Piranie za kulisami meczu

Żeby ustawić piłkarskie spotkanie, ?nie można przekupić zbyt wielu zawodników, bo wtedy widać, ?że pojedynek został sprzedany. ?Idealna sytuacja to taka, w której pół drużyny zasuwa na boisku, a druga część kontroluje sytuację, by przypadkiem wynik nie wypadł za dobrze.

Publikacja: 16.05.2014 18:28

Piranie za kulisami meczu

Foto: Plus Minus, Grzegorz Hawałej

"Przekręt. Futbol i zorganizowana przestępczość" powinni przeczytać wszyscy piłkarscy kibice. Sędziowie i prokuratorzy też. Niestety, książka Declana Hilla, która właśnie ukazuje się na polskim rynku nakładem wydawnictwa Officyna, nie zaczyna się od słów „dawno, dawno temu" ani nawet „za siedmioma górami, za siedmioma lasami". Wszystko odbyło się tu i teraz, choćby nawet zły czarnoksiężnik na co dzień mieszkał gdzieś w południowo-wschodniej Azji.

To nie ma większego znaczenia, bo w dobie internetu można zrobić krzywdę czy obrazić kogoś, nie wychodząc z domu. Można też kupić i sprzedać mecz.

I właśnie o tym jest ta książka. I niestety, nie jest to powieść, choć czyta się ją jak najlepszy kryminał. Najlepiej, gdyby nigdy nie musiała ona powstać, ale dobrze, że znalazł się odważny dziennikarz, który rzucił trochę światła na to, czym jest współczesny futbol.

Declan Hill spędził w podróżach kilka lat, jeździł do Kuala Lumpur i Singapuru, a wszystko po to, żeby poznać pajęczynę, w którą wpadły setki piłkarzy, trenerów, arbitrów i działaczy. Bywało, że sami dobrowolnie się w nią pakowali i jeszcze byli z tego zadowoleni, bo dobrze na tym zarabiali.

Nie było chyba takiej ligi i takiego spotkania, którego gangrena by nie dopadła. Liga Mistrzów? Mistrzostwa świata? Puchar UEFA? Liga belgijska, fińska, rosyjska, niemiecka, malezyjska, chińska, singapurska? Turniej towarzyski z udziałem Korei Północnej i Kanady? Lata 80., 90. czy dwutysięczne? Wszystko już było. Każdy mecz nadaje się do obstawienia, na każdym można zarobić, każdy o coś gra.

Właściwie ta książka to niemal w całości: seks, kłamstwa i kasety wideo. I jeszcze pieniądze, bardzo dużo pieniędzy. Trup ściele się gęsto, akcja przenosi się z miejsca na miejsce. Są podejrzane typy, z którymi nikt nie chciałby razem stać w kolejce do warzywniaka, ale są też ludzie w drogich garniturach, wykwintni, światowi. I tak samo cyniczni jak ci pierwsi. I równie niebezpieczni.

Najgorsze, że nie ma jednego pająka, który tkałby tę pajęczynę. Nie wystarczy złapać nawet najpotężniejszego bossa, żeby zlikwidować problem. Są ich dziesiątki, jeśli nie setki, większych i mniejszych, bardziej i mniej wyrafinowanych. Metody też bywają różne. Nasz rodzimy Ryszard F., pseudonim Fryzjer, to przy specach z Azji czy Bałkanów ledwie niewinna płotka. Dobry, rubaszny wujek.

Poderżnięte gardło ?i zmasakrowana twarz

Z Kevinem Zhen Xing Yangiem pewnie przyjemnie by się rozmawiało: młody, przystojny, po dobrych studiach. Mógłby robić karierę w handlu, bankowości czy jako prawnik. Gdyby oferował w sprzedaży ubezpieczenia na życie, to pewnie też by odnosił sukcesy. Już się tego nie dowiemy, bo 9 sierpnia 2008 roku w niewielkim mieszkaniu w Newcastle znaleziono zwłoki jego oraz jego dziewczyny Cici Xi Zhou.

Oboje przed śmiercią byli brutalnie torturowani: Yangowi poderżnięto gardło, a Zhou miała zmasakrowaną twarz i głowę. Yang miał organizować w Wielkiej Brytanii siatkę Chińczyków obserwujących mecze na wszystkich szczeblach rozgrywek i na bieżąco przekazujących do Azji wiadomości o tym, co się dzieje na boiskach. Widocznie Yang zdradził i dla kogoś takiego nie było litości.

To nie są ludzie, z którymi można żartować, w ustawianie wyników spotkań angażują się najgroźniejsze gangi na świecie, a do zgarnięcia i straty jest zbyt wiele miliardów dolarów, by ktoś sobie tutaj pozwolił na jakiekolwiek odstępstwa od reguł.

Kiedy Declan Hill jeździł po Azji, żeby zbierać materiały do swojej książki, nasłuchał się tylu opowieści o zabójstwach, że zaczął bać się o swoje życie. Nocami barykadował się w pokoju, wykręcał żarówkę i kładł się spać z głową w nogach łóżka. Jeśli płatny zabójca wdarłby się do pokoju i po ciemku próbował strzelić w głowę, Hill zyskałby kilka sekund na zmylenie go. To nie były wytwory chorej wyobraźni, miał powody, żeby się bać.

Bruce Grobbelaar, legendarny bramkarz Liverpoolu lat 80., który rzekomo przyjmował pieniądze od azjatyckiego syndykatu, zajmującego się ustawianiem spotkań, opowiadał jednemu z przyjaciół o ryzyku, które czai się w tym półświatku: „Bo kiedy zrobisz ich w ch..a, to się im nie spodoba. A wtedy naślą swoich przydupasów... i masz prze...ane. A wtedy lepiej uważaj... Lepiej, k...a, spraw sobie kamizelkę kuloodporną... Bo oni mogą, k....a, wszystko. Bo robi się wtedy ku....sko niebezpiecznie".

Tak więc jak już się zdecydujesz, żeby wejdziesz do tej rzeki, to uważaj, bo ciężko się z niej potem wydostać, a jest mętna i pełna piranii. Niektórzy wchodzą tam, bo pcha ich do tego chciwość, choćby nawet dobrze zarabiali. Inni wchodzą, bo nie mają innego wyjścia. Może być przecież tak (i jest bardzo często), że wynik chce ustawić prezes klubu, a wtedy co ma zrobić zawodnik lub trener?

Nie każdy jest tak twardy i ma taką pozycję jak Yang Zuwu, który w 2004 roku jednym ruchem zniszczył chińską ligę zawodową. I dobrze, że to zrobił. Liga była tak przeżarta korupcją, że nie dało się jej uratować. Yang ściągnął z boiska swoich piłkarzy (zespół Beijing Hyundai) w 84. minucie spotkania i nie pozwolił wrócić na boisko. Na żaden kolejny mecz też już mieli nie wyjść. Trener twierdził, że w lidze nie da się rywalizować uczciwie. Yanga poparły inne kluby i tak liga, w którą wpompowano setki milionów dolarów, upadła zaraz po powstaniu.

To Azja, no tak, a co z Europą? Tutaj jest tak samo albo przynajmniej bardzo podobnie. Belgia przecież nie jest przeżarta korupcją, samo serce kontynentu, piłkarze dobrze zarabiają, nikt nie musi sprzedawać meczów z biedy.

Kradną nawet ?w Niemczech

Ye Zheyun zaczął działać w Belgii w listopadzie 2004 roku. Przez 12 miesięcy, w czasie których zajmował się ligą, wszedł w kontakty z 14 klubami. Żaden z nich nie skontaktował się z innym, żaden nie powiadomił organów ścigania. Wszystko szło w najlepsze. Ye Zheyun robił przekręty i wszyscy byli zadowoleni. Potem ten chiński „biznesmen" zdecydował się na zakup jednego klubu w lidze fińskiej (Allianssi) i tam też zaczął ustawiać spotkania.

Wpadł, bo poczuł się zbyt silny i miał spore libido. Poznaną 18-latkę zabrał na mecz i tam opowiadał jej, jak ustawił jego wynik. Na kolejną randkę umówił się w brukselskim Hiltonie i w zamian za drobne usługi obiecywał, że pomoże dziewczynie zrobić karierę modelki. Wtedy dziewczyna i jej matka wezwały policję.

Kradną i przekupują też w sąsiedniej Francji. Na początku lat 90. tamtejszą ligą i Europą wstrząsnął skandal z udziałem Olympique Marsylia. Jego prezes Bernard Tapie nagminnie korumpował sędziów i przeciwników. Pojawiały się nawet plotki, że kupiony został finał Ligi Mistrzów w 1993 roku.

Kradną i przekupują nawet, o zgrozo, w Niemczech. W końcu największe śledztwo korupcyjne w dziejach futbolu, obejmujące pół Europy, prowadziła prokuratura w Bochum. Jednym z najsłynniejszych skorumpowanych arbitrów był Robert Hoyzer, młody Niemiec, przed którym kariera stała otworem.

Miał wszystko: pieniądze, popularność, piękną narzeczoną i stracił wszystko, bo zaczął się zadawać z chorwackimi hazardzistami, z którymi razem ustawiali mecze. Właściwie nie wiadomo, dlaczego to zrobił. Chyba zadecydowała chciwość: mieć jeszcze trochę więcej, zarobić kolejne kilka tysięcy, to stały motyw, powtarzający się jak refren co kilka stron książki Declana Hilla.

Hoyzer, zanim trafił do więzienia, wystąpił jeszcze w programie telewizyjnym, w którym chciał przedstawić własną wersję wydarzeń. Publiczność go wygwizdała, co w Niemczech było nie lada szokiem. Kibice byli wściekli na kogoś, kto zszargał nieskazitelny wizerunek niemieckiego piłkarstwa i to na kilka miesięcy przed mistrzostwami świata w tym kraju.

Hoyzer czy bracia Sapina trafili do więzienia, ale swoich mocodawców nie wydali. Wiadomo jednak, że w tym morzu musiały pływać jeszcze grubsze ryby. Oni byli płotkami. Wyroki, które tam zapadły, nie były satysfakcjonujące, ale nikt chyba nie miał interesu w tym, żeby dotrzeć do samego sedna problemu. Udało się znaleźć winnego. Media i opinia publiczna dostały ofiarę. Dobrze jest, jak jest. Hoyzer odsiedział swoje, kilku sędziów odsunięto od obowiązków za to, że nie powiadomili władz o korupcyjnych propozycjach ze strony kolegi. Komu byłoby potrzebne robienie afery?

Pewnie każdy arbiter, który trochę meczów już w swoim życiu prowadził, spotkał się z korupcyjną propozycją. Wielką zaletą książki Declana Hilla jest to, że precyzyjnie opisuje, jak się tego typu transakcje załatwia. Wszystko zależy od tego, którą z dróg przekupstwa się wybierze.

Można wciągnąć w całą sprawę arbitra. Ten niemal dowolnie wpłynie na wynik spotkania. Wystarczy, że podyktuje rzut karny, odgwiżdże spalonego (albo i nie), nie uzna bramki (albo ją uzna), wyrzuci kogoś z boiska.

Wiele zależy od tego, jak przyjmowane są zakłady i na czym da się zarobić. A obstawiać można wszystko, już nie tylko „wygra, przegra czy zremisuje", ale też dokładny wynik, liczbę bramek w pierwszej i drugiej połowie (a nawet przedział minutowy). Kombinacje są nieograniczone, a co za tym idzie, możliwości  przekrętów rosną w postępie geometrycznym.

Na te wszystkie zmienne wpływ mają sędziowie spotkań, dlatego warto się nimi dobrze zająć. Hryhorij Surkis (ten, który wymyślił Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie) z Dynama Kijów został w połowie lat 90. zawieszony za to, że oferował arbitrowi futro. Ot, niewinny podarunek.

Tłumaczki na noc

Ale są również inne sposoby, a wśród nich na czele listy są kobiety. Declan Hill cytuje wielokrotnie opinie ludzi, którzy wspominają, jak do pokojów hotelowych, gdzie mieszkali arbitrzy, przyprowadzano atrakcyjne tłumaczki. Nieraz odbywało się to nieoficjalnie, między słowami, tak by nikt nie czuł się niekomfortowo, czasami sędziowie sami mówili, o której godzinie powinny zjawić się kobiety. Innym razem, następnego dnia rano, do apartamentu wpadali działacze klubowi, którzy szantażowali sędziego, że ujawnią, co robił w nocy. Niekiedy to kobiety mówiły, że potrzebują pomocy i sędzia powinien być przychylny „ich" drużynie.

Zdarzało się, że sytuacja była czarno-biała i nikt nie miał wątpliwości, po co i dlaczego w hotelu zaczynają się nagle kręcić kobiety. Kiedy indziej aranżowane to było tak, żeby skrzyło się wszelkimi odcieniami szarości: jesteśmy dla siebie mili, dobrze się bawimy, jest alkohol, dobre jedzenie, więc musi być też miłe towarzystwo. W tym świecie seks jest towarem, którym się płaci na co dzień. To waluta lepsza niż każda inna, bo zostawia mniej śladów.

Niektórzy arbitrzy sami stawiają warunki i wtedy np. kobiety zostają na dwie noce, zamiast na jedną. Ljubomir Barin, który ustawiał mecze w lidze francuskiej w latach 90. (między innymi dla Bordeaux i Olympique Marsylia), opowiadał przed sądem: „Seks bywał wykorzystywany. Zdarzało się, że tłumaczka przychodziła do pokoju hotelowego i dawała sędziemu do zrozumienia, że nie miałaby nic przeciwko temu, żeby się z nim przespać. Następnego ranka zjawiali się u niego klubowi działacze. »Jeśli nie będziesz dla nas życzliwy, sprawimy, by ludzie się dowiedzieli, co robiłeś zeszłej nocy« – grozili".

Są też inne podarunki. Michel Zen Ruffinen, kiedyś arbiter, potem bardzo ważny działacz w strukturach FIFA mający powszechnie opinię kryształowo uczciwego. Opowiadał, jak dostał propozycję od działaczy Atletico Madryt (za czasów prezesury kontrowersyjnego Jesusa Gila), by zrobił sobie zakupy na koszt klubu. Poszedł tylko na kawę ze swoimi asystentami.

Można zrobić to tak, a można też inaczej. Można zapłacić drużynie przeciwnika, żeby nie starała się tak bardzo, jak powinna. Na ogół kupuje się około pięciu piłkarzy, a podstawą jest, żeby wśród nich byli: bramkarz, jeden obrońca i napastnik. Nie można przekupić zbyt wielu zawodników, bo wtedy widać, że mecz został sprzedany. A do podzielenia się kasą jest za dużo osób. Idealna sytuacja to taka, w której pół drużyny zasuwa na boisku, a druga część kontroluje sytuację, by przypadkiem wynik nie wypadł za dobrze. Kibice mają wtedy mętlik w głowach i są skłonni wierzyć, że wszystko odbyło się uczciwie.

Obraz, który maluje w swojej książce Declan Hill, jest niezwykle przygnębiający i niestety, od podejrzeń o korupcję nie są wolne nawet największe imprezy. Wielu kibiców pamięta mecze Korei Południowej z Włochami i Hiszpanią podczas mundialu w 2002 roku. Nikt nikogo za rękę nie złapał, ale gospodarze pokonali dwie europejskie potęgi, a sędziowie podjęli kilka bardzo kontrowersyjnych decyzji.

Declan Hill w swojej książce opisuje jeszcze inne spotkanie, między Włochami i Ghaną, podczas mundialu w 2006 roku. Według niego tamten mecz musiał zostać ustawiony, choć dowodów na to nie ma. Jeden z jego rozmówców otwarcie przyznaje, że ustawił mecz również podczas turnieju olimpijskiego w Atlancie w 1996 roku.

Jak handel narkotykami

Książka angielskiego dziennikarza ukazuje się w Polsce sześć lat po swojej premierze. Szkoda, że tak późno i że autor nie poświęcił w niej miejsca naszym rodzimym specom od ustawiania spotkań. Miałby sporo materiału do ciekawych opowieści: choćby pieniądze znajdowane w kołach zapasowych samochodów czy absurdalne decyzje arbitrów podczas finałów Pucharu Polski. Sędziowie, obserwatorzy spotkań, działacze rodem jeszcze z PRL, awanse i spadki, znani trenerzy wiezieni na przesłuchania. Powstało nawet powiedzenie, że „ktoś jedzie do Wrocławia", czyli jest zamieszany w piłkarską korupcję.

Były w korupcję zamieszane: i Arka Gdynia, i Polar Wrocław, i Korona Kielce, i Szczakowianka Jaworzno. I jeszcze wiele innych klubów oraz ludzi z pierwszych stron gazet, nawet byłych i obecnych reprezentantów Polski. Środowisko piłkarskie, choć bardzo niechętnie, musiało jednak przyznać, że problem jest niezwykle poważny.

Polscy specjaliści od ustawiania wyników nie byli tak krwiożerczy jak ich azjatyccy czy rosyjscy odpowiednicy (tak, tak, w książce Declana Hilla nie mogło zabraknąć wątku rosyjskiego, jednego z najbardziej soczystych), ale i u nas afera korupcyjna ma swoje ofiary. Piłkarz Sławomir Rutka brał udział w ustawianiu spotkań. Przyznał się do tego, współpracował z prokuraturą, dostał karę, 22 lutego 2009 roku targnął się na życie. Być może nie wytrzymał nerwowo, choć kara, którą dostał, wcale nie musiała przekreślić jego życia.

Rafał Stec w posłowiu do polskiego wydania porównuje korupcję w futbolu do handlu narkotykami i dopingu w sporcie. Podobnie jak te dwa arcygroźne przestępstwa, niszczy ona wszystko, z czym się zetknie, i jest niemal nie do wytępienia. Wypalona żelazem w jednym miejscu, odradza się w innym, bo zawsze znajdzie się ktoś gotowy, by dorobić, albo potrzebujący gwałtownie gotówki. Pieniądze zaś znajdą się zawsze u gangsterów, dla nich to jest inwestycja.

Kto kocha futbol, niech się dwa razy zastanowi, nim sięgnie po tę książkę. To fascynująca lektura, ale niezwykle bolesna. Nie pozostawia złudzeń, zostawia w umyśle skazę. Od tego momentu każdy błąd i kiks na boisku zaczyna rodzić podejrzenia. Jeśli ktoś potrafi z tym żyć, to ma szczęście. Jednak jeśli dla kogoś futbol to religia, to lepiej niech nie czyta. Będzie zszokowany tym, jak wielu potomków miał Judasz.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy