Zaremba zamiast Katona

Stany, Stany, wiadomo – fajowa jazda, nieodwzajemniona miłość, półwiekowa fascynacja, którą najsmaczniej opisał Hłasko w „Pięknych dwudziestoletnich".

Publikacja: 05.07.2014 02:00

Zaremba zamiast Katona

Foto: ROL

Z rzetelną wiedzą na temat USA różnie jednak w Polsce bywało. Trudno się zresztą temu dziwić, skoro dyżurnym „amerykanistą" pozostawał przez kilka dekad Longin Pastusiak, autor, który swą obrotnością potrafiłby zawstydzić Tartuffe'a i Talleyranda.

W roku 2012 ukazał się pierwszy tom dziesięcioksięgu Piotra Zaremby „Dzieje polityczne Stanów Zjednoczonych od roku 1990". Dzieło to, podobnie jak pierwsze drapacze chmur, budzi respekt rozmiarami: lektura drugiego tomu, który właśnie się ukazał,pozwala jednak odczytać zamysł autora i zrozumieć, że praca ta nie może być szczuplejsza. „Dzieje..." bowiem w pełni spełniają obietnicę zawartą w podtytule: to historia stricte polityczna, ostentacyjnie wolna od rozdziałów poświęconych przewagom wojennym, dokonaniom naukowców, nowym zjawiskom w dziedzinie kultury.

Tego ostatniego mogą trochę żałować wszyscy, którzy poznawali Stany przez traktujące o nich powieści, postępując od chłopackich wtajemniczeń w Londona, Twaina i „Buszującego w zbożu" ku Fitzgeraldowi, Faulknerowi i innym radościom. Pamiętam, jak wiele o Ameryce przełomu wieków dowiedziałem się z „Miasteczka Winesburg" Sherwooda Andersona, i marzę sobie, by w kolejnym tomie znalazł się bodaj przypis poświęcony echom amerykańskiego międzywojnia w literaturze: słychać je przecież zarówno w nieśmiertelnym „Zabić drozda" Harper Lee, jak i w najlepszej może powieści, jaką napisano o uprawianiu polityki – gorzkim, urzekającym „Gubernatorze" Roberta Penn Warrena.

Szanse na przypis ma jednak, myślę, w najlepszym razie „Gubernator", Piotr Zaremba bowiem z żelazną dyscypliną trzyma się jednego (choć rozgałęziającego się w dziesiątki wątków) motywu: narzędzi, metod i celów uprawiania polityki. Nie sposób pisać o tym, nie przedstawiając ewolucji państwa i jego instytucji, nowych sił i ruchów społecznych, roli i działań USA w świecie.

Wszystko to znalazło się w 600-stronicowym tomie, od ewolucji Białego Domu, jeszcze u progu prezydentury Wilsona w niczym nieprzypominającego centrum dowodzenia najpotężniejszego państwa świata, przez ewolucję związków zawodowych, pojawienie się sufrażystek i zwolenników prohibicji aż po amerykańską dyplomację na Pacyfiku i podczas konferencji wersalskiej. A jednak mimo tysięcznych szczegółów (jakim cudem autor dotarł do cytatów z takich tytułów, jak „Springfield Republican" czy „St.Louis Post-Dispatch"?) wydaje się, jakby najgłębszą intencją Piotra Zaremby był nie tyle kronikarski zapis, ile ukazanie samej materii i mechaniki polityki.

Te spory o kształt polis są coraz bardziej złożone, bo mają miejsce w państwie z każdym rokiem rosnącym w ludność, zasoby i potęgę, wolnym od tradycji i formuł krępujących politykę europejską, a zarazem podzielonym w dziesiątkach kwestii i dopuszczającym do głosu setki grup interesów. Zwyczajowe wyobrażenia o Stanach podzielonych na Północ i Południe, republikanów i demokratów okazują się rozpaczliwie prymitywne, gdy Zaremba opisuje – jak przy okazji konstruowania pierwszego gabinetu Wilsona – różne interesy niemal każdego stanu, a w jego obrębie progresistów, radykałów, finansjery, prawników, związkowców, arystokratów, metodystów, katolików, wydawców prasy, „białej biedoty", mniejszości narodowych i samotnych idealistów.

Tym samym praca Zaremby to fascynująca, mieniąca się wszystkimi odcieniami panorama ludzkich postaw i inicjatyw, owocująca często najbardziej zdumiewającymi z punktu widzenia europejskiej polityki orientacjami w rodzaju „pacyfistycznego imperialisty", czasem – nietrwałymi koalicjami: „Tłumy zjechały z całego kraju – pisze historyk o inauguracji prezydentury Wilsona. – I choć można było wśród nich dostrzec i irlandzkich macherów z Tammany Hall, i kowbojów ze »srebrnej« Montany czy Kolorado, i antyjapońskich reformatorów z San Francisco, a nawet Murzynów, to najbardziej przykuwały uwagę zwarte gromady południowców śpiewających »Dixie«. Tak  jakby konfederaci zdobyli stolicę kraju, co nie udało im się podczas wojny secesyjnej". Po przeczytaniu „Dziejów..." czujemy się jak po obejrzeniu przez szkło powiększające wnętrza zegarka: takiego z górnej półki, pokazującego lata przestępne i kwadry księżyca na 200 lat naprzód. Choć może stosowniejszym porównaniem byłby cyklotron.

Książka Zaremby zadawana będzie przez egzaminatorów, być może podsunie ją personelowi jakiś ambitny ambasador. Ja jednak, myśląc o innych jej zastosowaniach, wspominam jezuickie kolegia Rzeczypospolitej, w których przez blisko trzy wieki czytywano Cycerona i Katona. Nie wyszły z tych kolegiów rzesze filologów klasycznych, ale nie najgorsza to była szkoła obywatelstwa. Marzy mi się więc, przez analogię, sytuacja, w której „Dzieje..." czytywaliby kandydaci na radnych i posłów, przekrzykujący się dziś na zebraniach członkowie wspólnot mieszkaniowych i komitetów rodzicielskich, ucząc się nie tyle o rozterkach izolacjonistów, ile o sposobach uprawiania polityki. Wówczas ci, którzy dziś sprawują władzę, mogliby – przywołajmy tę myśl Marszałka w ostentacyjnie nieplatformerski sposób – udać się z pomocą kurom w pilnej potrzebie toaletowej. Z pożytkiem dla nas wszystkich.

—współpraca A. Konikiewicz

Piotr Zaremba, „Demokracja w stanie wojny. Woodrow Wilson i jego Ameryka", Wydawnictwo Neriton, 2014

Z rzetelną wiedzą na temat USA różnie jednak w Polsce bywało. Trudno się zresztą temu dziwić, skoro dyżurnym „amerykanistą" pozostawał przez kilka dekad Longin Pastusiak, autor, który swą obrotnością potrafiłby zawstydzić Tartuffe'a i Talleyranda.

W roku 2012 ukazał się pierwszy tom dziesięcioksięgu Piotra Zaremby „Dzieje polityczne Stanów Zjednoczonych od roku 1990". Dzieło to, podobnie jak pierwsze drapacze chmur, budzi respekt rozmiarami: lektura drugiego tomu, który właśnie się ukazał,pozwala jednak odczytać zamysł autora i zrozumieć, że praca ta nie może być szczuplejsza. „Dzieje..." bowiem w pełni spełniają obietnicę zawartą w podtytule: to historia stricte polityczna, ostentacyjnie wolna od rozdziałów poświęconych przewagom wojennym, dokonaniom naukowców, nowym zjawiskom w dziedzinie kultury.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą