Trzy, dwa, przynajmniej dwa. Dziecko powinno móc dojrzewać w interakcji z innym dzieckiem, które jest jego bratem lub siostrą – to jest bardzo wychowawcze. One się jak otoczaki w potoku docierają. Co więcej, wychowywanie jedynaka oznacza nałożenie na niego całości ogromnej odpowiedzialności, jaka się wiąże z oczekiwaniami rodziców. Często blokuje to jego rozwój – np. nie może wykonywać danego zawodu, bo jako syn swoich rodziców musi zostać lekarzem, nie może pójść do seminarium, bo rodzice chcą mieć wnuki, nie może budować swojego życia tak jakby chciał, bo rodzice się martwią. Rodzeństwo są nie tylko dobrem dla rodziców, ale także dla dzieci, które wcześniej już przyszły na świat. Rodzice powinni to rozważyć, decydując się na pierwsze.
Dużo osób mieszka ze sobą na próbę. Z tego, co mówią mi studenci, coraz rzadziej spotykają się z potępieniem takiego zachowania nawet w konfesjonale. Jednak to wciąż grzech?
Oczywiście, grzech cudzołóstwa. Musimy pamiętać, że za ten grzech największy rachunek płaci zazwyczaj dziewczyna – taka jest jej psychologia. Jeżeli związek nie przetrwa, to ona mocniej pamięta i czuje się dużo bardziej wykorzystana niż mężczyzna.
Załóżmy, że taka para chciałaby przystąpić do związku małżeńskiego. Musi się wcześniej wyspowiadać?
Tak, cudzołóstwo jest grzechem ciężkim.
Zatem muszą obiecać poprawę. Jak więc mają się poprawić, skoro wciąż mieszkają razem?
Jeżeli podchodzą do tego poważnie, to powinni na czas przed ślubem odtworzyć okres narzeczeństwa i spojrzeć na siebie z dystansu. To naprawdę procentuje w przyszłości.
Rzeczywiście jest tak, że okres narzeczeństwa, pozbawiony mocnego elementu seksualnego powoduje, że narzeczona staje się piękniejsza, delikatniejsza?
Przede wszystkim dostrzega się cechy pozaseksualne swoje i drugiej osoby.
Wyczytałem ostatnio, że rodzina nie istnieje, że rodzina się zdarza. Dziś traktujemy rodzinę bardziej jako coś, co jest przygodnym elementem życia, nie jest dane raz na zawsze, niezmienne. Rodzina oczywiście znajduje się wysoko na liście priorytetów, konkuruje jednak z innymi wartościami, jak praca, pasje, rozwój osobisty – ogólnie pojęta samorealizacja.
Właściwie tylko Afryka stawia najpierw na relacje, a dopiero potem na produkcję.
Podobno potrzeba godziny rozmowy by wyjawić, po co się przyszło?
W Afryce nie obowiązuje właściwie czas fizyczny, czyli Kronos, ale czas osoby, zwany Kairos. Rozmowa z drugim człowiekiem ma swoją szczególną dynamikę. Może być dłuższa, może być krótsza, ale nie jest w żaden sposób do zaplanowania.
Czyli nie ma spotkań tylko po to, by coś załatwić?
Absolutnie nie i widać tego istotne efekty w życiu codziennym. Musimy zrozumieć, że ta deprecjacja rodziny jest w rzeczywistości przeszkodą w optymalizacji produkcji. Fundament, jakim powinna być, staje się bytem przypadkowym o zmiennej geometrii. Budowanie małżeństwa to dziś trochę jak zabawa na plaży w budowanie i burzenie.
Dużo osób bierze dziś ślub kościelny, traktując go rytualnie, a tak naprawdę bez wiary w Pana Boga...
To jest problem właściwego przygotowania do sakramentu. Często intencje przystąpienia do sakramentu wynikają z nacisku rodziny, chęci przeżycia ładnej ceremonii, przez co zawierający małżeństwo nupturienci są po prostu niedojrzali. Nie rozumieją, jaka jest wartość dodana sakramentu w stosunku do kontraktu cywilnego.
Co zmienia sakrament w życiu dwojga ludzi, którzy mieszkają już razem?
Cały czas bardzo dużo. To jest wejście w miłość trynitarną, gdzie obecny jest Bóg, który jest weryfikatorem tej miłości.
A kiedy nie jesteśmy otwarci na perspektywę wiary?
Wówczas nie ma sensu przystępować do sakramentu. Bez wiary są one jakby kalekie – obowiązują, jednak nie czerpiemy z nich w pełni.
Sakramentu małżeństwa udzielają sobie narzeczeni. Czy jeśli nie mają w sobie wiary, to sakrament jest ważny?
Tak, szafarzami małżeństwa w Kościele zachodnim są małżonkowie, bo oni siebie dają drugiej osobie. Niezależnie od podejścia do wiary takie postanowienie musi istnieć, gdyż bez tej zgody i przyrzeczenia nie ma małżeństwa. Nie zapominajmy jednak, że małżeństwo jest również instytucją prawa naturalnego. Ono bazuje właśnie na nim, dodając niezwykłe bogactwo sakramentu.
Wszyscy papieże wypowiadający się do członków Trybunału Roty Rzymskiej sugerowali, by ograniczać tendencję do orzekania nieważności małżeństw...
Wszyscy! Co roku!
Jednak coraz bardziej widoczna jest tendencja do poszukiwania nowych powodów unieważniania.
Owszem, pojawiła się nowa przesłanka, która wcześniej nie była badana pod kątem stwierdzenia ważności małżeństwa, a mianowicie brak dojrzałości, czyli zawieranie małżeństwa bez uświadomienia sobie wszystkich konsekwencji.
To ogólna tendencja, w prawie karnym z biegiem lat coraz dokładniej badamy, czy sprawca miał świadomość, co robi i czy skutki swojego postępowania mógł przewidzieć. Wydaje mi się, że w Kościele dzieje się podobnie. Ogarniamy coraz to nowe przestrzenie, które powinna pojąć wola przy podjęciu decyzji. Stąd to rozszerzające się orzecznictwo dotyczące nieważności małżeństwa?
Między innymi. Co więcej musimy sobie uświadomić, że dzisiaj małżeństwa nie mają zewnętrznych amortyzatorów trudności. Dawniej środowisko pomagało młodym ludziom w dojrzewaniu, rodzina interweniowała w sytuacjach kryzysowych. Dziś młodzi ludzie żyją w izolacji, a jakakolwiek ingerencja jest postrzegana jako naruszenie ich prywatności i wolności do decydowania o samym sobie. Mają więc tylko zabezpieczenia wewnętrzne, a niestety dzisiejsza kultura rozsadza trwałość małżeństwa, sugerując czasowość związku, przez co te wewnętrzne „stabilizatory" bywają naprawdę słabe.
(...)
Kościół mówi, że akty homoseksualne są wewnętrznie nieuporządkowane?
Są niesprawiedliwe – nie mamy prawa do ciała drugiego człowieka tej samej płci. Od strony biologicznej wszystkie układy naszego organizmu są całkowite, a jeśli chodzi o układ płciowy, mamy tylko połowę systemu. On jest komplementarny dopiero w momencie połączenia małżonków w jedno ciało. W miłości znajdujemy dopełnienie różności miedzy płciami. W związku homoseksualnym tego nie ma. Inny jest więc cel.
Nota Kongregacji ds. Nauki i Wiary o legalizacji związków homoseksualnych wskazuje na dwie powinności. Po pierwsze trzeba przeciwstawiać się niesprawiedliwej dyskryminacji osób o skłonnościach homoseksualnych, a po drugie trzeba przeciwstawiać się legalizacji związków homoseksualnych.
Oczywiście, ponieważ tacy ludzie zasługują na równe prawa i taki sam szacunek. Jednak jest także druga strona medalu, kiedy podlegają oni tym samym normom prawa – „nie cudzołóż" dotyczy również ich.
Katolik nie powinien więc dyskryminować homoseksualisty?
Absolutnie. To jest człowiek, który ma swoją godność i swoje ograniczenia. Homoseksualizm to pewna skłonność – jesteśmy odpowiedzialni za akty, a nie za skłonności.
Sam Franciszek mówi: „Kimże jestem, bym miał oceniać homoseksualistę".
Konieczne jest odróżnienie, kim ktoś jest od tego, co robi. Papież nie osądza osób ze skłonnościami homoseksualnymi za to, jaką mają orientację, jednak potwierdza negatywną ocenę samych aktów homoseksualnych. Takie też jest stabilne nauczanie Kościoła w tej sprawie i papież nie wprowadza w tym zakresie żadnej nowości. Innym zagadnieniem jest natomiast promowanie postaw homoseksualnych, które polega na afiszowaniu przez osoby homoseksualne swojego sposobu życia, sprawianie wrażenia, że jest to zjawisko bardzo szerokie, wymagające powszechnego uświadomienia i zmian społecznych. Osoby takie są eksponowane w przestrzeni publicznej, mają również niekiedy potrzebę ekshibicjonizmu w formach swojej ekspresji. Przez to przełamuje się bariera wstydu związanego z intymnością seksualną, zaś wstyd odgrywa wielką rolę w życiu człowieka, stanowiąc zabezpieczenie przestrzeni najbardziej w człowieku podatnych na wykorzystanie lub zniekształcenie. Nikt nie chce ingerować w sferę prywatną tych ludzi, ale gdy słyszymy ich roszczenia o równe prawa do związków partnerskich, trzeba pamiętać, że nie mają oni zdolności do zawarcia małżeństwa.
Co nie musi być ich winą...
Oczywiście, że nie musi, ale jest faktem. We Francji mówi się: C'est un fait. Les faits sont têtus – to jest fakt, a fakty są uparte. Mamy do czynienia z zasadniczym przekłamaniem. Nie pomoże zmiana definicji, kiedy w małżeństwie konieczna jest komplementarność płci i przekazywanie życia.
Oglądałem kiedyś program, który przedstawiał jednego z najbardziej znanych homoseksualistów obecnych w polskim życiu publicznym. W pewnym momencie został przedstawiony jego partner, z którym żyją już razem od kilku lat i muszę powiedzieć, że był to moment bardzo wzruszający. Naprawdę, ci dwaj mężczyźni spojrzeli na siebie z taką dużą intymną czułością i serdecznością, mówiąc bardzo wiarygodnie, że ta miłość jest dla nich największym szczęściem. Czy ta miłość jest gorsza?
Nie chodzi o to, że jest gorsza. Miłość dwóch mężczyzn do siebie nie jest niczym złym, wyraża się w łączącej ich przyjaźni. Kościół potępia natomiast homoseksualny akt erotyczny. Jeżeli mam pretensje do homoseksualizmu, to także fakt, że zabił on ideę przyjaźni między mężczyznami albo kobietami – całkowicie ją zerotyzował. Dzisiaj to chyba największe kłamstwo antropologiczne. W Afryce, jeżeli widzimy mężczyzn trzymających się za rękę, to nie uważamy tego za związek homoseksualny, ale po prostu za objaw przyjaźni. Idą ręka w rękę i to znaczy, że są przyjaciółmi. Tam nie ma żadnego podtekstu seksualnego.
Na to sam się kiedyś złapałem. Swego czasu wybuchła dosyć głośna sprawa związana z analizą wspomnień jednego z członków batalionu „Zośki". W chwili, kiedy odbity Rudy jest pod opieką Alka, tamten go tuli, głaszcze po głowie, mówi mu, żeby się nie przejmował, że któregoś dnia będą mieszkać razem, szczęśliwi i wszystko będzie dobrze. Z tych zachowań, tych słów wysnuto wniosek, że oni byli parą homoseksualną. Te opinie do mnie przemówiły. Nabrałem się?
Zdecydowanie tak! Podobnie było z historią Dawida i Jonatana, z których zrobiono model miłości homoseksualnej. A przecież ich przyjaźń rodziła się w społeczeństwie radykalnie odrzucającym homoseksualizm. Jesteśmy zainfekowani, zindoktrynowani i zaczynamy dostrzegać homoseksualizm tam, gdzie go nie ma – nawet w lekturach szkolnych. Zapominamy natomiast o jednopłciowej relacji przyjacielskiej, która też jest pełna miłości. To miłość braterska, a przecież bracia nie muszą ze sobą współżyć?
...nie powinni...
...a jednak się kochają. Prawda? Zabicie przyjaźni, która jest ogólnoludzką relacją, wartością biblijną, to ogromne nieszczęście – a tym jest jej erotyzacja. Nie zapominajmy, że to samo się dzieje w przyjaźni heteroseksualnej. Dziś jak mężczyzna określa kobietę mianem przyjaciółki, część osób od razu myśli 0 „friends with benefits", jak to nie raz słyszałem od młodych ludzi. W dobie ideologii gender nie jest ważna rzeczywistość partnera, ale ważny jest ktokolwiek, kto się nadaje do uprawiania seksu.
Abp Henryk Franciszek Hoser SAC jest ordynariuszem warszawsko-praskim, pallotynem, przewodniczącym zespołu ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. bioetycznych. Pracował m.in. jako misjonarz a następnie wizytator apostolski w Rwandzie, był przełożonym pallotynów we Francji i Belgii Michał Królikowski jest prawnikiem, członkiem zespołu ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. bioetycznych. Był wiceministrem sprawiedliwości w czasie, gdy resortem kierował Jarosław Gowin