Lekcja Realpolitik

Trzeba było strzelać do komunistów i uciekać na Zachód – pisze Zychowicz. I ma rację.

Publikacja: 02.08.2013 01:01

Red

Każda kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego rodzi te same pytania: czy powstanie musiało wybuchnąć? Czy Warszawa musiała zostać zniszczona, a straty polskie musiały wynieść 200 tysięcy ludzi? Ten temat podejmuje w swojej najnowszej książce „Obłęd '44, czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując Powstanie Warszawskie" Piotr Zychowicz. Tytuł pozornie zawęża tematykę poruszoną przez Zychowicza. Faktycznie zaś autor krytycznie analizuje politykę prowadzoną przez władze Rzeczypospolitej podczas II wojny światowej, zarówno na emigracji wobec aliantów, jak i w kraju wobec Związku Sowieckiego i jego agentury – Polskiej Partii Robotniczej. W końcowych rozdziałach poruszana jest kwestia współpracy z komunistami, jaka miała miejsce ze strony niektórych wyższych oficerów AK.

Książka Zychowicza należy do kategorii publicystyki historycznej: poza brakiem aparatu naukowego (szkoda!) świadczy o tym język. Autor postanowił pisać, tak jak myśli, czyli dosadnie, nie stroniąc od epitetów. Jego język bywa również brutalny, szczególnie w stosunku do tych postaci historycznych, które obwinia za klęskę Polski w 1944 roku. Wydaje się, że ostry, polemiczny i oskarżycielski język może być barierą dla czytelników, których chce przekonać do swoich racji. To w mojej ocenie wada. Zwłaszcza że oceny i wnioski Zychowicza generalnie uważam za słuszne. Polacy są wrażliwi na język, którym opisuje się ich bolesne karty w historii. Stąd formuła wybrana przez Zychowicza nie jest najtrafniejsza. Oczywiście pasja, z którą pisał „Obłęd '44" jako efekt zestawienia wszystkich podanych informacji i cytatów, była nieuchronna, jednak powinien cały czas pamiętać o wartości dydaktycznej, jaka powinna być przekazana w tej książce.

Wielcy krytycy

Nurt publicystyczny, w który wpisuje się Piotr Zychowicz, jest szeroki. Jego antenaci to niewątpliwie szeroko cytowani Stanisław Cat-Mackiewicz, Józef Mackiewicz oraz Władysław Studnicki. Ich krytyczne spojrzenie na politykę polską w czasie II wojny światowej niewątpliwie utwierdzało Zychowicza w jego poglądach. Ważne jest to, że wnioski Zychowicza nie są wydawane ex post. Tak oceniali naszą politykę działacze wojennego ONR, Stronnictwa Narodowego, a w przypadku powstania – o czym pisze autor – PPS-WRN i Stronnictwa Pracy.

Książka nie zawiera żadnych odkryć, jeśli chodzi o politykę rządu Rzeczypospolitej w Londynie, polskiej konspiracji oraz samego powstania. Cała zebrana i zaprezentowana czytelnikowi wiedza służy udowodnieniu tezy, że polityka prowadzona przez Londyn i podziemie była nierealistyczna i doprowadziła do wielkich strat w ludziach oraz unicestwienia Warszawy – serca państwa i narodu, co w połączeniu z utratą Wilna i Lwowa oznaczało utratę trzech z pięciu centrów kulturowych Polski.

Jednak w swojej krytyce Zychowicz zapędza się za daleko, krytykując w czambuł władze na wychodźstwie, szczególnie niezbyt udanego polityka, jakim był gen. Władysław Sikorski. Czy można wyobrazić sobie prowadzenie antysowieckiej, czyli antybrytyjskiej, polityki gabinetu, który rezydował w Londynie? Jak miałoby wyglądać kwestionowanie rozkazów dowódców brytyjskich, kiedy Polskie Siły Zbrojne były de facto częścią sił zbrojnych Wielkiej Brytanii? Nie było innego wyjścia, jak prowadzenie polityki przynajmniej pozornie uwzględniającej interesy Anglików. Można oczywiście krytykować układ Sikorski-Majski, ale realnie na niego patrząc, dał ratunek ponad stu tysiącom Polaków. Gdyby Sowiety nie wygrały wojny, to układ ten i tak nie miałby przecież znaczenia. To sytuacje, w których autor wyraźnie traci zimną krew.

Nieudolni politycy

Natomiast jeśli idzie o politykę Polskiego Państwa Podziemnego, Piotr Zychowicz ma całkowitą rację! Z kart książki wyłania się obraz podziemia, którym rządzą zawodowi oficerowie szkoleni do prowadzenia działań wojennych regularnych armii. Tymczasem zamienili się oni w polityków, czyli zajęli się tym, na czym nie znali się zupełnie. Z jednej strony tworzone były kartoteki działaczy komunistycznych, dokonywano likwidacji, planowano utworzenie obozów internowania również dla działaczy komunistycznych, a z drugiej strony pomagano Armii Czerwonej zajmować ziemie Rzeczypospolitej. Całkowity brak realnej oceny sytuacji – o tym właśnie traktuje „Obłęd '44". Nie kwestionuje on w żaden sposób dorobku intelektualnego Polskiego Państwa Podziemnego.

Kwestii decyzji i przebiegu powstania poświęcona jest cześć zatytułowana „Hekatomba Warszawy", gdzie w sposób publicystyczny opisane są dochodzenie do decyzji o rozpoczęciu walk w Warszawie oraz ich przebieg. Tytuły rozdziałów mówią same za siebie: „Spisek w Komendzie Głównej", „Samowola «Montera»", „Skok w przepaść", „Bój bez planu", „Bój bez broni", „Porażka w kilka godzin", „Dzieci na barykadach". Każdy, kto zna historiografię powstańczą i czytał książki Ciechanowskiego czy Matłachowskiego – zna też i te kwestie.

Redaktor Zychowicz miażdży merytorycznie tych, którzy uważają, że należało w sierpniu 1944 roku chwytać w Warszawie za broń. To oczywiście publicystów romantyków nie przekona. Nadal będą uważali, że pisanie o brakach w wyszkoleniu, uzbrojeniu, rozpoznaniu to bzdury, że „coś" trzeba było zrobić. Rzeczywiście, trzeba było. Na przykład kierownictwo Okręgu Stołecznego Stronnictwa Narodowego planowało wycofanie swoich czterech batalionów z Warszawy i marsz na zachód, na linię Odry i Nysy Łużyckiej. Niestety, dowództwo zgrupowania NOW-AK „Stolica" odmówiło wykonania polecenia. W efekcie 1 sierpnia oddziały NOW rozpoczęły szturm wyznaczonych zaledwie kilka dni wcześniej pozycji wroga! Z kolei Narodowe Siły Zbrojne w południe 1 sierpnia były zapewniane przez KG AK, że żadnego powstania nie będzie.

Zychowicz pokazuje obok tromtadracji gen. Okulickiego realizm dowódców liniowych, który nieraz dochodził do głosu. Zgrupowanie płk. Jana Mazurkiewicza „Radosława" krwawiło na wolskich cmentarzach, ponieważ to była jedyna droga wyjścia do Puszczy Kampinoskiej, w której już znajdowała się większość oddziałów z Żoliborza.

Pisanie o tym nie jest niszczeniem mitu powstania: gdyby tak było, do grona „rewizjonistów" należałoby włączyć Aleksandra Kamińskiego. Warto przeczytać uważnie choćby „Zośkę i Parasol", a tam – fabularyzowany fragment rozmowy Jerzego Zborowskiego „Jeremiego" z batalionu „Parasol" oraz Andrzeja Romockiego „Andrzeja Morro", Jana Wuttke „Czarnego Jasia" z batalionu „Zośka" z Bolesławem Srockim z Głównej Kwatery Szarych Szeregów.

Wybrane przez Zychowicza cytaty relacji uczestników walk dotyczące masakr, których dopuszczali się Niemcy i ich sojusznicy, są niezwykle naturalistyczne. Pewnie w ten sposób autor chciał skłonić do refleksji tych, którzy traktują powstanie w sposób jarmarczny. Niech sobie wyobrażą staromiejską ulicę Kilińskiego we krwi po kostki, z resztkami ścięgien, kości i mięśni na ocalałych budynkach.

Czy mit powstania miał wpływ na historię Polski? Zychowicz twierdzi, że nie. Myślę jednak, że miał – jako przykład „zdrady" Sowietów. Pielęgnowanie grobów powstańczych na warszawskich Powązkach było przejawem opozycyjności (szczególnie w latach 50.) i integrowało różne środowiska. Ale przecież Góry Świętokrzyskie miały własną legendę majora Jana Piwnika „Ponurego", wileńska AK majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki", Lubelszczyzna majora Mariana Bernaciaka „Orlika"...

Powstanie Warszawskie poruszało przede wszystkich uczestników: cywilów i wojskowych, mieszkańców Warszawy in gremio oraz młodzież harcerską, która identyfikowała się z żołnierzami batalionów „Zośka", „Parasol", „Wigry" i „Gustaw". Nowoczesne budowanie tożsamości na micie powstania to dzieło śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, którego ojciec brał udział w walkach na Mokotowie, gdzie był ranny, i który otrzymał krzyż Virtuti Militari. Dzisiaj kontynuuje to dzieło Jan Ołdakowski, którego stryj – Jan Ołdakowski „Rawicz"... wcale nie miał zamiaru brać udziału w walkach. Jako członek ONR i żołnierz NSZ wraz z oddziałem planował wymarsz z Warszawy do Brygady Świętokrzyskiej...

Co robić?

Co należało robić?" – pytają romantycy. Zychowicz pisze, że trzeba było strzelać do komunistów i uciekać na Zachód. „Jak to – z Niemcami?" „Nie, replikuje Zychowicz: nie «z Niemcami», lecz «obok Niemców»". I pyta: „czy za mało obywateli Polski wywieziono na Syberię, żeby uznać Sowiety nie za «wroga numer 2», lecz równorzędnego z Niemcami? Czy zbyt mało zamordowano polskich oficerów, żeby bolszewika traktować jak Niemca? Co Sowieci musieliby zrobić, żeby zająć właściwe im miejsce w schemacie «wróg-przyjaciel»"?

„Obłęd '44" Zychowicza to książka istotna szczególnie dla osób zajmujących się polityką. Powinni zapoznać się z nią również studenci Akademii Dyplomatycznej. Wyłożona w tej pracy propozycja polskiej Realpolitik odnosząca się do II wojny światowej może być niezwykle inspirująca, nawet jeśli nie zgadzamy się z tezami autora. Powtarzające się przez kilkaset stron frazy: „co sobie o nas pomyślą Anglicy?!" oraz marzenie o „udowodnieniu światu" brzmią jakże znajomo. Tymczasem dziś znaczymy dla „świata" i naszych „sojuszników" tyle samo co 69 lat temu. To lekcja, która jest bezdyskusyjna. Ale to niejedyny morał z tej walki. Jest nim przede wszystkim wielka wartość wychowawcza dla młodych pokoleń, które widzą w czynie powstańczym żołnierzy spełnienie obowiązku patriotycznego. Książka Zychowicza to przecież apel o realną ocenę naszej historii oraz realną politykę i jednocześnie o zatrzymanie się na baczność 1 sierpnia o 17.00, żeby uczcić powstańczą ofiarę żołnierzy i ludności Warszawy.

Autor jest współzałożycielem, a w latach 2003–2011 członkiem redakcji pisma „Glaukopis". Opublikował monografię „Narodowe Siły Zbrojne w Powstaniu Warszawskim"

Każda kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego rodzi te same pytania: czy powstanie musiało wybuchnąć? Czy Warszawa musiała zostać zniszczona, a straty polskie musiały wynieść 200 tysięcy ludzi? Ten temat podejmuje w swojej najnowszej książce „Obłęd '44, czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując Powstanie Warszawskie" Piotr Zychowicz. Tytuł pozornie zawęża tematykę poruszoną przez Zychowicza. Faktycznie zaś autor krytycznie analizuje politykę prowadzoną przez władze Rzeczypospolitej podczas II wojny światowej, zarówno na emigracji wobec aliantów, jak i w kraju wobec Związku Sowieckiego i jego agentury – Polskiej Partii Robotniczej. W końcowych rozdziałach poruszana jest kwestia współpracy z komunistami, jaka miała miejsce ze strony niektórych wyższych oficerów AK.

Książka Zychowicza należy do kategorii publicystyki historycznej: poza brakiem aparatu naukowego (szkoda!) świadczy o tym język. Autor postanowił pisać, tak jak myśli, czyli dosadnie, nie stroniąc od epitetów. Jego język bywa również brutalny, szczególnie w stosunku do tych postaci historycznych, które obwinia za klęskę Polski w 1944 roku. Wydaje się, że ostry, polemiczny i oskarżycielski język może być barierą dla czytelników, których chce przekonać do swoich racji. To w mojej ocenie wada. Zwłaszcza że oceny i wnioski Zychowicza generalnie uważam za słuszne. Polacy są wrażliwi na język, którym opisuje się ich bolesne karty w historii. Stąd formuła wybrana przez Zychowicza nie jest najtrafniejsza. Oczywiście pasja, z którą pisał „Obłęd '44" jako efekt zestawienia wszystkich podanych informacji i cytatów, była nieuchronna, jednak powinien cały czas pamiętać o wartości dydaktycznej, jaka powinna być przekazana w tej książce.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy