Rada na manowcach

Model dialogu, jaki proponuje Polska Rada Chrześcijan i Żydów, wyczerpuje się. A i sam mityczny dialog dawno stał się monologiem, w którym Rada coraz częściej jest reprezentantem interesów tylko jednej strony.

Publikacja: 02.08.2013 01:01

Rada na manowcach

Foto: Plus Minus, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Dialog katolicko-żydowski znajduje się w głębokim impasie. A ostatnia afera w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów jest tylko tego stanu wyrazistym potwierdzeniem. I nie zmienią tego zapewnienia członków Rady, że w zasadzie nic się nie stało, że to środowisko nie z takich zakrętów już wychodziło i wszystko będzie dobrze. Nie będzie.

Przypomnijmy: zamieszanie wywołało oświadczenie w sprawie ks. Wojciecha Lemańskiego, podpisane tylko przez współprzewodniczącego Rady ze strony żydowskiej prof. Stanisława Krajewskiego. W konsekwencji z Rady odeszło trzech przedstawicieli strony katolickiej.  Ale nie chodzi tu tylko o rezygnację o. Wiesława Dawidowskiego (który zresztą deklarował, że odchodzi z powodu licznych obowiązków zakonnych), Barbary Sułek-Kowalskiej czy ks. Henryka Romanika. Coraz jaśniejsze staje się bowiem to, że model dialogu, jaki proponuje Polska Rada Chrześcijan i Żydów, się wyczerpuje. A i sam mityczny dialog dawno stał się monologiem, w którym rada coraz częściej jest reprezentantem interesów tylko jednej strony.

„Brońmy swoich"

Historia z księdzem Lemańskim jest tego modelowym wręcz przykładem. Duchowny niewątpliwie jest aktywnym, bardzo zaangażowanym w dialog i zasłużonym członkiem Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Gdy więc w mediach rozgorzał jego spór z arcybiskupem Henrykiem Hoserem, część członków Rady postanowiła wesprzeć księdza. Ale okazało się, że nie wszyscy chcą przyłożyć do tego rękę. I co się wtedy stało? Jak się dowiedzieliśmy, ich opinię po prostu zignorowano. Oświadczenie wspierające księdza Lemańskiego podpisał tylko jeden współprzewodniczący – ze strony żydowskiej.

– Pierwsze oświadczenie w sprawie Wojtka powstało po walnym zebraniu w czerwcu, ale Rada była podzielona co do sensowności jego upubliczniania. Zastanawialiśmy się, czy do publikacji takiego stanowiska potrzebna jest zgoda wszystkich głosów zarządu, czy wystarczy większość. Wtedy z pięciu osób dwie nie zgodziły się na wydanie oświadczenia, więc ono się nie ukazało. Jednak w PRChiŻ było wiele oczekiwań, że jednak coś w sprawie Wojtka zrobimy: zajmiemy jakieś stanowisko, pójdziemy do abp. Hosera... Chodziło o to, żeby pokazać, że jesteśmy z Wojtkiem, że go wspieramy – opowiadała „Plusowi Minusowi" Marta Titaniec, sekretarz PRChiŻ.

Ostatecznie oświadczenie zostało jednak wydane i wysłane do prasy. I to pomimo wyraźnego sprzeciwu przynajmniej kilkorga prominentnych i zasłużonych członków rady. – Wiedzieliśmy, że w poniedziałek Wojtek będzie odchodził z parafii w Jasienicy, więc stanowisko poszło do mediów w niedzielę w nocy. Podpisał je tylko Staszek, ale śmiało mogę powiedzieć, że wyraża ono opinie wielu członków PRChiŻ, którzy cenią Wojtka i widzą niechęć Kościoła do księży zaangażowanych w dialog – podkreślał inny nasz rozmówca zaangażowany w działalność Rady.

Już sam sposób opowiadania o tej historii („Staszek", „Wojtek") pokazuje, że ponad realny dialog (a ten oznacza przecież ucieranie poglądów, a gdy trzeba, to powstrzymanie się od formułowania wspólnych oświadczeń, jeśli nie da się ich wypracować) w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów przedłożono obronę swoich. Nie liczyły się argumenty Barbary Sułek-Kowalskiej, która podkreślała, że konflikt między abp. Hoserem a ks. Lemańskim nie ma nic wspólnego z dialogiem międzyreligijnym, ani sugestie innych członków przypominających, że dotąd Rada nigdy nie wydawała oświadczeń w obronie nawet najbardziej zasłużonych uczestników dialogu. Ważne było przysłużenie się „Wojtkowi", który – wedle opinii większości członków Rady – miał  „być gnębiony za zaangażowanie w dialog".

Wprawdzie trudno na tę tezę znaleźć jakiekolwiek dowody, ale część członków rady i jej współprzewodniczący ze strony żydowskiej wiedzą swoje. „Przeniesienie księdza Lemańskiego z Otwocka do wiejskiej parafii w Jasienicy wiązało się z jego zaangażowaniem w kontakty z Żydami i kultywowaniem pamięci o Zagładzie. Jednak nie pamiętam oficjalnej negatywnej reakcji Kościoła na taką działalność. To, że jego aktywność spotykała się z krytycznym odbiorem różnych ludzi w Kościele, jest faktem, jednak oficjalne oświadczenia związane z jego przeniesieniem do innej parafii wspominają o czymś innym niż dialog z Żydami" – mówił tygodnikowi „Przekrój" Stanisław Krajewski, który w ten sposób tłumaczył, dlaczego Rada wydała oświadczenie.

Wymuszanie kompromisu

Postępowanie w sprawie ks. Lemańskiego to praktyka nie taka znowu nowa. Już posuwano się do tego typu działań, gdy pojawiał się temat, który dzielił radę, albo gdy części jej katolickich członków nie udawało się przekonać do przyjęcia żydowskiego punktu widzenia.

Tak było choćby w 1998 roku podczas konfliktu o krzyż na oświęcimskim Żwirowisku. Środowiska żydowskie mocno domagały się jego usunięcia. Tym żądaniom sprzeciwił się ówczesny współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów ze strony katolickiej ks. prof. Waldemar Chrostowski. Prof. Stanisław Krajewski, współprzewodniczący ze strony żydowskiej, i znacząca część członków Rady uważali jednak, że należy wziąć pod uwagę zastrzeżenia wobec obecności krzyża w tym miejscu. Dyskusja trwała jakiś czas, lecz gdy ks. Chrostowskiego nie udało się przekonać do zmiany zdania, zaczęło się wymuszanie „kompromisu".

„Na przełomie stycznia i lutego 1998 roku przebywałem w Kanadzie. Po powrocie w telefonicznej rozmowie Stanisław Krajewski poinformował mnie o spotkaniu, pod moją nieobecność, Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów i powiedział: »musimy mówić jednym głosem«. Odpowiedziałem: »dobrze, ale dlaczego to ma być twój głos«. Takie postawienie sprawy nadwerężyło nasze relacje, bo nie zgodziłem się na dyktat. W tych okolicznościach napisałem list z rezygnacją ze współprzewodniczenia w Radzie. Był to dla mnie bardzo trudny krok, bo była ona w wielkiej mierze moim dziełem i udało się zrobić wiele dobrego. Myślę, że ta decyzja była zaskakująca dla części członków Rady, bo zdaje się, że rozważano dwa warianty: albo się pokajam i złożę samokrytykę, albo – jeżeli to nie nastąpi – zostanę wykluczony przy odpowiednim medialnym nagłośnieniu, na które zawsze można było liczyć" – opowiadał ks. prof. Waldemar Chrostowski w wywiadze rzece „Kościół, Żydzi, Polska".

Rozmowa obu współprzewodniczących doskonale pokazuje specyfikę i cel działania rady.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że ma być ona (i niestety często taką właśnie pozostaje) instytucją, której celem jest przedkładanie katolikom – pod karą grzechu antysemityzmu – prawd „wiary" strony żydowskiej (często zresztą chodzi nie tyle o judaizm, ile o świeckie religie Holokaustu). Podkreślał to zresztą, analizując przyczyny rozstania z PRChiŻ, także ksiądz Chrostowski. „Drogi z niektórymi osobami zaangażowanymi w dialog polsko-żydowski rozeszły się wówczas, gdy powiedziałem, że udział strony katolickiej w Radzie nie może sprowadzać się do powtarzania i przedkładania katolikom tego, co chce usłyszeć strona żydowska. To było nazwaniem po imieniu samej istoty problemu" – wspominał.

Przykłady można mnożyć. Oprócz sporu o obecność krzyża papieskiego dorzućmy choćby kontrowersje wokół modlitw karmelitanek w Auschwitz, ale także problem nawracania Żydów (część dialogistów jest mu przeciwna i uznaje je za niezgodne z nauczaniem Soboru Watykańskiego II) na chrześcijaństwo. Wszystkie te problemy zwykle są przedstawiane z perspektywy żydowskiej.

W Polsce na to zjawisko (obecne zresztą na całym świecie) nakłada się jeszcze jedno – środowiskowe uwikłanie. Większość z dialogistów wyrosła ze środowisk związanych z „Tygodnikiem Powszechnym", „Więzią" i „Znakiem", które po 1989 zaangażowały się w politykę najpierw po stronie Unii Demokratycznej, a później Unii Wolności. Po tej samej stronie ustawili się – w większości przypadków – ojcowie dialogu chrześcijańsko-żydowskiego. Kiedy jednak, jak na przykład ks. Chrostowski, wprost pokazywali, że nie po drodze im z polityczną koterią, to wcześniej czy później z tych środowisk wylatywali.

Efekt jest zaś taki, że dziś dialog chrześcijańsko-żydowski jest ściśle związany przede wszystkim z laickimi tytułami prasowymi, a jego przedstawiciele publikują teksty i wypowiadają się częściej w „Gazecie Wyborczej" niż w katolickich periodykach. I głównym tego powodem wcale nie jest antysemickie nastawienie większości katolików, lecz fakt, że w kluczowych debatach najważniejsi (choć trzeba też przyznać z kilkoma wyjątkami) przedstawiciele Rady wypowiadali się inaczej niż zdecydowana większość polskich katolików, ale za to zgodnie z linią redakcji z ulicy Czerskiej.

Nie ma dialogu z wrogami dialogu

Tak było choćby w sporze o ojca Tadeusza Rydzyka, którego liczni przedstawiciele środowisk dialogicznych zazwyczaj uważają za wielkie zagrożenie. „Ks. Tadeusz Rydzyk w swoich ostatnich wystąpieniach zrelacjonowanych przez środki masowego przekazu ujawnił swą pogardę wobec bliźnich – zarówno braci i sióstr wyznających tę samą wiarę w Jezusa Chrystusa, jak też braci i sióstr Żydów. Jako polscy katolicy, świeccy i duchowni, wyrażamy moralny protest wobec gorszących wypowiedzi dyrektora Radia Maryja, które określa siebie »jako katolicki głos w Twoim domu«. Boli nas, że pogardliwych i antysemickich wystąpień dopuszcza się reprezentant naszego Kościoła. Taka postawa kapłana jest sprzeczna z Ewangelią miłości, którą głosił Jezus Chrystus. Zaprzecza również nauczaniu Jana Pawła II, który Żydów nazwał »starszymi braćmi w wierze«, a antysemityzm określił jako »ciężki grzech«. Wszystkich, którzy ostatnimi wypowiedziami ks. Rydzyka poczuli się urażeni, chcemy zapewnić o naszej solidarności" – napisali w 2007 roku katolicy świeccy w liście otwartym do episkopatu.

Tak się dziwnie  składa, że niemałą część z nich stanowili właśnie członkowie Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów: Bogdan Białek, o. Tomasz Dostatni, Jan Grosfeld, o. Wiesław Dawidowski.

Ojca Rydzyka można oczywiście krytykować za wiele działań, ale... trudno nie zapytać, czy dialogiści nie powinni raczej spróbować z nim rozmowy,  zamiast wzywać biskupów do podjęcia stosownych kroków, aby przywołać dyrektora Radia Maryja do porządku. Takiej rozmowy nigdy nie spróbowano podjąć. Dlaczego? Ponieważ przedstawiciele środowisk, które „dialog" wynoszą na sztandary od samego początku prezentowali postawę, którą można sparafrazować: „nie ma dialogu z wrogami dialogu".

„Na początku lat 90. zostałem zaproszony do wygłoszenia prelekcji w środowisku o orientacji zdecydowanie narodowej. Od kilku osób, które brały udział w dialogu, słyszałem, że nigdy by tam nie poszły, bo „szkoda czasu". Byłem i jestem innego zdania. Nie przemawiała do mnie formuła propagowana przez połączone elity krakowsko-warszawskie, że nie ma dialogu z wrogami dialogu. Jeżeli decydujemy się na rozmowę z Żydami, dlaczego mielibyśmy rezygnować z rozmowy z członkami własnej wspólnoty narodowej i religijnej?" - opowiadał ks. Chrostowski.

Od tamtego momentu niewiele się zmieniło. Każda polemika z dialogistami kończy się okładaniem po głowie pałką antysemityzmu i zdecydowanym odrzuceniem odmiennych poglądów, które uznaje się za niegodne „rozsądnego człowieka".

Wyobcowani

Skutek jest taki, że zamiast rzeczywistego dialogu chrześcijańsko-żydowskiego, w którym nie cofano by się przed trudnymi tematami, prezentowano by odmienne opinie teologiczne czy historyczne i konfrontowano je ze sobą, mamy rozpisany na role monolog, w którym obie strony mówią mniej więcej to samo, nie zważając na to, co sądzą inni. Katoliccy uczestnicy dialogu niespecjalnie przejmują się opiniami zwykłych katolików, a ich żydowscy partnerzy, choć pilnują, by nie odejść ani na krok od chrześcijańsko-żydowskiej polityczno-religijnej poprawności, też nieszczególnie troszczą się o to, co myślą i jak wierzą zwyczajni, ortodoksyjni Żydzi.

I pewnie nie ma się czemu dziwić. Gdyby bowiem zacząć prowadzić dialog z rzeczywiście religijnymi – w duchu Tory i Talmudu – Żydami, to mogłoby się okazać, że nie ma z kim dialogować. Pozostaje więc wyszukiwanie jednostek (a trzeba mieć świadomość, że na całym świecie, nie tylko w Polsce, zaangażowanie Żydów w dialog z chrześcijanami jest raczej wyjątkiem niż regułą), które w dialog się angażują, i troskliwe ich pielęgnowanie, by czasem od rozmów nie odeszli. Stąd bierze się jednostronność myślenia i działania nie tylko polskiej, ale także innych rad chrześcijan i Żydów.

Jeśli sytuacja ma się zmienić, to trzeba wrócić do prawdziwego dialogu. Takiego, który zakłada także pamięć o różnicach dogmatycznych, który uznaje, że nasze narracje historyczne mogą się od siebie różnić, i że mamy prawo przedstawiać odmienne punkty widzenia, bo nasze perspektywy są realnie – nie tylko w słowach – różne.

Dopóki nie przejdziemy na ten etap, dopóty działalność rozmaitych instytucji dialogicznych będzie pozbawiona większego sensu. W debacie publicznej będą się one pojawiać tylko przy okazji sporów o personalia. Ich członkom może to nie przeszkadzać, dialog jest bowiem świetnym sposobem na życie i budowanie medialnego poparcia, tyle że nie będzie to służyć realnemu zbliżeniu żydów i katolików, czy choćby ich bliższemu poznaniu się. To może się bowiem dokonać tylko w prawdzie, a nie we wzajemnym zagłaskiwaniu.

—współpraca  Marta Brzezińska-Waleszczyk

Autor jest filozofem, publicystą, redaktorem portalu fronda.pl

Dialog katolicko-żydowski znajduje się w głębokim impasie. A ostatnia afera w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów jest tylko tego stanu wyrazistym potwierdzeniem. I nie zmienią tego zapewnienia członków Rady, że w zasadzie nic się nie stało, że to środowisko nie z takich zakrętów już wychodziło i wszystko będzie dobrze. Nie będzie.

Przypomnijmy: zamieszanie wywołało oświadczenie w sprawie ks. Wojciecha Lemańskiego, podpisane tylko przez współprzewodniczącego Rady ze strony żydowskiej prof. Stanisława Krajewskiego. W konsekwencji z Rady odeszło trzech przedstawicieli strony katolickiej.  Ale nie chodzi tu tylko o rezygnację o. Wiesława Dawidowskiego (który zresztą deklarował, że odchodzi z powodu licznych obowiązków zakonnych), Barbary Sułek-Kowalskiej czy ks. Henryka Romanika. Coraz jaśniejsze staje się bowiem to, że model dialogu, jaki proponuje Polska Rada Chrześcijan i Żydów, się wyczerpuje. A i sam mityczny dialog dawno stał się monologiem, w którym rada coraz częściej jest reprezentantem interesów tylko jednej strony.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał