Dialog katolicko-żydowski znajduje się w głębokim impasie. A ostatnia afera w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów jest tylko tego stanu wyrazistym potwierdzeniem. I nie zmienią tego zapewnienia członków Rady, że w zasadzie nic się nie stało, że to środowisko nie z takich zakrętów już wychodziło i wszystko będzie dobrze. Nie będzie.
Przypomnijmy: zamieszanie wywołało oświadczenie w sprawie ks. Wojciecha Lemańskiego, podpisane tylko przez współprzewodniczącego Rady ze strony żydowskiej prof. Stanisława Krajewskiego. W konsekwencji z Rady odeszło trzech przedstawicieli strony katolickiej. Ale nie chodzi tu tylko o rezygnację o. Wiesława Dawidowskiego (który zresztą deklarował, że odchodzi z powodu licznych obowiązków zakonnych), Barbary Sułek-Kowalskiej czy ks. Henryka Romanika. Coraz jaśniejsze staje się bowiem to, że model dialogu, jaki proponuje Polska Rada Chrześcijan i Żydów, się wyczerpuje. A i sam mityczny dialog dawno stał się monologiem, w którym rada coraz częściej jest reprezentantem interesów tylko jednej strony.
„Brońmy swoich"
Historia z księdzem Lemańskim jest tego modelowym wręcz przykładem. Duchowny niewątpliwie jest aktywnym, bardzo zaangażowanym w dialog i zasłużonym członkiem Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Gdy więc w mediach rozgorzał jego spór z arcybiskupem Henrykiem Hoserem, część członków Rady postanowiła wesprzeć księdza. Ale okazało się, że nie wszyscy chcą przyłożyć do tego rękę. I co się wtedy stało? Jak się dowiedzieliśmy, ich opinię po prostu zignorowano. Oświadczenie wspierające księdza Lemańskiego podpisał tylko jeden współprzewodniczący – ze strony żydowskiej.
– Pierwsze oświadczenie w sprawie Wojtka powstało po walnym zebraniu w czerwcu, ale Rada była podzielona co do sensowności jego upubliczniania. Zastanawialiśmy się, czy do publikacji takiego stanowiska potrzebna jest zgoda wszystkich głosów zarządu, czy wystarczy większość. Wtedy z pięciu osób dwie nie zgodziły się na wydanie oświadczenia, więc ono się nie ukazało. Jednak w PRChiŻ było wiele oczekiwań, że jednak coś w sprawie Wojtka zrobimy: zajmiemy jakieś stanowisko, pójdziemy do abp. Hosera... Chodziło o to, żeby pokazać, że jesteśmy z Wojtkiem, że go wspieramy – opowiadała „Plusowi Minusowi" Marta Titaniec, sekretarz PRChiŻ.
Ostatecznie oświadczenie zostało jednak wydane i wysłane do prasy. I to pomimo wyraźnego sprzeciwu przynajmniej kilkorga prominentnych i zasłużonych członków rady. – Wiedzieliśmy, że w poniedziałek Wojtek będzie odchodził z parafii w Jasienicy, więc stanowisko poszło do mediów w niedzielę w nocy. Podpisał je tylko Staszek, ale śmiało mogę powiedzieć, że wyraża ono opinie wielu członków PRChiŻ, którzy cenią Wojtka i widzą niechęć Kościoła do księży zaangażowanych w dialog – podkreślał inny nasz rozmówca zaangażowany w działalność Rady.
Już sam sposób opowiadania o tej historii („Staszek", „Wojtek") pokazuje, że ponad realny dialog (a ten oznacza przecież ucieranie poglądów, a gdy trzeba, to powstrzymanie się od formułowania wspólnych oświadczeń, jeśli nie da się ich wypracować) w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów przedłożono obronę swoich. Nie liczyły się argumenty Barbary Sułek-Kowalskiej, która podkreślała, że konflikt między abp. Hoserem a ks. Lemańskim nie ma nic wspólnego z dialogiem międzyreligijnym, ani sugestie innych członków przypominających, że dotąd Rada nigdy nie wydawała oświadczeń w obronie nawet najbardziej zasłużonych uczestników dialogu. Ważne było przysłużenie się „Wojtkowi", który – wedle opinii większości członków Rady – miał „być gnębiony za zaangażowanie w dialog".