Wypróbujmy okręgi jednomandatowe

Poza ogólnym narzekaniem na politykę, ludzie skarżą się również na posłów reprezentujących konkretnie ich samych, czyli na polityków wybranych w ich okręgu wyborczym.

Publikacja: 03.08.2013 15:00

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Czasami są to posłowie wybrani do Sejmu RP kilku czy kilkunastu tysiącami głosów. Często ci, którzy dziś wstydzą się ich, głosowali na partię nie wiedząc niczego o swoim pośle, póki nie zaczął on (lub ona) głosować, wypowiadać się czy twittować. Proszę nie zgadywać kogo mam na myśli: nie idzie o jedną osobę, lecz o wielu posłów z różnych ugrupowań.

Oczywiście wszyscy choć trochę interesujący się polityką znają już wszystkie możliwe argumenty za i przeciw jednomandatowym okręgom wyborczym (JOW). Można było poprzeć różne akcje popierające JOW, można było pośmiać się, że akcją współdowodzi wokalista rockowy, można dopatrywać się za sporem o JOW rozgrywek partyjnych, ale gołym okiem widać, że ludzie, nie tylko w Polsce, chcieliby mieć dużo więcej do powiedzenia w sprawie: kto nimi rządzi i jak.

Na przykład w Egipcie dwadzieścia dwa miliony ludzi podpisało petycję domagającą się odejścia prezydenta Mursiego, głoszącą mniej więcej tyle: nie dotrzymałeś obietnic, obniżyłeś poziom życia, nie chcemy czekać na następne wybory, bo będzie za późno. A za późno dlatego, że Bractwo Muzułmańskie obsadzało swoimi ludźmi wszystkie posady podlegające rządowi, aż do nauczycieli i imamów. Jeszcze w czerwcu pracownicy Ministerstwa Kultury nie wpuścili do gmachu mianowanego przez Bractwo niekompetentnego i ideologicznego ministra Abdela Aziza, który aż do lipca urzędował w pobliskim meczecie. W Brazylii ludzie wyszli na ulice żądając konsultacji w sprawie finansów i powątpiewając, czy rzeczywiście należy budować drogie stadiony kosztem podnoszenia cen za komunikację. Mer Erewania wycofał podwyżkę opłat za komunikację miejską, gdy organizacje młodzieżowe, wsparte przez wiele znanych osobistości, ogłosiły i zrealizowały bojkot.

„Chcemy prawdy" tylko w postkomunistycznym języku oznacza „jestem przeciwko wam"

Po różnych kolorowych rewolucjach i wiosnach przychodzi teraz w wielu krajach czas budzenia się bezpartyjnego, niekierowanego przez fundacje, społeczeństwa obywatelskiego. W Polsce oczywiście wpisuje się w ten nurt akcja zbierania podpisów wnoszących o referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy.

Na pewno takim ogólnonarodowym ruchem społecznym była „Solidarność" 1980–1981 oraz masowe akcje i zrywy w latach 1982–1989. Po 10 kwietnia 2010 również zrodził się taki ruch, ruch okazywania żałoby i dopominania się prawdy i gruntownego śledztwa w sprawie Smoleńska. Będą jeszcze pisane prace doktorskie o tym, jak udało się manipulować mediami i wieloma umysłami, by przedstawić ten ruch jako szkodliwy przejaw antypolskiego awanturnictwa zwolenników teorii spiskowych. „Chcemy prawdy" tylko w komunistycznym i postkomunistycznym języku oznacza „jestem przeciwko wam".

A wracając do JOW, to można by wyobrazić sobie już dziś taką akcję, koniecznie obywatelską, a nie partyjną, gdzie obywatele danego okręgu wyborczego, niezadowoleni ze „swego" posła, zbieraliby podpisy nawołujące delikwenta, by po prostu odszedł, ustąpił, bo na przykład „nie spełnił swoich obietnic, nie dba o interesy swoich wyborców, mówi od rzeczy". I gdyby tych podpisów było dużo więcej niż oddanych kiedyś na niego głosów, to – nawet, gdyby poseł nie odszedł – wynik ten pokazywałby, na ile JOW lub co najmniej mieszana ordynacja wyborcza, mają w Polsce szansę.

PS. Boję się wymienić w felietonach jakiś kraj, bo po moim felietonie o uboju rytualnym, w którym wymieniłam en passant Birmę, odezwał się Wojciech Sadurski, twierdząc, „że akurat Birmę „zna(m) dość dobrze", i pisząc – skądinąd całkiem ciekawy – artykuł na temat wolności religijnych. Ponieważ jednak jego artykuł ukazał się w „Ga- zecie Wyborczej", gdzie moje imię i nazwisko nie może występować w neutralnym kontekście, skwitował problemy PKP słowami: "... warun-k(ami) w pociągach, w których udręczona Lasota doznała jakichś niewygód". Panie profesorze! Nawet na trasie Warszawa–Kraków, nawet w  wagonach pierwszej klasy, trafiają się toalety, używane niegdyś do przewo- żenia wycofującej się z NRD Armii Sowieckiej.

Czasami są to posłowie wybrani do Sejmu RP kilku czy kilkunastu tysiącami głosów. Często ci, którzy dziś wstydzą się ich, głosowali na partię nie wiedząc niczego o swoim pośle, póki nie zaczął on (lub ona) głosować, wypowiadać się czy twittować. Proszę nie zgadywać kogo mam na myśli: nie idzie o jedną osobę, lecz o wielu posłów z różnych ugrupowań.

Oczywiście wszyscy choć trochę interesujący się polityką znają już wszystkie możliwe argumenty za i przeciw jednomandatowym okręgom wyborczym (JOW). Można było poprzeć różne akcje popierające JOW, można było pośmiać się, że akcją współdowodzi wokalista rockowy, można dopatrywać się za sporem o JOW rozgrywek partyjnych, ale gołym okiem widać, że ludzie, nie tylko w Polsce, chcieliby mieć dużo więcej do powiedzenia w sprawie: kto nimi rządzi i jak.

Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku