Ten sam od lat nieznośny styl, który zniechęca nawet do tego, co w programach jego ugrupowań racjonalne i ciekawe.
Brakować mi za to będzie w Sejmie Marka Jurka, człowieka traktującego kwestię obrony ludzkiego życia niezwykle serio. Człowieka, który byłby idealnym inicjatorem wielu zdroworozsądkowych propozycji. Ale realia są brutalne. Struktury obydwu partii – Prawicy Rzeczypospolitej i Nowej Prawicy – okazały się za słabe, aby sprostać akcji zbierania podpisów. To kolejny sygnał, że coraz mniej ludzi ma ochotę bawić się w politykę. Działacze sztabów zbierających podpisy zgodnie wskazują na nową tendencję. Ludzie omijają stoliki, przy których zbierano podpisy. Platforma ich rozczarowuje, w wygraną PiS nie wierzą albo nie czują się przez nich reprezentowani, a nad tym wszystkim wisi jakiś ponury fatalizm przekonania, że w polskiej polityce nic się nie zmieni.
Trudności ze zbieraniem podpisów, jak się zdaje, mogły być też przyczyną rezygnacji Krzysztofa Piesiewicza ze startu do Senatu. Sam zainteresowany bardzo chciał dostać się do wyższej izby parlamentu. Ale nie pomogły dość pozerskie wywiady. Nic nie dały gromkie wezwania Tomasza Lisa, aby ludzie dali jeszcze jedną szansę znanemu scenarzyście. Mam wrażenie, że przeciętni warszawiacy słusznie uznali, że w jego kolejnym starcie do Senatu byłoby coś niestosownego. I oczywiście wiele osób rozumie i współczuje Piesiewiczowi jako ofierze szantażu, a jednocześnie ma prawo uważać, że powinien odejść z polityki. Że w jego życiu przyszedł czas na odsunięcie od życia publicznego bez brnięcia w kolejne kadencje senatorskie zapewniające ochronę przed zarzutami o posiadanie i zażywanie narkotyków.
Powróciwszy z wakacji, znów się zdumiałem, jak wokół tak uznaniowej kwestii jak wybór sposobu debatowania można rozhuśtać medialną kampanię. Platforma ma prawo odrzucić propozycję PiS, aby debatowano w jego sztabie, ale Donald Tusk nazywający ten pomysł „przesłuchaniami w kazamatach partyjnych" pomylił chyba ulicę Nowogrodzką, gdzie jest sztab PiS, z ulicą Rakowiecką. Równie zabawny był Aleksander Kwaśniewski, który decyzję Jarosława Kaczyńskiego, aby machnąć ręką na debaty z udziałem czterech pozostałych partii sejmowych, uznał za „zagrożenie reguł demokracji". A jeszcze do tego byliśmy świadkami trwającej ponad tydzień burzy, gdy Adam Hoffman naruszył niepokalaną cześć PSL.
Czy idealizować kiboli? Całą debatę rozpętała „Gazeta Polska", sugerując, że m.in. to do nich kierowana będzie nowa gazeta codzienna tej redakcji. Myślę, że „Gazeta Polska" ma rację, gdy pokazuje, jak policja wykazuje swoją arogancję w ściganiu transparentów krytykujących Tuska, ale jednocześnie wystawia się na dość ryzykowny alians. Kibice to środowisko, w którym zawsze będą i patrioci, i ci, którzy przychodzą na stadion dla rozróby. A „Gazeta Polska" będzie oczywiście rozliczana z tych, którym zdarza się zachowywać chamsko lub wręcz ocierać się o struktury przestępcze. Zbyt jednostronne idealizowanie kibiców wystawia gazetę Tomasza Sakiewicza na poważne ryzyko.