Teraz możemy przeczytać książkę o Ferdynandzie Magellanie, Portugalczyku bez dwóch zdań, choć – podobnie jak Kolumb – w służbie króla Hiszpanii. „Poza krawędź świata" to napisana przez amerykańskiego autora opowieść o poszukiwaniu drogi na Wyspy Korzenne, opowieść o wytrwałości i bezwzględności.  Na szczęście zachowała się wspaniała relacja z wyprawy autorstwa jednego z jej uczestników, Wenecjanina Antonia Pigafetty, który prowadził dziennik, szczegółowo opisując wszystkie interesujące go sprawy. A było ich niemało.

Laurence Bergreen konfrontuje zapiski Pigafetty z tym, co wiemy dziś, powstaje mozaika, wciągająca opowieść, od której trudno się oderwać. Jaki był Magellan? Ambitny, dobry organizator, do tego wierzący w cel, który postawił przed pięcioma statkami swej, jak ją nazwano, Armady Molukańskiej. Miał znaleźć cieśninę, dzięki której Hiszpanie odnajdą krótszą drogę do Wysp Korzennych (Moluków), co zapewni im wygranie rywalizacji handlowej z Portugalczykami. Wyspy bowiem obfitowały w goździki, cynamon, gałkę muszkatołową, które w Europie osiągały wówczas niebotyczne ceny. Wyprawa miała otworzyć Hiszpanom drogę do wzbogacenia się, a nie udowodnić, że Ziemia jest kulą. To stało się przypadkiem.

I Magellan cieśninę odnalazł, choć wcześniej musiał zmagać się z buntem chcących wracać do domu podwładnych, wobec których stosował tortury, a dwóch prowodyrów zostawił na pozbawionej możliwości przeżycia wysepce.  Kiedy zaś armada wpłynęła do cieśniny (dziś Cieśniny Magellana), kapitan uparł się, by podążać dalej w nieznane. Przypłacił to dezercją jednego ze statków, który zawrócił. Ambitny był Magellan i pyszny, brawurowy. Na Filipinach wdał się w konflikt między dwoma władcami. Do domu nie wrócił, zginął w potyczce, którą sam wywołał. W 1522 r. do Hiszpanii zawinął tylko jeden statek z resztkami załogi. Na szczęście dla nas Pigafetta był wśród ocalałych. Ziemia okazała się kulą za cenę śmierci wielu ludzi.

Laurence Bergreen „Poza krawędź świata", Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2014