Stalinizm. Historycy koncentrują uwagę na wielkich wydarzeniach tego okresu, a media na najbardziej bulwersujących. Ale na ogół umyka uwadze presja systemu na zwykłych ludzi, a szczególnie ludzi uznanych za klasowych wrogów. Ja, mój Ojciec, moja rodzina byliśmy wpisani na czarną listę. I to ciężko wpłynęło na nasze życie.
W Zarybiu z Okulickim
Zimą 1945 roku Podkowa, wraz z sąsiednim Milanówkiem, stała się niemal stolicą Polski. Tu koncentrowało się życie polityczne. W Zarybiu (nasze gospodarstwo z dużym domem, na skraju Podkowy Leśnej) też działo się dużo. Mieszkali u nas Korbońscy [Stefan Korboński (1901–1989) – w 1945 pełnił obowiązki Delegata Rządu RP na Kraj], którzy stanowili podstawowe ogniwo łączności z Londynem. Ciągle u Ojca [Janusz Regulski (1887–1983), prezes koncernu energetycznego „Siła i Światło", członek władz Automobilklubu i Związku Łowieckiego, komendant główny Straży Obywatelskiej w Warszawie we wrześniu 1939] ktoś się zjawiał. W dokumentach procesu szesnastu w Moskwie znajduje się zeznanie Jasiukowicza [Stanisław Jasiukowicz (1882–1946), zastępca Delegata Rządu RP na Kraj. Aresztowany w marcu 1945 przez NKWD, sądzony w Moskwie. Skazany na pięć lat, zmarł najprawdopodobniej w więzieniu na Łubiance], który mówi, że „w końcu lutego lub na początku marca br. (1945), w miasteczku Podkowa Główna pod Warszawą, w majątku Regulskiego „Zarybie" (pensjonat), miałem konspiracyjne spotkanie z Okulickim [Leopold Okulicki (1898–1946) – generał, ostatni komendant główny AK. W 1945 w procesie w Moskwie otrzymał wyrok – 10 lat więzienia. Zginął w więzieniu na Łubiance]..." .
Wojna się skończyła, lecz wewnętrzne zagrożenie rosło. Zaczął się exodus na Zachód. Przez nasz dom przeszło wielu wyjeżdżających. Ojciec też się zastanawiał, czy nie powinniśmy emigrować. Miał wszelkie możliwości. W Brukseli czekali zaprzyjaźnieni Belgowie. Ale wyjazd z Kraju, który trzeba odbudowywać, to nie było rozwiązanie zgodne z filozofią życiową Ojca. Zostaliśmy.
Moim priorytetem stały się studia. Miałem już zaliczone prawie cztery lata politechniki. Wciągnęło mnie też życie studenckie. Wiosną podjęliśmy inicjatywę odtworzenia stowarzyszenia „Bratnia Pomoc", będącego reprezentacją studentów i organizatorem różnych form ich wspomagania. W maju zostałem wybrany do zarządu i powierzono mi przewodnictwo komisji kwalifikacyjnej, która miała organizować pomoc dla studentów. Mieliśmy ją rozdzielać, ale aby coś rozdzielać, trzeba najpierw to zdobyć. Zadania rosły więc jak na drożdżach. I do mnie wszyscy przychodzili tak po pomoc, jak i z inicjatywami, jak tę pomoc zdobywać. Stałem się jednym z najbardziej rozpoznawalnych studentów.
Bierutówna uruchomiona
Inauguracja roku akademickiego odbyła się bardzo uroczyście. Odnaleziono przedwojenny sztandar Politechniki. Zostałem wyznaczony na chorążego, co było oczywistym zaszczytem. Zebraliśmy się na Lwowskiej. Pod numerem 7 był wtedy rektorat. Dostałem sztandar do ręki.
I wtedy powstał problem, jak mogę go nieść, nie mając na głowie czapki Bratniaka Politechniki. Odznaką studenta była przecież czapka uczelni, która była przedmiotem dumy i honoru. Politechnika miała czapki okrągłe, brązowe z czarnym otokiem. Kolory sznurków odpowiadały wydziałom. Problem został rozwiązany w sposób dość brutalny. Jakiś student przyszedł w starej przedwojennej czapce, więc zaraz mu ją zdjęto z głowy i wsadzono na moją.