Proces wychowywania młodego Polaka zaczyna się od chwili narodzin. Gdy tylko noworodek otworzy oczy, widzi logo jakiejś zagranicznej firmy farmaceutycznej, która plasuje swoje produkty w szpitalu. Po chwili wsadzą mu pupę w pampersy, jak w Polsce mówi się na pieluchy. Do domu jedzie toyotą, w radiu leci Adele.
Rodzina masowo nawiedza szczęśliwych rodziców, przynosząc plastikowe i gumowe zabawki dla malucha, wszystkie Made in China. Gdy dziecko podrośnie, zaczyna torturować wzrok napisem Lego rodem z Danii i lalkami Barbie, zrobionymi w Chinach pod amerykańską marką. Na komunię dostanie rower kupiony we francuskim albo brytyjskim supermarkecie, może i zrobiony w Polsce, ale pod żadną powszechnie znaną marką.
W Internecie młodzież korzysta z serwisów Google i YouTube, pracę domową zrzyna z amerykańskiej Wikipedii, no i oczywiście wszyscy są na amerykańskim fejsie. Na szczęście są polskie serwisy, takie jak Kwejk, Demotywatory czy Wykop, dzięki czemu młodzi ludzie mogą się przekonać, że Polacy też coś użytecznego potrafią zrobić, ale tylko w dziedzinie figli... W szkole dzieci uczą się o historii starożytnej Grecji i Rzymu, ale tylko nieliczni szczęśliwcy dowiedzą się o potędze Polski za czasów Jagiellonów, którzy władali ziemiami o powierzchni miliona kilometrów kwadratowych. Jeszcze mniej szczęśliwców dowie się o sukcesach Polski międzywojennej lub o osiągnięciach wybitnych Polaków w przeszłości.
W kinach młodzi obejrzą hollywoodzkie hity, od „Transformersów" po „Awatara", poprzedzone reklamą telefonów komórkowych produkcji koreańskiej lub butów sportowych marki Adidas, Puma czy Nike. Masowo będą czytać Hary'ego Pottera. Za moich czasów wyliczało się „Raz, dwa trzy baba jaga patrzy", teraz młodzi wysyczą „Awada Kedavra", bawiąc się w wojny czarodziejów. Nawet Hans Kloss już nie ten, w oryginale liczyła się intryga i przez cały serial zginęło ledwie kilkanaście osób, w nowym liczą się wybuchy i w ciągu minuty trup ściele się gęsto. Zresztą standardy polskiego kina wyznacza teraz „Wyjazd integracyjny" i „Kac Wawa", nic dziwnego, że młodzi wolą oglądać inne produkcje.
W telewizji autorytety budują swoją popularność, która przekłada się na sześciocyfrowe miesięczne pensje, szydząc z tradycji, patriotyzmu i wartości, które trzymały Polaków razem przez stulecia, szczególnie w trudnych czasach. Ubrani w koszule Pier Kardę, garnitury od Bossa i buty od Baty promują wizerunek nowoczesnego Polaka.
Młody Polak wchodzący w dorosłe życie założy konto w holenderskim lub niemieckim banku, pierwszą pracę podejmie na zmywaku w Londynie, na plantacji winogron we Francji lub przy zbiorze szparagów w Niemczech. Jak skończy studia to szczytem jego marzeń będzie znalezienie pracy w amerykańskich firmach doradczych lub międzynarodowych koncernach działających w Polsce.
Być może w dobie globalizacji tak musi być i niektóre narody rozpłyną się w globalnej lub europejskiej melasie. My również jesteśmy na najlepszej drodze, by to osiągnąć. Jeśli w tym kierunku zmierzamy – niech ta strategia stanie się tematem poważnej debaty społecznej! Nie ma na nią jednak szans – media od miesięcy są zajęte relacjonowaniem sprawy mamy Madzi czy Tadzia, wszystko jedno. W czwartek była w parku, w piątek zjadła coś lekkiego, w sobotę katar... To są sprawy, którymi z wyboru mediów żyją Polacy. A odmóżdżająca melasa, pozbawiająca nas tożsamości i zdolności do bycia wielkim narodem, już zalewa nam gardła.