieszki w świecie islamu, nierzadko z tragicznymi konsekwencjami dla chrześcijan, Benedykt XVI broni intelektualnego przesłania tekstu, ale przyznaje: „Nie zdawałem sobie sprawy, że przemówienia papieża traktowane są jako wystąpienia polityczne, a nie akademickie”.

Wreszcie, komentując kontestowane przez środowiska żydowskie uznanie heroiczności cnót Piusa XII, oskarżanego o milczenie, gdy naziści mordowali Żydów, papież przypomina, że najpierw zarządził przegląd niepublikowanych materiałów archiwalnych. Potwierdziły się informacje, że Pius XII uratował życie tysiącom Żydów (m.in. polecając otwierać dla nich drzwi klasztorów). Benedykt XVI jest przekonany, że gdyby Pius XII protestował oficjalnie, Niemcy przestaliby respektować eksterytorialność zakonów i wymordowali ukrywanych tam Żydów. „Decydujące jest to, co zrobił. Sądzę, że był jednym z wielkich sprawiedliwych, który jak żaden inny uratował tak wielu Żydów”.

[srodtytul]Żadnych sportów[/srodtytul]

Wywiad rzeka daje też wyjątkową okazję, by poznać życie prywatne papieża i mówi wiele o jego charakterze i osobowości. Wyłaniający się portret całkowicie przeczy legendzie o „pancernym” kardynale i nieprzejednanym strażniku kościelnych doktryn. Joseph Ratzinger jawi się jako skromny, nie zawsze pewien swego człowiek, w pełni zdający sobie sprawę z własnych ograniczeń. Chwilami ujmuje prostotą i szczerością. Wybór na papieża spadł mu na głowę jak gilotyna. Liczył na doczekanie końca swoich dni w pokoju i spokoju. Powiedział Bogu: „Panie, cóż mi czynisz? Ja się nie nadaję. Ale skoro mnie chciałeś, to teraz musisz mi pomóc”.

Nie wie, czy Jan Paweł II widział w nim swego następcę. Sądzi, że polski papież pozostawił wszystko w ręku Boga. Gdy widzieli się po raz ostatni, Jan Paweł II umierał. Pobłogosławił go, ale nic nie powiedział. Obaj wiedzieli, że za życia już się nie spotkają. Do Pałacu Apostolskiego przeniósł swój gabinet w całości wraz z biurkiem z mieszkania przy pobliskim Piazza Leonina. Wolny czas spędza najczęściej w towarzystwie swoich dwóch sekretarzy i czterech kobiet ze wspólnoty Memores Domini, które prowadzą papieskie gospodarstwo domowe. Razem jedzą posiłki i świętują uroczystości kościelne albo imieniny. Papież ogląda w tv wiadomości, a lubi też oglądać filmy na DVD, szczególnie legendarny, kultowy tryptyk komediowy „Don Camillo i Peppone”.

Nie czuje się więźniem Watykanu, ale brakuje mu poprzedniej swobody, gdy mógł bez problemu spotykać się z przyjaciółmi albo wpaść z bratem na kolację do jakiejkolwiek restauracji. Przestał nosić swetry. Ma na sobie ciągle sutannę, ponieważ prałat Mieczysław Mokrzycki, jeden z sekretarzy Jana Pawła II, powiedział mu: „Papież zawsze nosił sutannę i tak powinno zostać”. Nie korzysta z zalecanego mu przez prof. Buzzonettiego rowerka treningowego w myśl dewizy Winstona Churchilla „No sports” i w ogóle stroni od nadmiernej aktywności fizycznej, zdając sobie sprawę z ograniczeń, jakie mu narzuca podeszły wiek.

Papież nie posiada portfela ani konta bankowego. Na ręku nosi nakręcany zegarek Junghans po zmarłej siostrze. Nie jest mistykiem, ale od kiedy został papieżem, odczuwa bliższą więź z Panem Bogiem, choć nie wie, kiedy nadejdzie nieuchronny dzień Sądu Ostatecznego. Często w modlitwach zwraca się do swoich ulubionych świętych: św. Augustyna, Bonawentury i Tomasza z Akwinu. Uważa, że papież, który nie może fizycznie, psychicznie albo duchowo sprawować swego urzędu, ma prawo, a nawet obowiązek ustąpić.

Na koniec Benedykt XVI jeszcze raz powtarza leitmotiv przewijający się jak refren w wielu punktach wywiadu: „Człowiek nie jest w stanie zapanować nad historią o własnych siłach. To, że człowiekowi zagraża niebezpieczeństwo, że jest zagrożeniem dla samego siebie i świata, potwierdzają dziś badania naukowe. Człowiek może się uratować tylko dzięki moralnej sile. A siły tej może nabrać wyłącznie dzięki spotkaniu z Bogiem. Możemy dotknąć Boga. Drzwi są otwarte”.

[i]Piotr Kowalczuk z Rzymu[/i]

Siedemdziesiąt proc. włoskich respondentów sondażu „O czym Benedykt XVI mówił w wywiadzie rzece?” odpowiedziało, że zezwolił na używanie prezerwatywy. Ofiarą medialnych uproszczeń padły złożone na ołtarzu sensacji intymne zwierzenia, refleksje o Bogu, stanie Kościoła i najtrudniejszych momentach tego pontyfikatu. Przede wszystkim zaś dramatyczne bicie na alarm, że świat na naszych oczach wypada z wiązań i bierze kurs na nieuchronną katastrofę.

Przede wszystkim zaś dramatyczne bicie na alarm, że świat na naszych oczach wypada z wiązań i bierze kurs na nieuchronną katastrofę.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Kataryna: Minister panuje, ale nie rządzi
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Niech żyje sigma!
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Tym bardziej żal…
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Syria. Przyjdzie po nocy dzień
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Jan Maciejewski: …ale boicie się zapytać