Emocje, jakie stały za ruchem krajowców, żywe były wśród wileńskich i nowogródzkich ludzi pióra od bardzo dawna: w tym sensie za ich antenatów uznać można bez trudu i Adama Mickiewicza, i „pisarzy politycznych" z rodów Sapiehów czy Paców, i bezlik pomniejszych statystów, wychwalających niepowtarzalny charakter ziem Wielkiego Księstwa i domagających się dlań podmiotowości politycznej. Nietrudno również byłoby znaleźć następców i pogrobowców: półżartem lub całkiem serio „obywatelami Wielkiego Księstwa" mienili się wilniucy rozrzuceni po wszystkich kontynentach, od Kalifornii przez emigracyjny Londyn aż po Kraków.
W szerszym sensie za dziedziców lub naśladowców idei „krajowości" uznać by można niemały zastęp tych, którzy w schyłkowej dekadzie lat 80. zaczęli mówić na serio o fenomenie „Europy Środkowej": od Jenö Szücsa i Pavla Kohouta po Krzysztofa Czyżewskiego i Györgyego Konráda. W najszerszym – za krajowców sensu largo uznać by można nostalgików Austro-Węgier, opiewanej przez Claudio Magrisa wspólnoty naddunajskiej czy zgasłych mikrokosmosów Czerniowców, Stanisławowa i Salonik. Krajowcom wszystkich krajów wspólny jest zachwyt nad chórem wielu języków, wielobarwnością obyczajów, wieżami kościołów, cerkwi i minaretów; wstręt do przystrzyżonego koszarową maszynką nacjonalizmu; afirmacja i zrozumienie przeszłości, a przy tym pewna nowoczesność obejścia. Do tego – głęboka odraza dla „realiów" geopolitycznych czy gospodarczych, wiara w to, że decydująca może się okazać determinacja i wola osiągnięcia celu. Wszystko to sprawia, że dokonania tej formacji należą do obszaru nie tylko historii i polityki, lecz również publicystyki i literatury – i to w tych dwóch ostatnich dziedzinach zwykli odnosić rzeczywiste sukcesy.
*
Nie znaczy to, że są krajowcy jedynie marzycielami, autorami lawendowych poematów lub zatabaczonych memoriałów. Z pewnością nie byli nimi krajowcy sensu stricto: grupa historyków, prawników i literatów, która w Wilnie początku XX wieku zaczęła głosić ideę „obywatelstwa Litwy" i zabiegać o uzyskanie przez ziemie dawnego Wielkiego Księstwa podmiotowości politycznej. Działalność publiczną podjęli w roku 1905. W latach wojny światowej i rewolucji też nie siedzieli w zaciszu gabinetów: wygłaszali odczyty, przemykali się przez fronty, wchodzili w skład licznych rządów i stawali na czele oddziałów, nieraz, wydawało się, będąc o krok od sukcesu.
Rok 1922 przyniósł im jednak klęskę: Wilno wolą swych polskich mieszkańców inkorporowane do Polski, zapiekła wrogość między Warszawą a Kownem, ziemie Białorusi i Ukrainy rządzone przez Sowietów. „Nie było jego kraju: był inny kraj, który dostał za późno. / Nie było jego państwa: żadne państwo nie chciało jego zgody narodów" – napisał był Miłosz o Piłsudskim, patrzącym z goryczą na skutki traktatu ryskiego. Ta fraza dobrze opisuje również los krajowców. Czekało ich gorzkie dwudziestolecie, zakończone ostatecznym kataklizmem. Jedni, jak Tadeusz Wróblewski czy Ludwik Abramowicz, pielęgnowali pamiątki, kolekcjonowali księgozbiory, wydawali miesięczniki o topniejącej z roku na rok liczbie prenumeratorów. Inni, jak Roman Skirmunt, postanowili wspierać najsłabszych w tym tyglu, Białorusinów, wspierając Towarzystwo Polsko-Białoruskie i publikowanie „Našej Nivy" – by w październiku 1939 roku zginąć z rąk białoruskich chłopów. Stanisław Narutowicz / Stanislovas Narutavičius, brat pierwszego prezydenta II RP (i w drugiej linii kuzyn Józefa Piłsudskiego), opowiedział się konsekwentnie po stronie młodego litewskiego państwa, usiłując być w nim rzecznikiem osiadłych na Kowieńszczyźnie Polaków, by po latach rozczarowań małostkowością obu stron popełnić samobójstwo.
Niewiele różniące się były losy jednego z najmłodszych aktywistów tego kręgu, Michała Piusa Römera, prawnika, historyka i człowieka czynu. Kurier Piłsudskiego i autor gorzkiego listu do Naczelnika Państwa po „buncie Żeligowskiego", szeregowiec Legionów, który został rektorem pierwszego uniwersytetu niepodległej Litwy, do końca życia świadom był, że trafiła mu się cząstka w miejsce wymarzonej całości. Jego tropa życia, które zaczęło się w 1880 roku Bogdaniszkach, a skończyło w 1945 roku pod okupacją sowiecką w Wilnie, składa się wraz z innymi na swoistą „drogę donikąd" świetnej plejady krajowców.
*
Michał Pius Römer był potomkiem wielkiego i rozgałęzionego rodu, osiadłego w Inflantach od XIII wieku, a „wrastającego w polskość" od czasów Zygmunta Augusta (przed niespełna dwoma tygodniami zmarła na Litwie Stefania Maria Römer, jedna z ostatnich przedstawicielek tej rodziny). Od początku edukacji zdradzał nieprzeciętnie szerokie horyzonty: rozpocząwszy studia w petersburskiej Szkole Prawa, studiował przez rok historię w młodopolskim Krakowie, w 1902 roku zaś przeniósł się do Paryża, gdzie ukończył École des Sciences Politiques. W lecie 1905 roku wraca na Kowieńszczyznę i utwierdza się w przekonaniu, że „Litwa nie jest wyłącznie historyczną nazwą, posiada ciało i istność własną". Szybko znajduje wspólny język z krajowcami, przy ich pomocy zdobywa fundusze i, dwudziestosześcioletni, w lutym 1906 roku zakłada „Gazetę Wileńską". Dziennik, fechtujący się zarazem z zachowawczymi, ziemiańskimi „realistami", władzami carskimi, bezkrytycznymi entuzjastami litewskiego odrodzenia narodowego oraz warszawskimi i miejscowymi endekami, nie miał szans funkcjonować zbyt długo: po kilku konfiskatach, procesach i wycofaniu części funduszy przestaje się ukazywać już w sierpniu, młody Römer zaś wraca do Krakowa.
Nie na długo: ot, dwa lata, spędzone na pisaniu traktatu „Litwa. Studium o odrodzeniu narodu litewskiego", do dziś, jak chce Polski Słownik Biograficzny, „klasycznej pozycji litewskiej historiografii". Postulował w nim, w imię obrony tożsamości Wielkiego Księstwa, „wcielenie Polaków do litewskiej formacji narodowej (...) bez tykania ich polskiej indywidualności". Taki postulat, mocno utopijny, nie przeszkadzał licznym aliantom politycznym Römera, który jesienią 1908 roku powrócił do Wilna i, utrzymując się z adwokatury, pracował nad historią litewskiej oświaty ludowej, wspólnie z Ludwikiem Krzywickim, badającym dzieje Słowian i Bałtów, prowadził prace wykopaliskowe, sekretarzował miejscowemu Towarzystwu Przyjaciół Nauk i zasiadał w jednej z tak popularnych w Wilnie lóż masońskich.
Kontakty ze środowiskiem skupionym wokół Józefa Piłsudskiego, nawiązane jeszcze podczas studiów w Krakowie, przydają się po wybuchu wojny: Römer jako jeden z pierwszych kolportuje na Wileńszczyźnie broszury krakowskiego Naczelnego Komitetu Narodowego, propagujące czyn Legionów, organizuje spotkanie polityków polskich z aktywistą ruchu młodolitewskiego Juozasem Šaulysem, wiele lat później ambasadorem Litwy w Warszawie, wreszcie w lecie 1915 roku przekrada się przez front i oferuje NKN memoriał – dziś nazwalibyśmy go analizą – „Litwa wobec wojny", a od listopada 1915 roku służy w Legionach. Patrząc na staroświecką sylwetkę rektora utrwaloną?na zdjęciach, niełatwo się domyślić, jak piętnaście lat wcześniej wyglądał trzydziestokilkuletni podoficer, to walczący o życie w lazarecie w Rzeszowie, to publikujący najbardziej chyba entuzjastyczny w swojej karierze tekst „Dzień 6 sierpnia 1914 roku", wielką laudację Czynu Legionowego.