Ta sztuka nie udała się także obu Kościołom – zrobiły wprawdzie wiele dla uznania win i przebaczenia, ale ich zwierzchnicy nie byli w stanie dojść do porozumienia w sprawie treści dokumentu, który pasowałby wszystkim. Nie powiodło się też zorganizowanie wspólnych obchodów uroczystości. Dobrze, że przynajmniej tym razem dano wszystkim zainteresowanym prawo do posiadania własnego zdania na temat Wołynia.
Co się jeszcze powiodło? Na pewno udało się przypomnieć o rzezi wołyńskiej młodemu pokoleniu, i to po obu stronach Bugu. I nawet jeśli odkrywanie bolesnej prawdy jeszcze potrwa, to jest nadzieja, że nikt o tej straszliwej zbrodni nie zapomni.
Co dalej? Jak będzie wyglądało nasze współistnienie i sąsiedztwo w przyszłości? To, co z naszej perspektywy wydaje się dziś najbardziej istotne, to trwałe wciągnięcie Ukrainy w orbitę europejską. Czyli mówiąc po ludzku – wyrwanie Kijowa, a także znacznego obszaru naszego kontynentu z objęć Moskwy. Jeśli w listopadzie na szczycie w Wilnie nie uda się podpisać umowy stowarzyszeniowej między UE a Ukrainą, to w fazę schyłkową wejdzie nie tylko cały program Partnerstwa Wschodniego: przede wszystkim ucierpi na tym bezpieczeństwo Polski i Europy.
Pytanie brzmi: czy dostrzega ten problem Unia Europejska i zastępy kierujących nią polityków oraz bezrefleksyjni urzędnicy w Brukseli?
Na razie UE uzależnia podpisanie porozumienia o stowarzyszeniu i wolnym handlu z Ukrainą od spełnienia przez władze w Kijowie kilku warunków, z których najtrudniejszym wydaje się dziś wybiórcze stosowanie prawa wobec przeciwników politycznych. Dla Europy symbolem tego problemu stała się ukraińska ekspremier Julia Tymoszenko, skazana na siedem lat więzienia za nadużycia przy zawieraniu kontraktów gazowych z Rosją. Niemałą histerię w jej sprawie rozpętano na Zachodzie już rok temu, tuż przed startem Euro 2012.
Niestety wszystko to tylko polityczna hipokryzja. Bo dlaczego unijni politycy siedzieli cicho, kiedy europejskie stolice odwiedzał premier Chin, kraju, w którym nie ma mowy o poszanowaniu praw człowieka? Dlaczego Zachód nie ma wobec Kremla zastrzeżeń podobnych do tych, które dotyczą Ukrainy? Rok temu premier Włoch głośno protestował przeciwko Euro 2012 na Ukrainie. Ciekawe, czy za rok równie głośno oprotestuje olimpiadę w Soczi. A przecież nie ma wielkiej różnicy w traktowaniu niewygodnych przeciwników politycznych w Rosji i na Ukrainie. No cóż, najwyraźniej im dalej od kolebki europejskiej cywilizacji, tym kwestia nieprzestrzegania zasad rządów prawa ma coraz mniejsze znaczenie...
Układ stowarzyszeniowy z Ukrainą, o który szczególnie mocno zabiegała Polska, podpisano dopiero w 2012 r. Dziś – ponad rok po jego podpisaniu – wciąż nie ma pewności, czy dojdzie do jego ratyfikacji. Tym bardziej że Unia wprawdzie wciąż jeszcze może być atrakcyjna, ale już nie dla każdego i nie tak jak kiedyś. Spójrzmy choćby na Turcję, latami traktowaną przez Brukselę po macoszemu. Dziś turecka dynamiczna gospodarka bardzo by się Wspólnocie przydała, ale kraj ten najwyraźniej stracił już ochotę na przyłączanie się do tego całego europejskiego bałaganu (tak postrzegane jest nieudolne zmaganie się Unii z jej coraz większymi własnymi problemami).