Kalekie sakramenty

Ks. abp Henryk Hoser, ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej | Mam pretensje do homoseksualizmu, że zabił ideę przyjaźni między mężczyznami albo kobietami – całkowicie ją zerotyzował. Dzisiaj to chyba największe kłamstwo antropologiczne – fragment książki „Bóg jest większy", która ukaże się nakładem wydawnictwa Apostolicum 15. grudnia

Publikacja: 14.12.2013 01:02

Kalekie sakramenty

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Red

W orędziu na Światowy Dzień Pokoju w 2013 roku Benedykt XVI najwięcej miejsca poświęcił rodzinie. Papież zauważył, że istniejący obecnie chaos jest związany z negowaniem sakramentalnej struktury małżeństwa, promocją innych form związków, naruszaniem norm prawnych i wymiaru sprawiedliwości w kontekście sprzeciwu sumienia, wreszcie naruszaniem godności ludzkiej przez aborcję i eutanazję. Czemu akurat w relacjach rodzinnych papież lokuje źródło nieporządku na świecie? Dlaczego w tak intymnych aktach należy szukać źródła nieporządku?



Rodzina jest jedynym porządkiem ocenianym pozytywnie od pojawienia się człowieka, jest społeczną strukturą miłości. Warto zaznaczyć, że Bóg w pierwszej kolejności chciał właśnie rodziny. Społeczeństwo miało stać się jedynie jej rozszerzeniem. Dlatego też modelem najbardziej właściwym każdej międzyludzkiej relacji jest rodzina. Dziś ta prawda jest jakby odwracana. Żyjąc niejako w socjalizmie społecznym, przedstawia nam się koncepcję, jakoby rodzina była pochodną kultury, jakąś narzuconą z zewnątrz, obcą istocie człowieka, instytucją.

Sądzę, że Bóg chciał rodziny dlatego, bo w sposób najbardziej pełny odbija jego trójjedyną istotę.

To prawda. Rodzina jest ikoną Boga w Trójcy przez umiejętność rodzenia życia i wzajemnego oddawania, ofiarowywania się sobie. Polega też na tajemnicy, jaką jest stworzenie mężczyzny i kobiety oraz rodząca się w nich wielka wzajemna fascynacja. Czasem mówi się, że kobieta jest tym utraconym żebrem, którego mężczyzna odczuwa tak wyraźny, tak nieodparty brak, że nie osiągnie pełni szczęścia, póki nie znajdzie uzupełnienia w danej mu przez Boga kobiecie. To taka mała analogia do słów św. Augustyna, że nie spocznie dusza, dopóki nie znajdzie odpocznienia w Bogu.

A kobieta?

Może to zabrzmi banalnie, ale kobieta po prostu wraca do domu; w pewnym sensie jest domem.

Benedykt XVI w przemówieniu do Trybunału Roty Rzymskiej mówił o tym, że w obecnej kulturze wielu z nas trwałe małżeństwo wydaje się niemalże niemożliwe. Mówi wręcz o panoszącym się pesymizmie antropologicznym.

Nasi przodkowie dowodzili przez dziesięciolecia, że jest to możliwe. Człowiek jest ze swej natury zdolny do małżeństwa – tym się charakteryzuje człowieczeństwo. Jednak być zdolnym a wykorzystać te zdolności to dwie różne rzeczy. Zdolność człowieka do wytrwania w małżeństwie nie zmieniła się, mimo że coraz więcej związków się rozpada. Zachodnie społeczeństwa wpadły w pewnego rodzaju błędne koło – rozpad małżeństwa na oczach dzieci utrwala przekonanie tych ostatnich, że taka jest norma, a trwałość relacji między mężczyzną a kobietą to mrzonka. Osoby, które przeżyły rozwód swoich rodziców, mogą do końca życia mieć wątpliwości lub też po prostu nie rozumieć prawdziwego znaczenia miłości, wierności czy trwałości. A przecież miłość to wierność wyborowi, jak to mawiał św. Augustyn. Różnicę między zakochaniem a miłością można porównać odpowiednio do najmu i kupna mieszkania. Dziś ludzie są ze sobą coraz częściej na próbę. Jeśli coś się nie uda, można zmienić partnera, jak wynajęte mieszkanie.

Skąd to się bierze? Co się dzieje w sercach tych ludzi?

Gości tam strach przed założeniem własnej rodziny. Z jednej strony takie osoby szukają bezpieczeństwa i dopełnienia – a to można znaleźć tylko w prawdziwej miłości. Z drugiej strony, w obawie przed skrzywdzeniem, którego często już raz doznali, zamykają w sercu pewną przestrzeń. Tymczasem, jeżeli chcemy prawdziwie kochać i być kochanym, nie możemy zostawiać jakiejś sfery tylko dla siebie. Trzeba to jeszcze raz wyraźnie podkreślić – miłość to całkowite ofiarowanie się drugiemu człowiekowi. Bez tego prawdziwej miłości nie będzie.

A nie ma prostszej, bezpieczniejszej drogi? W końcu jednak krzywda osobista potrafi bardzo boleć, więc istnieje pewne ryzyko...

...droga na skróty nigdy nie prowadzi do pełni dobra. Może dać przyjemność tymczasową – emocjonalną, fizyczną – ale to nie będzie ten wyjątkowy, piękny stan czystej miłości, którą obdarzył nas Bóg, a którą my możemy podążać. Droga do najwspanialszych darów nigdy nie jest prosta. Zawsze musi zahaczyć o krzyż. Trzeba podjąć pewne ryzyko, pokładając naszą ufność w Bogu, że pomoże nam właściwie wybrać. Jeżeli od początku ofiarujemy sprawę miłości Panu Bogu, to On nas właściwie poprowadzi – nie pomylimy się.

Młodzi mają często poczucie, że nie zgadzają się z nauczaniem moralnym w kwestii seksu. Jaki jest ich sens trwania w Kościele?

Trzeba ich nauczyć piękna życia płciowego i jego integralności. W naszym wieku doszło radykalne rozdzielenie płciowości i płodności, powodując, że jedno i drugie się degeneruje. Miłość i życie są dwiema sprawami tego samego medalu – te rzeczywistości są ze sobą powiązane. A przecież życie powinno właśnie z miłości pochodzić. Osiągnęliśmy sytuację z perspektywy natury absurdalną – mamy życie płciowe bez płodności i zapłodnienie bez pożycia.

Jaka jest różnica między antykoncepcją a antykoncepcją katolicką?

Nie ma antykoncepcji katolickiej.

A co jest?

Jest rozpoznanie i szacunek dla płodności ludzkiej. To wielki dar, z którego trzeba umieć korzystać i chronić. Ludzka płodność jest bardzo słaba i wrażliwa – łatwo ją stracić.

Zdajemy sobie sprawę, w jak ograniczonym stopniu kobieta pozostaje w dyspozycji płodności.

Tylko jedna czwarta jej czasu jest płodna. Dzisiejsze metody pozwalają z dużą precyzją ocenić czas płodności.

Jak należy ocenić intencję stosowania korzystania z okresów niepłodnych po to, by nie było dziecka?

Współżycie płciowe ma podwójną funkcję. Z jednej strony ma pogłębić miłość małżeńską, a z drugiej strony otwiera się na płodność. Ta otwartość respektuje okres płodności i jest postawą z kategorii „nie deptać trawników". Jeżeli napotykamy na drodze klomb, powinniśmy go obejść dokoła, a nie przechodzić w poprzek. Antykoncepcja to przechodzenie w poprzek.

Ale intencja, by nie współżyć w okresach płodności, jest taka sama – nie mieć dziecka.

To świadczy o odpowiedzialności płciowej. Decyzja o dziecku powinna być podjęta w konkretnym kontekście życiowym z równoczesną świadomością, że dziecko to dar od Boga, które – co by się nie działo – trzeba przyjąć, trwając w ufności Bogu.

A można swobodnie powiedzieć: poprzestaję na jednym dziecku?

Można, ale trzeba mieć świadomość, że dobro dziecka wymagałoby, by było ich dwoje lub troje. Rolą rodziny jest socjalizacja, a to jest dużo trudniejsze, kiedy jest się jedynakiem. Oczywiście dzieje się to w przedszkolach, szkołach, ale nie w rodzinie.

Czyli jest ksiądz arcybiskup zwolennikiem dużych rodzin?

Rodzin harmonijnych i pełnych...

Trzy plus?

Trzy, dwa, przynajmniej dwa. Dziecko powinno móc dojrzewać w interakcji z innym dzieckiem, które jest jego bratem lub siostrą – to jest bardzo wychowawcze. One się jak otoczaki w potoku docierają. Co więcej, wychowywanie jedynaka oznacza nałożenie na niego całości ogromnej odpowiedzialności, jaka się wiąże z oczekiwaniami rodziców. Często blokuje to jego rozwój – np. nie może wykonywać danego zawodu, bo jako syn swoich rodziców musi zostać lekarzem, nie może pójść do seminarium, bo rodzice chcą mieć wnuki, nie może budować swojego życia tak jakby chciał, bo rodzice się martwią. Rodzeństwo są nie tylko dobrem dla rodziców, ale także dla dzieci, które wcześniej już przyszły na świat. Rodzice powinni to rozważyć, decydując się na pierwsze.

Dużo osób mieszka ze sobą na próbę. Z tego, co mówią mi studenci, coraz rzadziej spotykają się z potępieniem takiego zachowania nawet w konfesjonale. Jednak to wciąż grzech?

Oczywiście, grzech cudzołóstwa. Musimy pamiętać, że za ten grzech największy rachunek płaci zazwyczaj dziewczyna – taka jest jej psychologia. Jeżeli związek nie przetrwa, to ona mocniej pamięta i czuje się dużo bardziej wykorzystana niż mężczyzna.

Załóżmy, że taka para chciałaby przystąpić do związku małżeńskiego. Musi się wcześniej wyspowiadać?

Tak, cudzołóstwo jest grzechem ciężkim.

Zatem muszą obiecać poprawę. Jak więc mają się poprawić, skoro wciąż mieszkają razem?

Jeżeli podchodzą do tego poważnie, to powinni na czas przed ślubem odtworzyć okres narzeczeństwa i spojrzeć na siebie z dystansu. To naprawdę procentuje w przyszłości.

Rzeczywiście jest tak, że okres narzeczeństwa, pozbawiony mocnego elementu seksualnego powoduje, że narzeczona staje się piękniejsza, delikatniejsza?

Przede wszystkim dostrzega się cechy pozaseksualne swoje i drugiej osoby.

Wyczytałem ostatnio, że rodzina nie istnieje, że rodzina się zdarza. Dziś traktujemy rodzinę bardziej jako coś, co jest przygodnym elementem życia, nie jest dane raz na zawsze, niezmienne. Rodzina oczywiście znajduje się wysoko na liście priorytetów, konkuruje jednak z innymi  wartościami, jak praca, pasje, rozwój osobisty – ogólnie pojęta samorealizacja.

Właściwie tylko Afryka stawia najpierw na relacje, a dopiero potem na produkcję.

Podobno potrzeba godziny rozmowy by wyjawić, po co się przyszło?

W Afryce nie obowiązuje właściwie czas fizyczny, czyli Kronos, ale czas osoby, zwany Kairos. Rozmowa z drugim człowiekiem ma swoją szczególną dynamikę. Może być dłuższa, może być krótsza, ale nie jest w żaden sposób do zaplanowania.

Czyli nie ma spotkań tylko po to, by coś załatwić?

Absolutnie nie i widać tego istotne efekty w życiu codziennym. Musimy zrozumieć, że ta deprecjacja rodziny jest w rzeczywistości przeszkodą w optymalizacji produkcji. Fundament, jakim powinna być, staje się bytem przypadkowym o zmiennej geometrii. Budowanie małżeństwa to dziś trochę jak zabawa na plaży w budowanie i burzenie.

Dużo osób bierze dziś ślub kościelny, traktując go rytualnie, a tak naprawdę bez wiary w Pana Boga...

To jest problem właściwego przygotowania do sakramentu. Często intencje przystąpienia do sakramentu wynikają z nacisku rodziny, chęci przeżycia ładnej ceremonii, przez co zawierający małżeństwo nupturienci są po prostu niedojrzali. Nie rozumieją, jaka jest wartość dodana sakramentu w stosunku do kontraktu cywilnego.

Co zmienia sakrament w życiu dwojga ludzi, którzy mieszkają już razem?

Cały czas bardzo dużo. To jest wejście w miłość trynitarną, gdzie obecny jest Bóg, który jest weryfikatorem tej miłości.

A kiedy nie jesteśmy otwarci na perspektywę wiary?

Wówczas nie ma sensu przystępować do sakramentu. Bez wiary są one jakby kalekie – obowiązują, jednak nie czerpiemy z nich w pełni.

Sakramentu małżeństwa udzielają sobie narzeczeni. Czy jeśli nie mają w sobie wiary, to sakrament jest ważny?

Tak, szafarzami małżeństwa w Kościele zachodnim są małżonkowie, bo oni siebie dają drugiej osobie. Niezależnie od podejścia do wiary takie postanowienie musi istnieć, gdyż bez tej zgody i przyrzeczenia nie ma małżeństwa. Nie zapominajmy jednak, że małżeństwo jest również instytucją prawa naturalnego. Ono bazuje właśnie na nim, dodając niezwykłe bogactwo sakramentu.

Wszyscy papieże wypowiadający się do członków Trybunału Roty Rzymskiej sugerowali, by ograniczać tendencję do orzekania nieważności małżeństw...

Wszyscy! Co roku!

Jednak coraz bardziej widoczna jest tendencja do poszukiwania nowych powodów unieważniania.

Owszem, pojawiła się nowa przesłanka, która wcześniej nie była badana pod kątem stwierdzenia ważności małżeństwa, a mianowicie brak dojrzałości, czyli zawieranie małżeństwa bez uświadomienia sobie wszystkich konsekwencji.

To ogólna tendencja, w prawie karnym z biegiem lat coraz dokładniej badamy, czy sprawca miał świadomość, co robi i czy skutki swojego postępowania mógł przewidzieć. Wydaje mi się, że w Kościele dzieje się podobnie. Ogarniamy coraz to nowe przestrzenie, które powinna pojąć wola przy podjęciu decyzji. Stąd to rozszerzające się orzecznictwo dotyczące nieważności małżeństwa?

Między innymi. Co więcej musimy sobie uświadomić, że dzisiaj małżeństwa nie mają zewnętrznych amortyzatorów trudności. Dawniej środowisko pomagało młodym ludziom w dojrzewaniu, rodzina interweniowała w sytuacjach kryzysowych. Dziś młodzi ludzie żyją w izolacji, a jakakolwiek ingerencja jest postrzegana jako naruszenie ich prywatności i wolności do decydowania o samym sobie. Mają więc tylko zabezpieczenia wewnętrzne, a niestety dzisiejsza kultura rozsadza trwałość małżeństwa, sugerując czasowość związku, przez co te wewnętrzne „stabilizatory" bywają naprawdę słabe.

(...)

Kościół mówi, że akty homoseksualne są wewnętrznie nieuporządkowane?

Są niesprawiedliwe – nie mamy prawa do ciała drugiego człowieka tej samej płci. Od strony biologicznej wszystkie układy naszego organizmu  są całkowite, a jeśli chodzi o układ płciowy, mamy tylko połowę systemu. On jest komplementarny dopiero w momencie połączenia małżonków w jedno ciało. W miłości znajdujemy dopełnienie różności miedzy płciami. W związku homoseksualnym tego nie ma. Inny jest więc cel.

Nota Kongregacji ds. Nauki i Wiary o legalizacji związków homoseksualnych wskazuje na dwie powinności. Po pierwsze trzeba przeciwstawiać się niesprawiedliwej dyskryminacji osób o skłonnościach homoseksualnych, a po drugie trzeba przeciwstawiać się legalizacji związków homoseksualnych.

Oczywiście, ponieważ tacy ludzie zasługują na równe prawa i taki sam szacunek. Jednak jest także druga strona medalu, kiedy podlegają oni tym samym normom prawa – „nie cudzołóż" dotyczy również ich.

Katolik nie powinien więc dyskryminować homoseksualisty?

Absolutnie. To jest człowiek, który ma swoją godność i swoje ograniczenia. Homoseksualizm to pewna skłonność – jesteśmy odpowiedzialni za akty, a nie za skłonności.

Sam Franciszek mówi: „Kimże jestem, bym miał oceniać homoseksualistę".

Konieczne jest odróżnienie, kim ktoś jest od tego, co robi. Papież nie osądza osób ze skłonnościami homoseksualnymi za to, jaką mają orientację, jednak potwierdza negatywną ocenę samych aktów homoseksualnych. Takie też jest stabilne nauczanie Kościoła w tej sprawie i papież nie wprowadza w tym zakresie żadnej nowości. Innym zagadnieniem jest natomiast promowanie postaw homoseksualnych, które polega na afiszowaniu przez osoby homoseksualne swojego sposobu życia, sprawianie wrażenia, że jest to zjawisko bardzo szerokie, wymagające powszechnego uświadomienia i zmian społecznych. Osoby takie są eksponowane w przestrzeni publicznej, mają również niekiedy potrzebę ekshibicjonizmu w formach swojej ekspresji. Przez to przełamuje się bariera wstydu związanego z intymnością seksualną, zaś wstyd odgrywa wielką rolę w życiu człowieka, stanowiąc zabezpieczenie przestrzeni najbardziej w człowieku podatnych na wykorzystanie lub zniekształcenie. Nikt nie chce ingerować w sferę prywatną tych ludzi, ale gdy słyszymy ich roszczenia o równe prawa do związków partnerskich, trzeba pamiętać, że nie mają oni zdolności do zawarcia małżeństwa.

Co nie musi być ich winą...

Oczywiście, że nie musi, ale jest faktem. We Francji mówi się: C'est un fait. Les faits sont têtus – to jest fakt, a fakty są uparte. Mamy do czynienia z zasadniczym przekłamaniem. Nie pomoże zmiana definicji, kiedy w małżeństwie konieczna jest komplementarność płci i przekazywanie życia.

Oglądałem kiedyś program, który przedstawiał jednego z najbardziej znanych homoseksualistów obecnych w polskim życiu publicznym. W pewnym momencie został przedstawiony jego partner, z którym żyją już razem od kilku lat i muszę powiedzieć, że był to moment bardzo wzruszający. Naprawdę, ci dwaj mężczyźni spojrzeli na siebie z taką dużą intymną czułością i serdecznością, mówiąc bardzo wiarygodnie, że ta miłość jest dla nich największym szczęściem. Czy ta miłość jest gorsza?

Nie chodzi o to, że jest gorsza. Miłość dwóch mężczyzn do siebie nie jest niczym złym, wyraża się w łączącej ich przyjaźni. Kościół potępia natomiast homoseksualny akt erotyczny. Jeżeli mam pretensje do homoseksualizmu, to także fakt, że zabił on ideę przyjaźni między mężczyznami albo kobietami – całkowicie ją zerotyzował. Dzisiaj to chyba największe kłamstwo antropologiczne. W Afryce, jeżeli widzimy mężczyzn trzymających się za rękę, to nie uważamy tego za związek homoseksualny, ale po prostu za objaw przyjaźni. Idą ręka w rękę i to znaczy, że są przyjaciółmi. Tam nie ma żadnego podtekstu seksualnego.

Na to sam się kiedyś złapałem. Swego czasu wybuchła dosyć głośna sprawa związana z analizą wspomnień jednego z członków batalionu „Zośki". W chwili, kiedy odbity Rudy jest pod opieką Alka, tamten go tuli, głaszcze po głowie, mówi mu, żeby się nie przejmował, że któregoś dnia będą mieszkać razem, szczęśliwi i wszystko będzie dobrze. Z tych zachowań, tych słów wysnuto wniosek, że oni byli parą homoseksualną. Te opinie do mnie przemówiły. Nabrałem się?

Zdecydowanie tak! Podobnie było z historią Dawida i Jonatana, z których zrobiono model miłości homoseksualnej. A przecież ich przyjaźń rodziła się w społeczeństwie radykalnie odrzucającym homoseksualizm. Jesteśmy zainfekowani, zindoktrynowani i zaczynamy dostrzegać homoseksualizm tam, gdzie go nie ma – nawet w lekturach szkolnych. Zapominamy natomiast o jednopłciowej relacji przyjacielskiej, która też jest pełna miłości. To miłość braterska, a przecież bracia nie muszą ze sobą współżyć?

...nie powinni...

...a jednak się kochają. Prawda? Zabicie przyjaźni, która jest ogólnoludzką relacją, wartością biblijną, to ogromne nieszczęście – a tym jest jej erotyzacja. Nie zapominajmy, że to samo się dzieje w przyjaźni heteroseksualnej. Dziś jak mężczyzna określa kobietę mianem przyjaciółki, część osób od razu myśli 0 „friends with benefits", jak to nie raz słyszałem od młodych ludzi. W dobie ideologii gender nie jest ważna rzeczywistość partnera, ale ważny jest ktokolwiek, kto się nadaje do uprawiania seksu.

Abp Henryk Franciszek Hoser SAC jest ordynariuszem warszawsko-praskim, pallotynem, przewodniczącym zespołu ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. bioetycznych. Pracował m.in. jako misjonarz a następnie wizytator apostolski w Rwandzie, był przełożonym pallotynów we Francji i Belgii Michał Królikowski jest prawnikiem, członkiem zespołu ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. bioetycznych. Był wiceministrem sprawiedliwości w czasie, gdy resortem kierował Jarosław Gowin

W orędziu na Światowy Dzień Pokoju w 2013 roku Benedykt XVI najwięcej miejsca poświęcił rodzinie. Papież zauważył, że istniejący obecnie chaos jest związany z negowaniem sakramentalnej struktury małżeństwa, promocją innych form związków, naruszaniem norm prawnych i wymiaru sprawiedliwości w kontekście sprzeciwu sumienia, wreszcie naruszaniem godności ludzkiej przez aborcję i eutanazję. Czemu akurat w relacjach rodzinnych papież lokuje źródło nieporządku na świecie? Dlaczego w tak intymnych aktach należy szukać źródła nieporządku?

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy