Amerykę mógł odkryć Jan z Kolna

W 1619 roku polscy koloniści zorganizowali pierwszy strajk w Nowym Świecie. Można więc powiedzieć, że Ameryka zawdzięcza nam nie tylko technologię, prawa wyborcze, ale i prawo do strajku.

Aktualizacja: 10.05.2014 18:08 Publikacja: 10.05.2014 17:37

Hameryka, rok 1909. Polacy na polach pod Baltimore

Hameryka, rok 1909. Polacy na polach pod Baltimore

Foto: Library of Congress

Od kiedy możemy mówić o emigracji z ziem polskich?



Ks. Waldemar Gliński, historyk:

Liczniejsza emigracja na stałe zaczyna się właściwie od XVII wieku. Powody wyjazdów były najczęściej natury politycznej, chodziło o represje. Na przykład po potopie szwedzkim emigrować musieli arianie. W 1658 roku Sejm zobowiązał ich do sprzedaży w ciągu trzech lat majątków i opuszczenia kraju. Oczywiście w przypadku odmowy przejścia na katolicyzm. Najczęściej wyjeżdżano na Węgry, do Prus lub Niemiec północno-zachodnich. Stamtąd po pewnym czasie emigrowano dalej: do Holandii, Anglii czy też do Ameryki Północnej.



Kiedy nasi przodkowie pojawili się w Nowym Świecie?



Podobno Jan z Kolna mógł nawet odkryć Amerykę przed Kolumbem. Ale z całą pewnością polscy koloniści pojawili się tam w II połowie  XVI wieku. Pierwsze dokumenty, które o tym mówią, odnoszą się do 1585 roku, gdy do wybrzeży wyspy Roanoke w Karolinie Północnej dotarli polscy smolarze. Następne wzmianki o Polakach wiążą się z utworzoną w 1607 roku brytyjską osadą Jamestown. Wówczas przybywa tam grupa polskich rzemieślników, specjalistów od produkcji szkła. Przewieźliśmy więc do Nowego Świata dosyć zaawansowaną jak na tamte czasy technologię. Ale nie tylko, bo zaszczepiliśmy tam także zaawansowane koncepcje polityczne.

Demokrację szlachecką?

Aż tak to nie, ale rzeczywiście nasza demokracja była wtedy najbardziej zaawansowana na świecie. Problem polegał na tym, że po kilkunastu latach istnienia Jamestown Brytyjczycy nie chcieli się zgodzić na udział polskich kolonistów w wyborach. Polacy byli jednak ludźmi o wysokim poczuciu własnej wartości, a także reprezentowali wyższy poziom kultury politycznej niż Anglicy. Nie zamierzali więc godzić się na takie traktowanie. Postanowili zdecydowanie zawalczyć o swoje prawa. W 1619 roku zorganizowali pierwszy strajk w Nowym Świecie. Można więc powiedzieć, że Ameryka zawdzięcza nam nie tylko technologię, prawa wyborcze, ale i prawo do strajku.

Czy ten protest przyniósł jakiś efekt?

Jak najbardziej, Anglicy w końcu ustąpili i dopuścili naszych kolonistów do udziału w wyborach. Ówczesna polska emigracja prezentowała wysoki poziom kultury, myśli technicznej i politycznej. Naprawdę mieliśmy co zaoferować Zachodowi.

Kiedy emigracja z Polski zaczyna się wzmagać?

W XVIII wieku po konfederacji barskiej rozpoczynają się masowe deportacje w głąb Rosji. Dotykają one ponad 5 tys. Polaków. Wśród nich jest barwna postać: Maurycy Beniowski, który w swym znakomitym „Pamiętniku" opisał ucieczkę z Kamczatki. Razem z deportowanymi tam Rosjanami przejął galeotę „Święty Piotr i Paweł", a następnie po licznych perturbacjach, w tym buncie załogi i konieczności przywrócenia dyscypliny, udało mu się opłynąć całą Azję, Madagaskar, Afrykę i dotrzeć do Europy. Opowieściami o tej niezwykłej podróży zadziwił potem dwór francuski. Aż dziw bierze, że nikt jeszcze nie nakręcił na podstawie jego „Pamiętnika" barwnego filmu przygodowego.

Inni uczestnicy konfederacji barskiej też uciekali na Zachód?

Tak, wielu uciekało przed represjami. Przypomnijmy choćby Kazimierza Pułaskiego, który bohatersko walczył o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Emigracja polityczna nasila się po zaborach. Była to przede wszystkim tzw. emigracja trzeciomajowa w 1793 roku i emigracja po III rozbiorze w 1795 roku.

Dokąd udawali się uciekinierzy?

Do Lipska, Wiednia, ale przede wszystkim do Paryża, gdzie przebywał na przykład Tadeusz Kościuszko, który otrzymał wówczas honorowy tytuł obywatela francuskiego. Emigracja nasiliła się znowu po upadku Księstwa Warszawskiego, gdy powróciły represje i deportacje w głąb Rosji. A potem nadchodzi powstanie listopadowe...

... i tzw. Wielka Emigracja.

Co prawda jej skala liczebna nie robi może wielkiego wrażenia, ale przymiotnik „wielka" odnosi się do jej czynnika jakościowego: chodziło o wielkość formatu ludzkiego. Wyjeżdżali ci, którzy uczestniczyli w powstaniu, tworzyli rząd narodowy. Ciążyły na nich wyroki śmierci, więc nie mieli innego wyjścia – musieli uciekać. Właściwie cała nasza kultura narodowa przeniosła się wtedy do ośrodków zachodnich.

Na czym skupiała się działalność ówczesnych emigrantów?

Było kilka koncepcji, jak ten potencjał ludzki zagospodarować. Pierwszy plan to stanie z bronią w ręku. We Francji powstało kilka ośrodków, w których polscy emigranci mogli kultywować swoje tradycje wojskowe. Czekali na rozwój wydarzeń, jakąś wojnę, powstanie. Inne koncepcje dotyczyły budowy zwartych skupisk osadnictwa polskiego, gdzie emigranci mogliby stworzyć własną infrastrukturę narodowo-społeczną.

Były pomysły, gdzie takie ośrodki miałyby powstać?

Jedni mówili o francuskiej Algierii, inni o Stanach Zjednoczonych, a jeszcze inni o Adampolu. Była to osada pod Stambułem powstała z fundacji księcia Adama Czartoryskiego, którą zamieszkiwali polscy emigranci. Miejscowość ta zresztą istnieje do dziś pod nazwą Polonezköy. Potomkowie ?XIX-wiecznej polskiej emigracji prowadzą tam przedsiębiorstwa agroturystyczne i nadal modlą się w polskim kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej.

To od razu widać, które kraje były przyjaźnie nastawione do Polaków: Francja, Stany Zjednoczone, Turcja...

Na pewno z początku najbardziej życzliwa była Francja. Gdy jednak w okresie Wiosny Ludów Polacy mocno zaangażowali się po stronie rewolucyjnej, nastawienie rządu francuskiego do nas diametralnie się zmieniło. Wtedy nasiliła się polska emigracja do USA. Może nie były to jeszcze wyjazdy masowe, ale wyemigrowało tam wielu świetnie wykształconych ludzi. Wspaniałą karierę w Nowym Świecie zrobił Włodzimierz Krzyżanowski, który znał wiele języków obcych, a doświadczenie wojskowe zdobywał jeszcze w okresie poprzedzającym Wiosnę Ludów. Po dekonspiracji jego działalności spiskowej musiał emigrować. W Stanach odniósł błyskotliwy sukces, zakładając w Waszyngtonie przedsiębiorstwo handlowe. Kiedy wybuchła wojna secesyjna, zaciągnął się do armii Północy jako zwykły żołnierz. Już w pierwszych dniach wojny otrzymał awans na kapitana ochotników, a po bitwie pod Cross Keys został mianowany dowódcą drugiej brygady gen. Carla Schurza. Za odwagę, którą wykazał się w bitwie w okolicach rzeki Bull Run, do amerykańskiego Senatu trafił wniosek o nominowanie go na generała. Nie otrzymał tej nominacji, bo nikt w Senacie – jak głosiła jedna z anegdot – nie potrafił wymówić jego nazwiska.

A jakie były prawdziwe powody?

Niestety, amerykańska opinia publiczna bardzo źle odnosiła się do cudzoziemców walczących po stronie Północy. Chodziło o to, że amerykańscy dowódcy, którzy na początkowym etapie wojny nie odnosili sukcesów, odpowiedzialność za klęski zrzucali na żołnierzy obcego pochodzenia. Jednak wbrew tym zarzutom wielu Polaków robiło w armii błyskotliwe kariery. Polacy w USA wciąż reprezentowali wysoki poziom kultury i wykształcenia. To byli nie tylko wojskowi, ale i prawnicy, ogólnie wyższe sfery społeczne.

Potem przyszła emigracja zarobkowa. Kiedy możemy mówić o jej początkach?

Właściwie już w latach 20. i 30. XIX wieku. Moda na emigrację zarobkową obejmuje najpierw zabór pruski. W połowie XIX wieku Polacy razem z Niemcami wyjeżdżają do Australii. W miejscowości Sevenhill do dzisiaj można spotkać ślady tej polskiej kolonizacji antypodów. Polscy chłopi wyjeżdżają też do USA, a w latach 50. pierwsi Kaszubi trafiają do Kanady. W stanie Ontario powstają tzw. kanadyjskie Kaszuby.

Kiedy emigracja zarobkowa przybiera na sile?

Już w drugiej połowie XIX wieku. Głównymi jej kierunkami stają się Francja i Niemcy. Otto von Bismarck próbuje wtedy nawet ograniczyć emigrację sezonową z Polski, jednak jego własne zaplecze polityczne – pruscy  junkrzy – protestuje przeciw tym pomysłom, bo emigranci z Polski byli potrzebną i tanią siłą roboczą, szczególnie w rolnictwie. Na przełomie wieku XIX i XX popularnym kierunkiem emigracji staje się Ameryka Południowa. Mówi się o trzech fazach tzw. gorączki brazylijskiej. Była to emigracja głównie z Rosji i Galicji, a wyjeżdżali nie tylko Polacy, ale też Ukraińcy i Żydzi. Emigrują oni także do Argentyny i Chile.

Dlaczego akurat Ameryka Południowa?

W badaniach nad emigracją mówimy o czynnikach „push", czyli wypychających, oraz o czynnikach „pull" – przyciągających. Zabór rosyjski i Galicja to regiony biedne, słabo rozwinięte przemysłowo. Jednak najważniejszym czynnikiem wypychającym był boom demograficzny, który ogarnął całą Europę, a szczególnie jej regiony najbardziej rozwinięte pod względem gospodarczym. Z kolei kraje Ameryki Łacińskiej potrzebowały nowego potencjału ludzkiego, by zagospodarować rozległe tereny. Dlatego prawo emigracyjne w Brazylii i Argentynie niezwykle sprzyjało europejskim imigrantom. Konstytucja Argentyny zakazywała wręcz nakładania jakichkolwiek ograniczeń na imigrację. Do tego udzielano tanich kredytów na zagospodarowanie się: zakup ziemi, budowę domu itd. Podobnie było w Brazylii. W końcu do dziś Kurytyba jest jednym z ważniejszych ośrodków polonijnych. Jeśli chodzi o Chile, to przypomnijmy choćby postać Ignacego Domeyki, wybitnego naukowca, rektora uniwersytetu w Santiago i bohatera narodowego tego kraju. On nigdy nie pogodził się ze swoją emigracją, utrzymywał kontakty z Polską, prowadził korespondencję. Był przekonany, że kiedyś uda mu się wrócić do ojczyzny.

Czy podobnie myśleli emigranci zarobkowi? Też chcieli wrócić do domu?

Jeśli mowa o emigracji plebejskiej, to jej przedstawiciele podtrzymywali więzi z Polską tak samo jak emigranci ze sfer wyższych. Najlepiej świadczy o tym fakt, że podczas I wojny światowej armia gen. Józefa Hallera składała się w przeważającej mierze z emigrantów polskich z USA. Oznacza to, że 30 tys. emigrantów, którzy wyjechali do Stanów za chlebem, powróciło do kraju z armią Hallera!

W XIX wieku powstawały na obczyźnie jakieś polskie instytucje?

W Brazylii czy Argentynie szkoły z wykładowym językiem polskim istniały aż do końca dwudziestolecia międzywojennego, czyli do momentu, gdy tamtejsze rządy zaczęły mocniej wspierać procesy asymilacyjne i naukę języka urzędowego. W końcu lat 30. argentyńska Polonia pod względem liczebnym ustępowała jedynie Polonii kanadyjskiej i brazylijskiej. W 1939 r. mieszkało w Argentynie 120 tys. Polaków. Byli zorganizowani w Związku Polaków w Argentynie i Polskim Ośrodku Kulturalnym. Podobnie było w innych krajach, gdzie Polacy tworzyli własną infrastrukturę społeczną, organizacje i wydawali własne czasopisma. Podczas powstania styczniowego zaczęła wychodzić pierwsza w USA polska gazeta „Echa z Polski". Tworzono też wtedy komitety polskie, których celem było finansowe wspieranie powstania i informowanie opinii amerykańskiej o tym, co dzieje się w Polsce.

To przecież czasy wojny secesyjnej, Amerykanie żyli więc zupełnie innymi problemami.

Ma pan rację, ale i tak organizowano bankiety, na które zapraszano amerykańskie elity i próbowano je przeciągnąć na naszą stronę. Nie było to łatwe także dlatego, że Amerykanie utrzymywali wtedy bardzo dobre stosunki z Rosjanami. Był nawet taki incydent w czasie powstania styczniowego, gdy w jednym z amerykańskich portów zacumował rosyjski okręt. Zbiegł z niego Polak Aleksander Milewski, który zaciągnął się do nowojorskiego pułku artylerii i brał udział w walkach na terenie Wirginii. Jednak na żądanie władz rosyjskich został przekazany załodze statku, natychmiast skazany przez sąd wojenny i powieszony na szubienicy. Ta śmierć wywołała wielkie poruszenie nie tylko wśród Polonii, ale i w całej amerykańskiej opinii społecznej. Każdemu bowiem żołnierzowi, który dobrowolnie zaciągał się do armii, prawo gwarantowało całkowitą nienaruszalność i wolność. A Amerykanie złamali własne zasady.

Przeskoczmy do czasów II RP. Czy gdy Polska odzyskała niepodległość, elity wróciły z obczyzny do kraju?

Dobry przykład dał Ignacy Jan Paderewski, który wrócił z Europy Zachodniej, by objąć stanowisko premiera. Część elit wróciła za nim, jednak pamiętajmy, że II RP była krajem biednym i jej rynek pracy nie mógł sprostać potrzebom Polaków. Czasy dwudziestolecia międzywojennego to więc kolejny okres emigracji zarobkowej: do Niemiec, Francji i – co ciekawe – na Łotwę. We Francji uprawnienia legalnych imigrantów regulowały porozumienia dotyczące emigracji organizowanej, zawierane między stowarzyszeniami pracodawców francuskich a odpowiednimi stowarzyszeniami czy organizacjami zagranicznymi. W przypadku Polski były to Polskie Towarzystwo Emigracyjne czy Towarzystwo Rolnicze w Warszawie. Emigracja do Francji była dobrze zorganizowana. Okres II wojny światowej przyniósł kolejną falę wielkiej emigracji, bo znów mamy do czynienia z wyjazdem dużej części naszych elit. Wyjeżdżają tacy ludzie jak Wacław Czerwiński, wybitny konstruktor lotniczy, który polską myśl konstrukcyjną przeszczepił na grunt kanadyjski. Oni zdecydowanie poprawili wizerunek Polaków za oceanem.

Rozumiem, że od wojny o niepodległość i wojny secesyjnej ten wizerunek się pogorszył?

Niestety, bo emigracja zarobkowa do Ameryki to była głównie emigracja plebejska, przez co traktowano nas jako najgorszą kategorię emigrantów. W Kanadzie do poprawy opinii o Polakach wybitnie przyczyniła się Wanda Stachiewicz, córka znanego historyka Władysława Abrahama i żona gen. Wacława Stachiewicza. Zaprzyjaźniła się z rektorem uniwersytetu w Montrealu i zaczęła organizować bankiety, koncerty oraz występy promujące polskość. Jej aktywność spowodowała, że polskość przestała być źle postrzegana, zaczęła być wręcz czymś atrakcyjnym.

A czy w PRL można w ogóle mówić o jakiejś większej emigracji?

Miała ona miejsce przede wszystkim w latach 80. Wcześniej emigrowali głównie Żydzi, szczególnie w 1968 roku na fali antysemityzmu, który został rozpętany przez Władysława Gomułkę. Granice uchyla trochę Edward Gierek w latach 70., ale nie były to jeszcze masowe wyjazdy. Jednak po stanie wojennym fala emigracji jest już dosyć pokaźna. Wiele krajów zachodnich przyjmuje nas wtedy z otwartymi ramionami, tworzy dla Polaków specjalne projekty socjalne itd. Jednak, co warto zauważyć, stara emigracja z okresu wojny stworzyła na Zachodzie własną infrastrukturę kulturalno-społeczną i żyła w pewnych enklawach. Nowa emigracja z lat 80. nie odczuwała potrzeby, by się wkomponować w te struktury. Ci ludzie żyli jakby w dwóch różnych światach.

Jak można to wytłumaczyć?

Różnicami mentalnymi. Nowi to jednak byli ludzie wychowani w PRL. Zdarzało się niejednokrotnie, że nadużywali pomocy organizacji polonijnych, co później stwarzało pewien dystans do nich. Podobnie rzecz się miała z emigracją z lat 90., która też nie wkomponowywała się w infrastrukturę polonijną. Największa fala emigracji zaczyna się oczywiście po 2004 roku i naszej akcesji do Unii Europejskiej. W ostatnich latach z Polski wyjechało więcej ludzi niż w czasach deportacji sowieckich. W dzisiejszej Polsce istnieją więc tak silne mechanizmy wypychania jak podczas okupacji.

Czym różnią się stara i nowa emigracja?

Dawnych emigrantów wiążą z Polską pozytywne emocje. Ich poziom utożsamiania się z polskością jest bardzo silny. Można się o tym przekonać, uczestnicząc w różnych uroczystościach polonijnych. We wszystkich działaniach dawnych emigrantów przejawia się olbrzymi patriotyzm. Wśród nowych emigrantów nie widać tego już tak wyraziście. Ci, którzy wyjechali z Polski po 2004 roku, są, niestety, związani z Polską negatywnymi więzami emocjonalnymi. Trudno w końcu kochać ojczyznę, która wobec własnych obywateli posługuje się tak silnymi mechanizmami wypychania.

Ks. dr hab. Waldemar Gliński jest historykiem, wiceprezesem Światowej Rady Badań nad Polonią, profesorem na Wydziale Nauk Historycznych i Społecznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał